Radość porywa

Marta Deka, Krystyna Piotrowska; GN 8/2011 Radom

publikacja 24.03.2011 06:30

Młodzież oazowa spotkała się w Domu Rekolekcyjnym „Betania” w Pionkach, by uczyć się, jak zostać dobrym animatorem.

Radość porywa GN 8/2011 Pod czujnym okiem animatorów uczestnicy KAMUZO doskonalili swój śpiew i grę na gitarze.

Do Pionek pojechaliśmy wszyscy, cały nasz radomski zespół redakcyjny. A powody tej podróży były dwa, obydwa bardzo ważne. Zaprosili nas przebywający tam na rekolekcjach oazowicze, żeby popytać o naszą pracę, a może też i nas zobaczyć z bliska. Do spotkania przygotowali się profesjonalnie. Na stoliku ustawili mikrofony, wprawdzie papierowe, ale z daleka wyglądały jak prawdziwe. „Dziennikarze” z sali zadawali nam pytania. Spotkanie trwało niemal godzinę, ale chyba zwycięsko udało nam się wyjść z krzyżowego ognia pytań. Drugi powód naszej wizyty to rozmowa z zespołem redakcyjnym miesięcznika Ruchu Światło–Życie Diecezji Radomskiej „Czeka nas Droga”, który w lutym obchodzi swój jubileusz.

Jak zostać profesjonalistą?

W domu rekolekcyjnym w Pionkach grupa młodzieży związana z oazą uczestniczyła w kursach KODA i KAMUZO. Co znaczą te – dla wielu osób tajemnicze – nazwy? Pierwsza jest skrótem od Kurs Oazowy dla Animatorów, druga to Kurs Animatorów Muzycznych Oazy. Ale to więcej niż kurs. To dziesięć rekolekcyjnych dni przygotowujących do posługi animatorskiej.

W sumie do ośrodka przyjechało 65 osób, w tym dziewięcioro animatorów, moderatorzy diecezjalni ks. Grzegorz Lipiec i s. Anna Baćmaga oraz ks. Tomasz Herc, student liturgiki. Chcą tu też być alumni i księża, którzy duszpasterzują w różnych parafiach, ale są związani z ruchem i tu prowadzą wykłady z Biblii czy liturgiki. Przyszli „profesjonalni animatorzy” najczęściej uczą się w szkole średniej lub studiują. Ci, którzy pragną być animatorami muzycznymi, zazwyczaj są młodsi.

Oazowe dni, choć mają swój schemat, wcale się nie dłużą. Przed południem odbywają się zajęcia z formacji w ruchu, z liturgiki, z Biblii i komunikacji – czyli elementów pedagogiki. Po południu kolejne dwie godziny takich zajęć są już w małej grupie z animatorem. Niektórzy prowadzą wtedy samodzielnie swoje pierwsze spotkania.

Wieczorem jest czas na zajęcia bardziej luźne. Animatorzy uczą, jak poprowadzić pogodny wieczór. To piętnastominutowy przekaz praktyczny, a później to, co zostało przekazane, od razu zastosowuje się w formie konkretnej zabawy. A wtedy zawsze jest wesoło!

Na spotkania z młodzieżą w Pionkach chętnie dają się zaprosić pasterze naszej diecezji, księża wykładający w seminarium czy przedstawiciele mediów. Wśród gości była również para diecezjalna Domowego Kościoła.

– Tu młodzi muszą nie tylko zaliczyć pewien zakres materiału, ale też obserwujemy ich postawę, sposób przeprowadzonego spotkania w grupie i to, jak radzą sobie z dyżurami. To wszystko decyduje, czy dana osoba może zostać animatorem – wyjaśnia ks. Grzegorz Lipiec. – Ważne jest, żeby była dobra atmosfera i poczucie humoru wśród kadry, bo to udziela się tym, którzy tu przyjeżdżają i patrzą na nas, na animatorów. To naturalne świadectwo. Jeśli animator jest radosny, zachwyca swoją postawą, pociąga i motywuje.

O swoich podopiecznych ksiądz moderator mówi, że to dobra młodzież, która pragnie coś w swoim życiu osiągnąć. – Zachwyciła się oazą i chce przejść na kolejny etap formacji w ruchu, jakim jest posługa animatorska. My mamy pomóc im przygotować się do niej – mówi. – To też towarzyszenie tym młodym ludziom, bycie z nimi, rozmowa, odpowiadanie na pytania, ale również – jeśli jest taka potrzeba – podpowiedź w wybieraniu drogi życiowej, powołania.

Specjaliści od ratowania życia

Ksiądz Grzegorz zaznacza, że jako diecezja jesteśmy bogaci w animatorów, bo mamy ich około 200. Jednym z nich jest Mateusz Pindakiewicz. Pochodzi ze Zwolenia, studiuje dziennikarstwo. Podkreśla, że jeśli chodzi o KODA, zadanie animatora jest jedno: wskazać osobom, które chcą służyć innym, drogę osobistego rozwoju i przekazać im umiejętność opiekowania się powierzonymi „duszami”. – To tak na zasadzie przekazywania światła. Pokazuję to, co kiedyś poznałem. Wskazuję tę drogę komuś i on ma zacząć ją odkrywać na swój sposób, żeby potem mógł zapalać innych.

Mateusz decyduje się na odważne porównanie: – Bycie animatorem to jakby ratowanie życia innych ludzi. I rozwija myśl: – To jest stwierdzenie, pod jakim podpisze się każdy animator, który wie, do czego został powołany. Jeżeli jest się animatorem, zawsze ma się poczucie odpowiedzialności za innych. Wiemy, że ktoś kiedyś powierzył nam misję, misję ratowania innych ludzi. Czasami jednym słowem, czasami modlitwą, a czasami zachowaniem. Wielu młodych gdzieś się pogubiło, „posypało”. Nieraz trudno im stawić czoło różnorakim problemom. I my jesteśmy tymi, którzy mają czuwać. I wiedzieć jaka pomoc komuś jest najbardziej potrzebna.

Może mniej ważkie, ale przecież także istotne zadanie ma animator muzyczny. Przez muzykę – grę na instrumencie i śpiew może uskrzydlić wspólnotę! Tomasz Grabski jest uczniem trzeciej klasy gimnazjum. Przyjechał z Wierzbicy. Chce być właśnie animatorem muzycznym. – Osoba, która szkoli się na KAMUZO, powinna grać przynajmniej na jednym instrumencie. Ja, podobnie jak wiele osób z oazy, gram na gitarze. Tu najwięcej czasu poświęcamy na szlifowanie głosu. Uczymy się też, jak dobierać pieśni do liturgii – opowiada.

Dla nich nie ma granic

Mateusz Czapla, Paweł Kudas, Emilia Żuchowska i dk. Michał Michnicki to mózg gazety oazowiczów. Początki pisma sięgają 1992 roku. Miesięcznik „Czeka nas Droga” to owoc pracy i pomysłów grupy zgromadzonej przy ks. Romanie Adamczyku, ówczesnym diecezjalnym moderatorze Ruchu Światło–Życie. Pierwszym redaktorem naczelnym pisma był ks. Albert Warso. Potem funkcję tę pełnili księża Grzegorz Zieliński, Jarosław Zieliński i Marcin Dąbrowski. Obecnie naczelnym jest Mateusz Czapla. Po raz pierwszy jest to osoba świecka. – Redaktorzy biorą również udział w tworzeniu strony internetowej czy filmów. Służą one nie tylko Ruchowi Światło-Życie, ale całej naszej diecezji. Jesteśmy taką grupą, która wykracza poza pismo i poza całą oazę – mówi szef.

Mateusz pracuje, jest absolwentem administracji na KUL-u. Miesięcznik jest dla niego tym polem działania, na którym czuje się bardzo dobrze. Daje mu możliwość kontaktu z wieloma osobami i robienia ciągle czegoś nowego. – Każdy numer zaczynamy od materiałów formacyjnych. Jest on poświęcony tematowi, który pochodzi z podręcznika formacji dla animatorów, ma swój temat i swojego patrona. Dodatkowo są w nim artykuły dotyczące świąt obchodzonych w danym miesiącu. Później przechodzimy do spraw luźniejszych – jak film, książka. Na końcu zawsze piszemy o aktualnych wydarzeniach. Zamieszczamy też informacje o tym, co będzie się działo w najbliższym czasie w naszym ruchu – relacjonuje Mateusz.

Paweł składa pismo. Studiuje informatykę w Lublinie. Dokładniej – grafikę i multimedia. Czyli robi to, co lubi. – To ogromny dar, że mamy swoją gazetę, że jest regularnie wydawana. Dzieje się tak dzięki pracy wielu osób. To kosztuje nas mnóstwo czasu, ale cieszymy się, że ona jest. Z tego, co wiem, w Polsce są tylko trzy pisma wydawane regularnie przez Ruch Światło–Życie. Ale tylko nasze jest darmowe – zachwala Paweł.

Emilia zajmuje się przede wszystkim korektą. Rzadko pisze artykuły. Studiuje prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Ma też licencjat z pedagogiki. – Przy robieniu korekty mamy coraz większą wprawę. Wiemy już, na co zwracać uwagę – mówi.

Diakon Michał jest duchowym opiekunem diakonii komunikowania społecznego. Razem z ks. Grzegorzem Lipcem czuwa nad poprawnością teologiczną zamieszczanych tekstów. Wszyscy bardzo dobrze się znają. Ich redakcyjna praca jest wspomagana kontaktem internetowym i rozmowami telefonicznymi. Na co dzień rzadko spotykają się wszyscy razem, ponieważ żyją w różnych miastach.

Paweł jest w Lublinie, Emilia w Krakowie, a Mateusz i dk. Michał w Radomiu. Mimo to w tym samym czasie, dzięki internetowi, mogą sprawdzać gazetę – jakby siedzieli w jednym pokoju.

W lutym do rąk czytelników trafia setny numer pisma „Czeka nas Droga”. Od tego numeru miesięcznik zaistnieje w Polsce oficjalnie, gdyż został zarejestrowany w Bibliotece Narodowej i otrzymał swój numer ISSN. Nowością dla czytelników będą też artykuły pisane przez księży Andrzeja Jędrzejewskiego i Marka Dziewieckiego.

Można powiedzieć, że pismo jest spełnieniem pragnień samych animatorów, którzy chcieli, by istniało; by mogli na jego łamach przekazywać różne informacje i relacje z wydarzeń. – Moim zadaniem jest koordynacja prac przy tworzeniu miesięcznika. Ale też zależy mi, by młodzi przez to medium uczyli się pracy dziennikarskiej, wywiązywali z terminów i zobowiązań. Większość zadań wykonują sami. Trzeba ich pochwalić za to, co robią, bo robią to profesjonalnie i gratis – mówi ks. Grzegorz Lipiec.