Dzisiaj spałem na dworcu

Tomasz Gołąb; GN 10/2011 Warszawa

publikacja 21.03.2011 06:30

Ciepły sweter, czapka, herbata z cukrem – niewiele potrzeba, żeby ci, którzy przychodzą po pomoc do punktu zbiórki darów, poczuli, że życie ma sens.

Dzisiaj spałem na dworcu Tomasz Gołąb/ GN Pod stałą opieką „Bacówki” jest dziś około stu potrzebujących.

Helena Skupska (socjolog z wykształcenia) przekłada na półkach dziecięce ubranka. Ktoś potrzebuje kaftaników rozmiar 56, dla noworodka. Wieczorem, kiedy drzwi „Bacówki” zamkną się za ostatnim potrzebującym, robi przegląd rzeczy, które zostały. Wielkie regały pną się od samej ziemi po sufit sutereny. Wyżej już tylko rury, instalacje i lampy, które rzucają trochę światła i ciepła.

Pani Helena przychodzi tu od dwóch lat: wydaje dary, słucha cierpliwie historii, najczęściej dramatów. Poznaje twarze: niektórzy przychodzą co tydzień. Biorą kurtkę, podkoszulkę, czapkę: – Tylko żeby dobrze na uszy nachodziła. I może rękawiczki by się znalazły – prosi pan w zielonej kurtce, ze zbyt krótkimi rękawami.

Odbudować miłość w tym domu
Ci, którzy na Grójecką 20b przychodzą po pomoc, ciągną jak walizki swoje trudne doświadczenia. Niewielu ma swój kąt. Przemieszkują w noclegowniach, na dworcach, w kanałach albo klatkach schodowych. Byle przetrwać zimę. Na wiosnę jakoś raźniej będzie. – O, już, widzi pan, z sopli kapie – zauważa jeden z bezdomnych, wychodząc z sutereny. Mija tablicę, z której wynika, że w pierwszych dniach powstania Niemcy zamordowali i dla zatarcia śladów spalili mieszkańców tego domu. Może to nie przypadek, że w tym miejscu działa teraz Dzieło Odbudowy Miłości – fundacja D.O.M. Zdzisława Bieleckiego? W tym roku świętuje 20-lecie działalności na rzecz ubogich i potrzebujących. Przez lata przewinęły się tu dziesiątki wolontariuszy. – Kiedyś przyjaciele wyciągnęli ręce, kiedy sama byłam w potrzebie – mówi pani Helena. – Chciałabym choć cząstkę tego dobra oddać teraz innym…

Błażej lepiej brzmi
Robert („może lepiej »Błażej« – tak bardziej po francusku będzie”) na pytanie, skąd jest, odpowiada: z miasta. Ale tak naprawdę przyjechał spod Poznania, latem. – Zamiarowałem krócej być. Własną firmę rozkręcić. Ale życie bez domu nauczyło mnie cieszyć się małymi rzeczami – mówi ten, który stracił wszystko: przyjaciół, rodzinę, dom, i bez pieniędzy trafił na ulicę. Niebieską torbę z napisem „Sekcja pływacka” wypchał w „Bacówce” swetrem, ciepłą podkoszulką, skórzaną saszetką, szalikiem i czapką. – Dla kogoś, bo dla siebie wziąłem tydzień temu, ładna? Przynajmniej jakoś wygląda się na ulicy – mówi, pokazując zielone nakrycie głowy.

Przy wejściu koło schodów piętrzą się stare podręczniki do niemieckiego. Obok lodówka, narty, rozkładany fotel, pod sufitem pięć kółek do kręcenia hula-hoop, a na podłodze kartony z butami.

Z cukrem poproszę…
Przy biurku siedzi Tomasz Nastula, skrzętnie odnotowuje, co kto wziął. Ten ręczniki, ten koszulę, inny kapcie. PESEL, adres, podopieczni kwitują podpisem. W grubym brulionie zapisanych jest ponad trzysta nazwisk. Około stu osób korzysta z pomocy regularnie.

– Najbardziej potrzeba odzieży męskiej: kurtek, spodni (najchętniej dżinsowych), bielizny, swetrów. Najlepiej wstępnie posortować i żeby były czyste. Ci ludzie mają i tak trudne życie. Nie chcemy im uwłaczać, dając byle co – mówi pan Tomek, odrywając się na chwilę od zapisywania kolejnych osób. W niewielkim pomieszczeniu jest teraz kilkanaście osób, w tym czworo wolontariuszy. Na zewnątrz grubo poniżej minus 10 stopni. Wśród czekających na swoją kolej kręci się Michalina Jaworska. Zbiera zamówienia na herbatę i kawę. Na co dzień sprzedaje luksusowe mieszkania, w najlepszych lokalizacjach.

– Kończyłam pedagogikę specjalną, ale nie odnalazłam się w zawodzie. Tu przychodzę łapać równowagę po pracy i mam wrażenie, że więcej zyskuję sama niż ci, którzy przychodzą po pomoc – mówi wolontariuszka, zalewając kolejny kubek.

Ewangelia ubóstwa
Rąk do pracy na Grójeckiej jest zawsze zbyt mało. Zwłaszcza wtedy, gdy fundacja D.O.M. szykuje kolejny transport darów: dla powodzian, ubogich na Warmii, to znowu gdzieś za granicę. Kolejki potrzebujących są coraz dłuższe. Krzysztof Paruch szykuje się do obrony pracy magisterskiej na Wydziale Prawa i Administracji UW. W przerwach przychodzi na Grójecką. – Od miesiąca, raz w tygodniu. Robię to, bo tak rozumiem Ewangelię – mówi, szukając do pary buta dla pani Elżbiety z Siedlec.

Punkt Zbiórki i Rozdziału Darów działa w czwartki w godz. 16–19 (domofon nr 1 – wejście przez bramę na podwórze i w prawo schodkami w dół). Fundacja poszukuje darczyńców i wolontariuszy, także do zajęć z młodzieżą, do organizowania transportów pomocy, do udzielania korepetycji, prowadzenia strony internetowej. Kontakt przez e-mail: dom@dom.org.pl. oraz na www.nieobojetni.pl”.

Pod stałą opieką „Bacówki” jest dziś około stu potrzebujących.