Opat z Tyńca: W zakonie, jak w małżeństwie, są ludzie, bo chcą w nim być, a nie ma takich, którzy muszą

Bogumił Łoziński

GN 8/2023 |

publikacja 23.02.2023 00:00

O drodze duchowej w zakonie benedyktynów, podobieństwach życia zakonnego i małżeńskiego oraz doświadczeniu osobistego kontaktu z Bogiem mówi opat klasztoru benedyktynów w Tyńcu o. Szymon Hiżycki OSB.

Opat z Tyńca: W zakonie, jak w małżeństwie, są ludzie, bo chcą w nim być, a nie ma takich, którzy muszą roman koszowski /foto gość

Intymny kontakt z Bogiem Bogumił Łoziński: Czy w zakonie można być wolnym?

o. Szymon Hiżycki: Mam nadzieję.

Co to znaczy wolność w zakonie?

Ufam, że w zakonie, jak w małżeństwie, są ludzie, bo chcą w nim być, a nie ma takich, którzy muszą.

Zgłaszają się kandydaci, którzy podjęli taką decyzję z innych powodów niż powołanie do życia zakonnego?

Myślę, że jeśli ktoś przyszedł do klasztoru z jakichś innych przyczyn, to prędzej czy później to wyjdzie. Analogicznie jak w małżeństwie.

A jeśli to wyjdzie już po ślubach?

Wtedy jest tragedia, bo taka osoba odchodzi. My tutaj żyjemy gromadnie, wszyscy na jedno kopyto, więc takie rzeczy wychodzą, na przykład to, że ktoś się zmusza.

Czas nowicjatu można porównać do okresu narzeczeństwa?

Myślę, że to dobre porównanie. Problem w tym, że dziś mentalność młodych ludzi jest taka, iż nie traktują poważnie swoich zobowiązań, ślubów, które złożyli Panu Bogu. Na przykład przyszli do klasztoru, ślubowali, ale nie jest do końca tak, że chcą zostać w tym domu, więc po 10, 15 latach sobie odchodzą.

Przeciętny człowiek kojarzy zakon z pewnym przymusem, bo są składane śluby posłuszeństwa, co jest traktowane nawet jako opresja. Czy da się to pogodzić z wolnością?

Ślub posłuszeństwa jest praktykowany również w małżeństwie, a nie kojarzy się tak. Gdy ktoś decyduje się związać z inną osobą, wejść z nią w relację, oznacza to również, że decyduje się być posłuszny, decyduje się jej słuchać, odpowiadać na wezwania, potrzeby, pragnienia.

Co się dzieje, gdy zakonnik nie słucha? Czy zawsze musi zrobić wszystko, co każe mu przełożony, czy też jest jakaś granica?

Punktem granicznym zawsze jest grzech. Opat nie może nakazać mnichowi grzeszyć. Natomiast jeśli kogoś nakłaniamy do odejścia z klasztoru, to nawet nie z tego powodu, że nie słucha opata, tylko dlatego, że odmawia słuchania wspólnoty. Bracia do niego mówią, ktoś od niego czegoś chce, wspólnota stawia mu jakieś wymagania, a on odpowiada: nie chcę, nie będę robił, nie będę z wami rozmawiał… Mając taką postawę, musi odejść.

Powiedział Ojciec o innej mentalności kandydatów, którzy dziś zgłaszają się do klasztoru. Jacy są w porównaniu z tymi z wcześniejszych lat, gdy większość zdecydowanie wiedziała, czego chce, gdy mieli oni mocne powołania i je realizowali?

To jest nawet troszkę zabawne, bo przychodzą do nas ludzie po trzydziestce i można powiedzieć, że nie są do końca poukładani, a bywają tacy, którzy mają dziewiętnaście, dwadzieścia parę lat i są w bardzo „starym stylu”. Nie jest więc tak, że wiek determinuje rodzaj powołania.

Jesteście zakonem, którego sposób życia jest ściśle kontemplacyjny, ale podejmujecie też różne prace zewnętrzne. Obecnie m.in. prowadzicie browar, wydawnictwo, sklep, kawiarnię, produkujecie wyroby według własnych receptur, macie dom gości. Czy te aktywności są spełnieniem dewizy waszego założyciela św. Benedykta z Nursji – „Ora et labora” – Módl się i pracuj?

Tu proszę uważać, bo sformułowanie „Ora et labora” pojawiło się dopiero w XIX wieku u o. Placyda Woltera z klasztoru Beuron w Niemczech, który pisał komentarz do Reguły św. Benedykta i tak ją zinterpretował.

Czy ta działalność zarobkowa mieści się w zakonnym ślubie ubóstwa?

My nie składamy ślubu ubóstwa.

Przecież on jest jednym z trzech ślubów charakteryzujących życie zakonne.

Składamy ślub posłuszeństwa, który jest fundamentalny dla życia zakonnego, ślub nawrócenia obyczajów oraz ślub stałości miejsca. Trzy śluby, o których pan mówi, czyli posłuszeństwa, czystości i ubóstwa, są bardziej nowożytne, związane z dominikanami czy franciszkanami. Co do naszej działalności, poruszył pan wiele różnych kwestii. Rzeczywiście wynajmujemy browar. Naszych trzech braci: Wojciech, Bazyli i Roman, jeździ do niego w określony dzień tygodnia i warzy piwo. Tak zwane produkty benedyktyńskie to spadek po poprzednim opacie o. Bernardzie Sawickim, który przestał pełnić tę funkcję 10 lat temu. Według mnie nie było to do końca przemyślane, odbywało się na zasadzie, że ktoś coś robił, a myśmy temu nadawali markę benedyktyńską. Od takiej praktyki odcięliśmy się już. Obecnie wszystkie te rzeczy wykonujemy fizycznie sami, na przykład piwo; mamy brata, który maluje ikony; jest wydawnictwo. Uzyskane środki należą do wspólnoty zakonnej i z nich się utrzymujemy. Święty Benedykt mówi, że prawdziwymi mnichami są ci, którzy żyją z pracy rąk własnych, jak ojcowie nasi apostołowie.

Jaki jest cel ślubu stałości miejsca? Kameduli, którzy są zakonem kontemplacyjnym, często są przenoszeni, i to do klasztorów na całym świecie.

U benedyktynów ślub stabilitas nie oznacza, że wiążemy się z jednym miejscem – to pewnego rodzaju stałość. Benedykt w Regule wyjaśnił to tak, że wiążemy się na całe życie z monastycznym stylem życia, że zawsze będziemy benedyktynami. Chodzi więc o stałość sposobu życia, a nie miejsca.

Główną cechą waszej duchowości jest „bycie z Bogiem” poprzez codzienne nawracanie się, metanoję. Jak realizujecie to w dzisiejszych czasach?

W naszym wypadku wiąże się to z nieustannym powracaniem do chóru, czyli ciągle chcemy sprawować liturgię godzin, i z nieustannym powracaniem do lectio divina, czyli czytania słowa Bożego. W liturgii i Piśmie Świętym spotykamy Pana Boga.

Czy takie nieustanne nawracanie się przynosi postęp duchowy, zbliża do Boga?

Bałbym się oceniania tego. To nie byłoby dobre, dlatego że może prowadzić do jakiejś frustracji.

Spytam inaczej. Macie w Tyńcu braci, którzy żyją w szczególnej bliskości z Bogiem?

W 2018 r. zmarł nasz brat Gabriel, miał 97 lat. Urodził się 25 marca, zmarł 24 grudnia, zwracam uwagę, że na imię miał Gabriel. Kiedyś przechodziłem koło jego celi i usłyszałem: „Jezu, Jezu, Jezu, Jezu, Jezu, Jeeeezu!!!”. Wszedłem do niego i pytam, czy coś mu się stało, a on odpowiada, że nie. Zapytałem, dlaczego krzyczy, a on stwierdził, że przecież się modli.

To pewnie była jego Modlitwa Jezusowa?

Tak, właśnie tak. Ostatni rok życia leżał w łóżku, wszystko przy nim robiliśmy, dosłownie wszystko. Zawsze zajmujemy się braćmi do samego końca. Gabriel nigdy nie narzekał. Jak miałem trudny dzień, przychodziłem do niego, a on do mnie mówił: „O, ojciec opat do mnie przyszedł, a może by ojciec usiadł, o tu, na tym krześle, bo jest miękkie. Na tym proszę nie siadać, bo jest twarde. Zaraz mi przyniosą obiad, to ojciec opat zje, bo ja już jestem stary, ja nie muszę jeść”. Gabriel tak właśnie żył, modlił się do samego końca, był w tej chorobie jakby gotowy.

Ostatnio umarł brat Jan, który urodził się w 1948 roku. Dostał raka trzustki. Rozmawiałem z osobami, które opiekują się chorymi na raka, i spytałem, czy można mu dać na przykład jakąś chemię… Odpowiedziały, że można, ale to ewentualnie o miesiąc wydłuży mu życie; zadecydować musi chory. Poszedłem do brata Jana i spytałem, czy chce chemię. On na to, o ile wydłuży mu to życie. Powiedziałem, że według lekarzy może o miesiąc. Usłyszałem wtedy: „O nie, to już końcówka. Ojcze, ja nie mam czasu na takie rzeczy”. Jakbym go pytał, czy chce parówki z ketchupem czy z musztardą.

Praktykujecie Modlitwę Jezusową, która powstała wcześniej niż zakon benedyktynów. Dlaczego się nią modlicie?

To jest bardzo stara forma modlitwy, monologiczna, czyli jednozdaniowa. Najstarszym autorem, który pisał o powtarzaniu jednej formuły modlitewnej, jest św. Jan Kasjan – w latach trzydziestych piątego wieku. Święty Benedykt mówił, żeby Kasjana czytać codziennie przed kompletą, ponieważ uważał go za istotnego i ważnego autora.

Padają opinie, że Modlitwa Jezusowa przypomina buddyjską mantrę.

Czytałem na ten temat tekst, który bardzo mi się podobał. Autor wskazywał, że rama jest ta sama, ale obraz w środku inny. W buddyzmie nie ma kontaktu z Bogiem osobowym, a my, powtarzając wezwanie modlitewne „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem” – zwracamy się do Boga, który wcielił się i umarł na krzyżu. To są więc dwie różne rzeczy.

Benedyktyni medytują Pismo Święte oraz jego komentarze, głównie patrystyczne. Co z dorobku duchowego ojców Kościoła jest szczególnie aktualne dziś?

To, co jest najważniejsze, jeśli chodzi o ojców, co wynika także z mojego osobistego doświadczenia, to ich niezwykle intymny i osobisty kontakt z samym Panem Bogiem. Ojcowie mówią, co mnie nieustannie inspiruje i zadziwia, że tutaj i teraz człowiek, bez względu na to, w jakim stanie jest, może z Panem Bogiem się spotkać. To nie jest przywilej ludzi świętych czy wyjątkowych, ale każdego z nas.
 

O. Szymon Hiżycki

od 2015 roku jest opatem klasztoru benedyktynów w Tyńcu. na drugą, ośmioletnią kadencję został wybrany w styczniu tego roku. Doktor teologii, specjalista z zakresu starożytnego monastycyzmu. Najmłodszy opat w historii powojennego Tyńca. Ma 42 lata, od 24 lat jest w zakonie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.