Twarde lądowanie

Marcin Jakimowicz

GN 1/2023 |

publikacja 05.01.2023 00:00

– Zżymam się, gdy przedstawiają nas jako wzór rodziny katolickiej. Co to – jakiś kato-cyrk obwoźny? Zresztą sam po nawróceniu zaliczyłem twardy reset… Wiem jednak, że gram w drużynie Zwycięzcy i nie chcę realizować planu minimum – mówi Marcin Gomułka.

Marcin Gomułka  – popularny vloger  i ewangelizator. KRZYSZTOF KAMIŃSKI MIGAW-KAMI Marcin Gomułka – popularny vloger i ewangelizator.

Jeździmy z Moniką po Polsce, prowadząc m.in. rekolekcje dla małżeństw. Niektórzy ze względu na to mogą traktować nas jako „wzorową rodzinę katolicką” (co to w ogóle znaczy?). Oj, nie lubimy takiego podejścia. (śmiech) Nie chcemy być traktowani jako kato-cyrk obwoźny. Nie oceniam motywacji duszpasterzy, którzy nas zapraszają, ale wzdrygamy się, gdy ktoś chce nas przedstawić jako wzór do naśladowania. To dla nas bardzo konfrontujące, bo doskonale znamy swoją kondycję. A poza tym nie jedziemy po to, by pokazać siebie, ale by opowiedzieć o Tym, który zmienia nasze życie. A to ogromna różnica.

Uczymy się tego, że świadczymy przede wszystkim Jemu, nie ludziom. To przed Panem składamy świadectwo, a jeśli to kogoś przybliży do Jego miłości, to Bogu dzięki! Nie jesteśmy zbawicielami świata, znamy swoje miejsce. Od kuchni wygląda to różnie. Często jedziemy na jakieś spotkanie, trwa to kilka godzin i wielokrotnie bywało tak, że mogliśmy się wówczas wzajemnie zjeść. Jak to w rodzinie... Wszystkie okoliczności przyrody krzyczały: „I po co tam jedziecie? Co chcecie powiedzieć tym ludziom?”. Czasem, przyznam, najchętniej zawrócilibyśmy, ale w tych chwilach, które domagały się Bożej interwencji, wykonywaliśmy krok wiary i jechaliśmy głosić. I ta interwencja przychodziła! Zanim dostawaliśmy do ręki mikrofon, wzajemnie się za siebie modliliśmy. Niezależnie od tego, co w nas było. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy ze słabości, i gdy oddaliśmy tę przestrzeń Bogu, On przejmował stery. Otwieraliśmy usta, by oddać Mu chwałę, a często później wzruszeni łapaliśmy się na tym, że słowa, które wypowiadaliśmy, nie były z nas.

Nasze głoszenie bardzo podnosi nas samych. Jest tak jak w biblijnym fragmencie: „Piszemy to w tym celu, aby radość nasza była pełna”. Radość nasza! To w naszej posłudze jest najpiękniejsze. Głosimy, aby żyć w pełni. Bo my naprawdę jesteśmy ze słabości.

Reset

Neofitom często wydaje się, że złapali Pana Boga za nogi. A potem często bywa tak, że zaliczają twarde lądowanie. Tak było u mnie. Byłem prowadzony od schematów, które wyssałem z mlekiem matki, do wiary osobistej, do świadomości, że naprawdę nie mam się na kim oprzeć… tylko na Jezusie. Mogę się jedynie przytulić do Jego krzyża i wyszeptać to, co jest osnową wszystkich psalmów: „Tylko w Tobie pokładam nadzieję”. Przed ośmiu laty, gdy wydawało mi się, że nawróciłem się i złapałem Pana Boga za nogi, okazało się, że często budowałem na sobie, na Prawie, nie na Nim. Zaliczyłem glebę. Pewnego dnia ocknąłem się na izbie wytrzeźwień.

Był czas, gdy panował nade mną alkohol, a potem po nawróceniu wydawało mi się, że mam to już za sobą. Że „sobie z tym poradzę”. To popularny, słyszany często zwrot, który jest ogromną pułapką, ślepą uliczką. Żyłem w iluzji, że sama deklaracja: „Jezus jest Panem mojego życia” zadziała magicznie. Okazało się, że nawrócenie jest procesem, długą drogą. I doszło do paradoksu: o ile początkowo myślałem: „Nie potrzebuję Ciebie, bo jestem w stanie sam sobie z tym poradzić”, potem wpadłem w drugą pułapkę: „Nawet Ty, Boże, sobie z tym nie poradzisz”. Awers i rewers tej samej monety. Pycha.

Teraz Ty działaj!

Dziś dziękuję Bogu za to doświadczenie, za ten reset, ale wówczas miałem wrażenie, że zawiodłem wszystkich: Pana Boga, siebie samego, moją narzeczoną, która miała nadzieję, że niektóre rzeczy mam już za sobą… A tu taka sytuacja… Nie, nie załamałem się, postanowiłem raczej twardo: to teraz muszę pójść za Jezusem na sto procent. Koniec zabawy na pół gwizdka. Wybieram. Albo w tę, albo w tamtą stronę. Wóz albo przewóz. Katalizatorem w tym procesie było wyruszenie na Przystanek Woodstock i rzucenie się w tej całej nędzy w wir ewangelizacji. Doskonale rozumiałem to, o czym mówili nasi duszpasterze, że jeśli ktoś czuje się lepszy od tych, do których wychodzi, to lepiej, by się tego nie podejmował. Wychodziłem do ludzi z tą swoją pustką i wiedziałem, że jeśli ktokolwiek będzie działał, będzie to Bóg.

To był kluczowy moment. Dopiero później przeczytałem u ojca Raniera Cantalamessy, że odpowiedzią na grzech nie jest cnota, ale uwielbienie! Zacząłem doświadczać tego, że uwielbienie naprawdę zmienia życie i serce, a modlitwa przestaje być jedynie praktyką, a staje się stylem życia.

Prawo zabija

Doświadczyłem realnie, że na tej pustyni wydarzył się cud: Bóg zaczął mnie uwalniać. Doświadczam tego od ośmiu lat… To była ogromna zmiana jakościowa. Z jednej strony wiedziałem, że z Bogiem się uda. Wyprowadziliśmy się od siebie, zaczęliśmy żyć w czystości, tylko że to znowu było powtarzanie tej katolickiej mantry: chcę, bo tak trzeba, bo tak wypada… Mam wrażenie, że pomijaliśmy wówczas istotę! Gdy jesteśmy zapraszani na setki spotkań i duszpasterze mówią: „Opowiedzcie młodym o czystości!”, ja nie mam innej odpowiedzi niż ta, że „Panem jest Jezus”. Że w tej czystości chodzi tylko o Niego, tylko o miłość. Nie chcemy opowiadać o czystości ze względu na czystość, bo nie ona jest celem! Nie chcemy spłycać, zawężać tego tematu. Prawdziwym przewrotem kopernikańskim w moim życiu była chwila, gdy odkryłem, że nie można zaczynać od moralności, ale od doświadczenia żywego Boga i Jego miłości. Tak to zadziałało u mnie. Najpierw poznałem miłość Bożą, a dopiero później starałem się na nią odpowiedzieć życiem. „Mówcie o nierozerwalności małżeństwa” – słyszę często, ale z całym szacunkiem dla tego stwierdzenia – przecież w małżeństwie nie chodzi o to, „by się nie rozstać”. Chodzi o miłość! To tak (skąd my to znamy?) jakby drużyna piłkarska wychodziła na murawę z przeświadczeniem, że nie może przegrać. „Gramy, gramy, byle tylko nie przegrać”. Nie! Widzimy, co się stało z Czesławem Michniewiczem, a jednocześnie przez lata będziemy wracali do genialnego, pełnego zwrotów akcji, dynamicznego finału między Francją a Argentyną. Przecież oni nie grali, „aby nie przegrać”. My często sprowadzamy rodzinę do przykazań, nakazów i zakazów. Do Prawa, a ono, jak bez owijania w bawełnę pisał św. Paweł, „zabija”. Gramy w drużynie Zwycięzcy i nie chcemy realizować planu minimum.

Hejt

Opowiadamy o zakotwiczeniu w Kościele i pewnie sporej grupie naszych odbiorców się to nie podoba. Gdy zaczęliśmy być osobami publicznymi, takie złośliwe, kąśliwe, ironiczne komentarze bolały nas bardziej. „Przecież ci ludzie kompletnie nie znają naszej drogi, intencji, zranień, wyborów, więc nie mają prawa nas osądzać” – burzyłem się. Dojrzeliśmy nie tylko do tego, że nie wszyscy będą nam przyklaskiwać i z nami się zgadzać (Gomułkowie nie są jak zupa pomidorowa – nie wszyscy muszą nas lubić), ale co więcej: nie wszyscy będą chrześcijanami. Czytając takie ostre komentarze, często jest mi przykro, że ci ludzie nie poznali Chrystusa. Być może z mojej winy… Zdarzało mi się pisać w wiadomościach prywatnych do takich osób z lepszym lub gorszym skutkiem... Wbrew pozorom łatwiej zagadać do osób, które nie są chrześcijanami, niż do tych, które atakują cię z wnętrza Kościoła. To boli o wiele bardziej…

Widzę, że ten hejt jest naturalną konsekwencją słów Jezusa, że uczeń nie może być większy od swego mistrza. I jeszcze jedno: jeśli nawet moja żona czy moje dzieci często błędnie odczytują moje intencje, to co dopiero nieznający mnie internauci! Mam świadomość, że w internecie w tych pyskówkach nikt nigdy nie wygrał, i nie ma sensu się w nie wdawać. To raczej pompowanie naszego ego. Wiedza wbija w pychę, miłość zaś buduje. Uczę się tego… Pisanie dziś o Kościele nie jest proste, ale dla mnie cały ten proces bolesnego oczyszczenia i ohydnych skandali seksualnych, które wychodzą na jaw, jest czasem błogosławieństwa, nie przekleństwa. Wierzę, że wyzwoli nas prawda…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.