Bliski, serdeczny, ewangeliczny

Beata Zajączkowska

Dobro rzeczywiście jednoczy ludzi, w czasie wojny dobrzy ludzie stają się jeszcze lepsi.

Bliski, serdeczny, ewangeliczny

Kard. Konrad Krajewski wrócił właśnie do Watykanu z Ukrainy. Wymęczony straszliwie, ale z poczuciem dobrze wypełnionego zadania, bo ludzie dostali generatory prądu, a one, jak mówi, realnie ratują życie. By ominąć ogromne kolejki na granicy przez kilka dni z rzędu wahadłowo kursował między Leżajskiem a Lwowem i, korzystając z przywilejów dyplomatycznego paszportu, starał się przewieźć jak najwięcej pomocy, także odzieży termicznej. Pilność tego zadania zrozumiał lepiej, gdy zobaczył całe dzielnice wygaszone we Lwowie i ludzi chodzących po ulicach z latarkami oraz sam poczuł, co to znaczy spać w wychłodzonym pokoju, bez dostępu do wody.

Misja humanitarna była ważna, ale jałmużnik papieski nie zapomniał o byciu kapłanem. Uchodźcy i wolontariusze w dominikańskim ośrodku pomocy w Fastowie, z którymi usiadł do Wigilii byli zaskoczeni jego bliskością, serdecznością i ewangelicznością. Robiło wrażenie, że pomagał rozładowywać pomoc, ale i to, że przed Pasterką – zamiast choćby chwilę odpocząć po wielogodzinnej trasie – usiadł w kaplicy i zaczął spowiadać, by jednać ludzi z Bogiem. Prostota przekazu poruszała serca i wywoływała łzy, gdy w bożonarodzeniowej homilii mówił, że dziś Jezus narodziłby się na uciemiężonej Ukrainie i że przychodzi do wszystkich bez wyjątku. Słów tych słuchali katolicy obydwu obrządków, prawosławni i niewierzący. Było to bardzo dobre doświadczenie: spotkanie z Kościołem hierarchicznym reprezentowanym przez jednego z najbliższych współpracowników papieża, a jednocześnie tak bliskim, serdecznym, ewangelicznym.

Spotkanie budujące i otwierające na Kościół, jakich wiele dziś trzeba nie tylko na umęczonej Ukrainie, ale i w naszych środowiskach, gdzie zalewani jesteśmy informacjami o kolejnych skandalach i nadużyciach. Kard. Krajewski powtarza, że w swej misji często pyta się: „co w danej sytuacji zrobiłby Jezus?”. To na pewno daje światło i natchnienia. Samo pytanie jednak nie wystarcza. Trzeba Nim żyć. Dopiero wtedy można stać się pociągającym świadkiem Chrystusa i piękna wiary. Dając, sam doświadczył nie tylko powszechności Kościoła, ale i tego, że dobro rzeczywiście jednoczy ludzi, że w czasie wojny dobrzy ludzie stają się jeszcze lepsi.