Święte obrazki z wystawy

Szymon Babuchowski

GN 50/2022 |

publikacja 15.12.2022 00:00

Ostatni przeor benedyktynów z Krzeszowa był postacią niezwykłą, a ogromna kolekcja „świętych obrazków” to tylko niewielki wycinek szerokich zainteresowań o. Nikolausa von Lutterottiego.

Święte obrazki  z wystawy reprodukcje roman koszowski /foto gość

Trzynaście i pół tysiąca „świętych obrazków”, starannie posegregowanych i precyzyjnie opisanych, do tego 171 obrazów na szkle oraz kilkanaście modlitewników – taką imponującą kolekcję zgromadził o. Nikolaus von Lutterotti. – Nasza wystawa pokazuje tylko część tego zbioru, staraliśmy się jednak wybrać to, co jest jego esencją. Przez pryzmat kolekcji chcemy też opowiedzieć o ostatnim przeorze benedyktynów z Krzeszowa – mówią kuratorzy ekspozycji, którą można oglądać w Muzeum Etnograficznym – Oddziale Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

Niestrudzony archiwista

Faktycznie, przy bliższym poznaniu zakonny kolekcjoner okazuje się człowiekiem niezwykłym, którego zainteresowania wykraczają daleko poza prezentowany na wystawie zbiór. Najwybitniejszy znawca perły śląskiego baroku, jaką stanowi cysterski Krzeszów, jest autorem ponad 70 książek i artykułów dotyczących dóbr zakonnych i dzieł sztuki artystów tam tworzących, z Michaelem Willmannem, nazywanym „śląskim Rembrandtem”, na czele. – Przede wszystkim jednak był zakonnikiem głoszącym słowo Boże – podkreśla Arkadiusz Dobrzyniecki, jeden z kuratorów wystawy „Święte obrazki. Pasje kolekcjonerskie i badawcze o. Nikolausa von Lutterottiego OSB (1892–1955)”. – Był lubianym duszpasterzem, cenionym kaznodzieją i spowiednikiem. Legenda głosi, że do jego konfesjonału ustawiały się większe kolejki niż do opata. Jeżdżąc od miasteczka do miasteczka i zbierając środki na utrzymanie klasztoru w Krzeszowie, musiał mówić ludziom o swojej pasji kolekcjonowania obrazków. Wieść o tym niosła się dalej, dzięki czemu wiele osób przekazywało posiadane przez siebie egzemplarze cieszącemu się sympatią zakonnikowi.

Ojciec Lutterotti skrupulatnie opisywał swoje zbiory, umieszczając przy każdej z grafik nie tylko informację o tym, co przedstawia, w jakim miejscu i czasie powstała oraz jaką techniką została wykonana, lecz także gdzie i kiedy pozyskał dany eksponat. Dzięki temu otrzymujemy sporo dodatkowej wiedzy na temat jego życiowej drogi, a była ona niezwykle ciekawa. Urodzony w 1892 r. w Kaltern w Tyrolu Południowym, w rodzinie o włoskich korzeniach, teologię studiował w Innsbrucku, a w 1912 r. wstąpił do klasztoru benedyktynów Emaus w Pradze. Do Krzeszowa przybył w 1922 r. wraz z innymi braćmi usuniętymi z Emaus przez czechosłowackie władze. – Zastał tu opuszczoną bibliotekę i archiwum, do którego nie zaglądano przez blisko sto lat – opowiada Arkadiusz Dobrzyniecki. – Zaczął je porządkować i opisywać, w całości je też przebadał. Trudno powiedzieć, kiedy znajdował na to czas, bo przecież intensywnie udzielał się duszpastersko, był też opiekunem nowicjatu.

Język Nepomucena i bilecik miłosny

Właśnie po przybyciu na Dolny Śląsk ojciec Nikolaus rozpoczął gromadzenie „świętych obrazków”. – Na początku zbierał głównie dzieła stricte religijne, o głębokiej symbolice – pokazuje kurator. – Te najstarsze pochodzą z XVI wieku. Proszę spojrzeć na miedzioryty Hieronymusa Wierixa. Scena, w której Dzieciątko Jezus sprząta izbę, symbolizuje wymiatanie grzechów. Z kolei grafika „Dzieciątko Jezus buduje łódź” nawiązuje zarówno do Arki Noego, jak i do ewangelicznego łowienia dusz.

Zbiory ojca Lutterottiego zaczęły się bardzo szybko rozszerzać, o czym przekonuje wrocławska wystawa, złożona z ok. 500 obrazków. – Staraliśmy się ukazać różnorodność tej kolekcji, zarówno pod względem tematyki, jak i techniki wykonania czy miejsca druku – podkreśla kuratorka Joanna Kurbiel. Faktycznie, rozrzut jest ogromny. Obok tradycyjnych przedstawień wizerunków Maryi, Jezusa czy świętych, a także licznych obrazków przedstawiających sanktuaria, takie jak Częstochowa, Bardo, Wambierzyce czy Piekary Śląskie, znajdziemy też inne – często o zaskakującej treści. Na przykład „ręka duchowna” to wizerunek dłoni w alegoryczny sposób przypominający o grzeszności człowieka – na każdym palcu umieszczono inne napomnienie. Są też obrazki przedstawiające relikwie, np. język św. Jana Nepomucena; obrazki pogrzebowe, upamiętniające zmarłą osobę (wśród nich pamiątka z pogrzebu papieża Piusa IX). Ciekawostkę w zbiorze mnicha stanowi kilkanaście obrazków o tematyce świeckiej, m.in. kartka z życzeniami pomyślności, pozdrowienia noworoczne, a nawet… bilecik miłosny w języku czeskim, którego nadawca za ofiarowany kwiatek domaga się od adresatki buziaka.

Różnorodne są też techniki graficzne, które zostały wykorzystane przy tworzeniu obrazków. Dominują miedzioryty i staloryty, niektóre z nich są ręcznie kolorowane. Obok tych na papierze, przeznaczonych „dla ludu”, znajdziemy także np. odbitki na jedwabiu. – Naszą chlubą są prace klasztorne, wykonywane ręcznie przez mniszki. Znajdziemy tu szaty wyklejane z tkanin albo haft na papierze. To były unikatowe dzieła sztuki, służące do osobistej modlitwy – opowiada Joanna Kurbiel.

Strażnik krzeszowskich dóbr

Znajdziemy też na wystawie takie cudeńka jak ryciny odbijane na płatku żelatyny, które podświetlało się od spodu lampą naftową czy świecą. Albo obrazki z „niespodzianką”, którą odkrywało się po otwarciu okienka lub pociągnięciu za sznurek. Osobne miejsce w kolekcji zajmują „święte obrazy” malowane na szkle, niemal obowiązkowy element chłopskich domów przełomu XVIII i XIX wieku.

Kolekcja ojca Lutterottiego jest niezwykła także z tego względu, że zachowała się niemal w całości, co w przypadku przedwojennych zbiorów śląskich stanowi absolutny ewenement. Wszystkie dzieła znajdują się obecnie we Wrocławiu – znaczna większość w Muzeum Etnograficznym, mniejsze fragmenty w Bibliotece i Gabinecie Grafiki Muzeum Narodowego oraz w Ossolineum. Własnością zakonnika były do 1954 r., kiedy to – na rok przed śmiercią – zostały mu bezprawnie skonfiskowane przez komunistyczne władze PRL razem z benedyktyńskimi zbiorami z Krzeszowa, których strzegł od II wojny światowej. Ojciec Nikolaus pozostał bowiem na miejscu, gdy w 1940 r. hitlerowcy zajęli znaczną część klasztoru. W 1943 r. został przeorem tamtejszej wspólnoty. Po wojnie, dzięki posiadaniu włoskiego obywatelstwa, uniknął wysiedlenia. Został duszpasterzem pozostałych w regionie Niemców, dla których pokonywał tygodniowo pieszo od 60 do 70 kilometrów. – Nękany przez władze rewizjami, oskarżany o szpiegostwo, cierpliwie znosił szykany. Jednak gdy państwo zrabowało krzeszowskie zbiory, uznał, że nic go już tu nie trzyma. Wyjechał do rodzinnego Kaltern, a później do klasztoru w Bad Wimpfen w Badenii-Wirtembergii, gdzie zakończył życie – opowiada Arkadiusz Dobrzyniecki.

Finał tej historii z pozoru wydaje się smutny, jednak zabiegi ojca Lutterottiego nie poszły na marne. Chronione przez niego dobra ocalały ostatecznie w zawierusze dziejów. Wśród wielu innych cennych przedmiotów benedyktyn z Kaltern ocalił dla nas także te niepozorne obrazki, które dziś z zainteresowaniem oglądamy na wrocławskiej wystawie. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.