Nie z tej ziemi

Franciszek Kucharczak

GN 46/2022 |

publikacja 17.11.2022 00:00

Kościół nie jest instytucją jak każda inna, bo też żadna inna nie ma głównej władzy poza tym światem. Niesie to daleko idące konsekwencje.

Chrystusową władzę na ziemi symbolizuje krzyż, a nie złoty tron. henryk przondziono /foto gość Chrystusową władzę na ziemi symbolizuje krzyż, a nie złoty tron.

Kiedy zbrojni ze zdrajcą Judaszem przyszli po Jezusa do Ogrójca, usłyszeli spokojne: „Ja jestem”. Wtedy „cofnęli się i upadli na ziemię”. Ten tajemniczy szczegół, o którym wspomina tylko ewangelista Jan, jest jakby jeszcze jednym, ostatnim przed śmiercią przypomnieniem, że to On naprawdę ma władzę. Wynika z tego jasno, że jeśli ktokolwiek podnosi na Niego rękę, to tylko dlatego, że On na to pozwala. Gdyby nie zezwolił, żadna siła nie zdołałaby Go nawet drasnąć. Z tego też powodu Jezus powstrzymuje Piotra przed dalszym rozlewem krwi, nakazując Mu schować miecz do pochwy.

„Królestwo moje nie jest z tego świata” – oznajmia Piłatowi pojmany Chrystus (J 18,36). Już wczesny Kościół dobrze to rozumiał. Anonimowy autor Listu do Diogneta z II w. pisze o stylu życia chrześcijan, z jednej strony uczestniczących w sprawach tego świata, a z drugiej zachowujących wobec nich pewien dystans. „Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą” – pisze. I podsumowuje: „czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie”. Dusza ożywia, a jednak nie rzuca się w oczy. Właśnie tak realizuje się królestwo Boże, które, jak zapewnia Jezus, „nie przyjdzie w sposób dostrzegalny; i nie powiedzą: »Oto tu jest« albo: »Tam«. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest” (Łk 17,20-21).

Władza na odwrót

Chrześcijanina od poganina odróżnia więc to, że w pierwszym rzędzie zajęty jest sprawami życia wiecznego. Podkreślają to słowa Modlitwy Pańskiej, w której prosi on Ojca niebieskiego: „Przyjdź królestwo Twoje”. Co to oznacza w praktyce? Żyjący w III w. Orygenes, wielki teolog z Aleksandrii, wyjaśnia: „Kto się modli, aby przyszło królestwo Boże, prosi o to, aby ono w nim wyrosło, przyniosło owoce i udoskonaliło się. W każdym świętym, który Boga ma za Króla (…), mieszka On jak w dobrze rządzonym mieście”. I dalej: „Jeśli chcemy, aby Bóg w nas królował, nie może panować grzech w naszym śmiertelnym ciele, aby Pan przechadzał się w nas jak w duchowym raju i królował nam sam ze swoim Chrystusem”. Taka jest w istocie rola Kościoła. Mówił o tym Benedykt XVI w 2011 r.: „Musimy pamiętać, że prawdziwe królowanie polega nie na demonstracji siły, ale na pokorze służby, ani też nie na ucisku słabych, ale na zdolności chronienia ich, aby doprowadzić ich do życia w obfitości”. Podkreślił, że „Chrystus króluje przez krzyż, a swymi otwartymi ramionami ogarnia wszystkich ludzi ziemi i pociąga ich do jedności. Przez krzyż obala on mury podziałów, jedna nas ze sobą i z Ojcem”.

Papież zapewnia, że nic się nie zmieniło: „Taka była misja Kościoła w przeszłości i taka pozostaje dziś i zawsze: głosić Chrystusa i dawać o Nim świadectwo, aby człowiek, każdy człowiek, mógł w pełni realizować swoje powołanie”. Ta świadomość towarzyszyła chrześcijanom od początku. Prześladowani, męczeni i zabijani naśladowali Jezusa, pokładając nadzieję nie w królestwach tego świata, lecz w królestwie Bożym.

Inne warunki

Większa część historii Kościoła, przynajmniej w Europie, to jednak funkcjonowanie w warunkach dominacji chrześcijaństwa na polu nie tylko duchowym. Wymuszało to dopasowanie niezmiennych wymagań Ewangelii do zmieniającej się sytuacji społeczno-politycznej. Wymowna była zmiana, jaka nastąpiła po 313 r., gdy Kościół „wyszedł z katakumb”. Chrześcijaństwo w krótkim czasie stało się w Imperium Rzymskim religią panującą, a tym samym wyznawcy Jezusa stali się odpowiedzialni za jego losy. Musiało to zmienić optykę, szczególnie w obliczu napierających coraz mocniej barbarzyńców. Niemal z dnia na dzień zmieniło się spojrzenie na wiele kwestii społecznych.

Cesarz, który do tej pory był głównym prześladowcą, teraz zaczął stwarzać problemy jako protektor. „Do czasów Konstantyna chrześcijanie nie mieli pojęcia (nawet nie zadawali sobie takiego pytania), jak ma wyglądać »chrześcijańskie państwo«” – pisze abp Grzegorz Ryś w książce „Inkwizycja”. Wskazuje, że wizja państwa, jaką miał cesarz Konstantyn Wielki, niewiele odbiegała od tej, którą prezentował prześladowca Decjusz – że religia musi pozostać „instrumentem zachowania pokoju i jedności państwa”. Chrześcijaństwo stanęło nagle wobec nowych wyzwań i problemów – tym razem wynikających z konieczności zachowania dystansu wobec władców, którzy przyjętą wiarę traktowali instrumentalnie. Zaczął się długi okres zmagań Kościoła o zachowanie koniecznej niezależności w obliczu zakusów władzy, a jednocześnie o właściwą relację, jaką wobec niej powinien przedstawiać chrześcijanin. „Jeżeli cesarz domaga się podatku, nie sprzeciwiamy się (...). Podatek należy do Cezara – dlatego mu się go nie odmawia. Kościół należy do Boga i nie może być oddany pod władzę Cezarowi, ponieważ Cezar nie ma żadnej władzy nad świątynią Boga” – pisał św. Ambroży, biskup Mediolanu, a wcześniej cesarski namiestnik prowincji.

Bez rozwalania systemu

W istocie była to walka o to, aby „dusza”, jaką jest chrześcijaństwo, nie została zdominowana przez „ciało” w postaci struktur tego świata. To rzecz pierwszej wagi, bo żadne państwo ani żadna siła polityczna nie urzeczywistniają królestwa Bożego i nie są w stanie tego zrobić. Królestwo Boże ma tylko jednego króla. „Pan jest celem historii ludzkiej, punktem, ku któremu zwracają się pragnienia historii i cywilizacji, ośrodkiem rodzaju ludzkiego, radością wszystkich serc i wypełnieniem ich tęsknot” – czytamy w Konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II. Ojcowie soboru przypominają, że zamysłem Bożej miłości jest, „aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie, to, co w niebiosach, i to, co na ziemi”. Żadne ziemskie struktury nie są przeszkodą w budowaniu tego zjednoczenia. Udowadnia to św. Paweł, który swojemu „umiłowanemu współpracownikowi” Filemonowi odsyła jego zbiegłego niewolnika Onezyma, którego apostoł nawrócił i ochrzcił. Prosi Filemona, aby go przyjął „już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego” (Flm 16). To znaczące, że Paweł nie burzy się na panujący w jego czasach system, w dużym stopniu bazujący na niewolnictwie – on zmienia go Ewangelią. I tylko wtedy, gdy ludzie Kościoła są wierni tej zasadzie, przynoszą trwałe owoce, niezależnie od tego, w jakim systemie funkcjonują.

Właśnie tak rozrasta się królestwo Boże – nie na zasadzie rewolucji, pełnego przemocy wywracania porządku społecznego, ale dzięki oddziaływaniu Zbawiciela. Benedykt XVI zapewnia: „To królestwo Chrystusa zostało powierzone Kościołowi, który jest jego »zalążkiem« i »zaczątkiem« i ma za zadanie głosić je i szerzyć wśród wszystkich narodów mocą Ducha Świętego. Na końcu czasów Pan przekaże Bogu Ojcu królestwo i przedstawi Mu wszystkich, którzy żyli zgodnie z przykazaniem miłości”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.