Na pomoc!

Marcin Jakimowicz

GN 45/2022 Otwarte |

publikacja 10.11.2022 00:00

Zgromadzenie rosło jak na drożdżach. Surowe życie, nocne czuwania, opieka nad opuszczonymi mogły odstraszać młode dziewczyny, tymczasem klasztor pękał w szwach! Sama matka Merkert przyjęła prawie… pięćset młodych elżbietanek.

Na pomoc! roman koszowski /foto gość

Urodziła się 21 września 1817 roku w Nysie, w niemieckiej rodzinie mieszczańskiej Karola Antoniego (zmarł, gdy dziewczynka była niemowlęciem) i Barbary z domu Pfitzner. Ochrzczono ją już dzień później w potężnej nyskiej bazylice św. Jakuba i św. Agnieszki, monumentalnym gotyckim kościele o jednym z najbardziej stromych dachów w Europie. To właśnie w tej XII-wiecznej świątyni 190 lat później reprezentujący papieża kard. José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, ogłosił Marię Luizę błogosławioną. Wychodzące piętnaście lat temu gazety rozpisywały się o fenomenie śląskiej samarytanki.

Maria Luiza i jej siostra Matylda obserwowały matkę, na której głowie po śmierci ojca stał cały dom. Choć rodzinie zaglądała w oczy bieda, kobieta wychodziła, by nieść pomoc najuboższym i ofiarom powodzi. Gdy Maria Luiza czuwała przy łóżku umierającej na gruźlicę matki, postanowiła w sercu, że pójdzie w jej ślady i do końca życia będzie pomagać opuszczonym.

Po śmierci matki w 1842 roku siostry Merkert sprzedały skromny majątek i poświęciły się pracy z chorymi. Cztery młodziutkie dziewczyny: Klara Wolff, siostry Matylda i Maria Merkert oraz Franciszka Werner wpadły na rewolucyjny pomysł, by pomagać chorym w ich własnych domach. „Proszę się nie martwić. Zastąpimy panią!” – pocieszały obłożnie chore kobiety. Zostawały na noc, zajmowały się ich dziećmi, gotowały, prały, sprzątały. Tego nie robiło dotąd żadne zgromadzenie.

Nad Nysą Kłodzką ludzie nazywali je „szarymi siostrami”. Stowarzyszenie św. Elżbiety dla pielęgnacji opuszczonych chorych przekształciło się w zgromadzenie zakonne. W 1859 roku Maria uzyskała zatwierdzenie diecezjalne i została wybrana na pierwszą przełożoną generalną.

Początkowo wielu kapłanów patrzyło z nieufnością na nowatorską działalność sióstr. Dotąd żadne zgromadzenie nie wychodziło poza klauzurę, by zajmować się chorymi i dokarmiać najuboższych w ich mieszkaniach. W połowie XIX wieku była to działalność wręcz rewolucyjna.

Zgromadzenie rosło jak na drożdżach. Surowe życie, nocne czuwania, opieka nad opuszczonymi mogły odstraszać młode dziewczyny, tymczasem klasztor pękał w szwach! Sama matka Merkert przyjęła prawie pięćset młodych elżbietanek.

Siostry nie bały się niczego. Przekraczały nawet progi domów, w których odkryto tyfus. Prawo pruskie tego zabraniało: wejścia do budynków zabijano deskami, a po śmierci ciała zmarłych palono. Młodziutkie elżbietanki odwiedzały jednak zarażonych. „Ależ one ryzykują!” – szeptano w nyskich domach.

Maria Merkert zmarła 14 listopada 1872 roku w opinii świętości. W chwili jej śmierci zgromadzenie liczyło 465 sióstr, które modliły się w 87 domach. Na jej pogrzeb wyległo pół miasta, a mieszkańcy Nysy długo stali w kolejce, by dostać się do trumny i ostatni raz podziękować śląskiej samarytance.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.