Telebiskup

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 47/2009 |

publikacja 23.11.2009 20:09

Bp Fulton Sheen prowadził program, którego popularność przebijała Franka Sinatrę. Był pierwszym w historii teleewangelistą. Odbierając nagrodę Emmy, żartował: „Dziękuję moim autorom: Mateuszowi, Markowi, Łukaszowi i Janowi”.

Telebiskup ww.dawneden.com

W każdy wtorek o godz. 20.00 miliony Amerykanów gromadziły się przed telewizorami, aby oglądać program „Życie warte życia”. Audycję nadawano na żywo z nowojorskiego Adelphi Theater. „30 sekund!” – oznajmiał głos z reżyserki. Publiczność milkła i po chwili na scenie pojawiał się wysoki, dostojny biskup w czarnej sutannie, z piuską na głowie i krzyżem biskupim, z fioletową peleryną narzuconą na ramiona. Kłaniał się, rozbrzmiewały oklaski. Patrząc prosto do kamery, rozpoczynał: „Przyjaciele, dziękuję za to, że pozwoliliście mi przyjść znowu do waszego domu…”.

27 minut i 30 sekund
Program Sheena w niczym nie przypominał występów dzisiejszych telewizyjnych kaznodziejów, którzy bazują na emocjach i często oferują „ewangelię” w wersji „lajt”. Audycje biskupa miały formę wykładu – czegoś, co w telewizji bardzo źle się sprzedaje. Na dodatek producent, sieć „Du Mont”, wyznaczył emisję w porze, w której konkurencja była miażdżąca. Na innych kanałach nadawano komediowy show Miltona Berle’a oraz piosenki Franka Sinatry. Wydawało się, że Sheen jest bez szans. Sukces biskupa zaskoczył wszystkich. Jego konkurent, komik Berle, żartował: „Jeśli mam przegrać, to lepiej przegrać z Tym, w imieniu którego mówi bp Sheen”.

Audycja trwała zawsze dokładnie 27 minut i 20 sekund. Biskup nigdy nie korzystał z notatek. Z matematyczną precyzją podawał fakty, daty, statystyki… Po powitaniu opowiadał historyjkę i zapowiadał temat: „Czy jesteśmy dziś bardziej neurotyczni?”, „Jak radzić sobie z pokusą?”, „Jak radzić sobie z nastolatkami?”, Czym jest miłość?”, „Czym jest wolność?”. Dziesięć minut poświęcał na analizowanie problemu, posługując się schematami rysowanymi kredą na czarnej tablicy. Żartował nieraz, że anioł poza kamerą czyści mu tablicę.

Bp Sheen wiedział, że przemawia nie tylko do katolików. Unikał teologicznego żargonu, nie cytował nigdy z kościelnych dokumentów. Wychodził od konkretnych ludzkich pytań i rozterek. Pokazywał, w jaki sposób wiara odpowiada na te problemy i prowadzi do życiowej mądrości. Odwoływał się do zdroworozsądkowej argumentacji, w czym pomagało mu filozoficzne wykształcenie. Mówił zrozumiałym językiem. Co kilka minut rozluźniał atmosferę anegdotą wtrąconą jakby mimochodem. Swobodna narracja przechodziła pod koniec audycji w bardziej patetyczny, pełen emocji ton.

Przepowiedział śmierć Stalina
Audycja z lutego 1953 r. stała się jedną z najgłośniejszych. Sheen, który zawsze bardzo stanowczo wypowiadał się przeciwko komunizmowi, napiętnował stalinowski reżym. Program zakończył stwierdzeniem: „Stalin musi pewnego dnia stanąć przed sądem Bożym”. Dziesięć dni później Józef Stalin umarł. W 1940 r. Sheen był pierwszym księdzem, który prowadził nabożeństwo, transmitowane przez telewizję. W 1951 r. był pierwszym duchownym, który wprowadził do telewizji stały program religijny. Miał wtedy za sobą ponad 20 lat obecności na antenie radiowej.

Co niedzielę w radiu NBC prowadził audycję „Godzina katolicka”. „Radio jest jak Stary Testament, bo słyszysz Słowo, ale go nie widzisz. Telewizja jest jak Nowy Testament, ponieważ Słowo można zobaczyć, stało się ciałem i zamieszkało między nami” – pisze w autobiografii. „Życie warte życia” nadawano w latach 1951–1957, jego kontynuację stanowił „The Fulton Sheen Program” (1961–1968). Odzew był niesamowity. Sheen otrzymywał od 8 do 10 tys. listów dziennie, najwięcej od Żydów, na drugim miejscu byli protestanci, a dopiero na trzecim katolicy. Liczba jego widzów i słuchaczy w ciągu tygodnia osiągała 30 mln. Nowojorski biskup stał się najbardziej znanym kaznodzieją w USA, kraju w 70 proc. protestanckim. Prasa okrzyknęła go telewizyjną gwiazdą. W 1952 r. otrzymał nagrodę Emmy, czyli telewizyjnego Oscara. Tygodnik „Time” zamieścił jego zdjęcie na okładce, nazywając biskupa „mikrofonowym” misjonarzem mającym we krwi telewizję. Sheen miał magnetyczny wręcz dar zjednywania słuchaczy. Potrafił znakomicie panować nad wzrokiem, głosem, gestami. Niektórym wydawał się nazbyt teatralny. Ale ludzie, którzy go spotykali osobiście, mieli zawsze wrażenie, że skupia na nich całą swoją uwagę. Jego siłą były oczy. „To najbardziej wyjątkowe oczy w Ameryce. Sprawiają wrażenie, że ich właściciel patrzy nie tylko na ludzi, ale jakby poprzez nich na wszystko wokół” („Time”).

Pracuje więcej niż biznesmen
Fulton Sheen urodził się 8 maja 1895 r. w miasteczku El Paso w stanie Illinois jako najstarszy syn farmera i zarazem właściciela sklepiku z narzędziami. Na chrzcie dano mu imiona Piotr Jan, ale stał się znany jako Fulton (nazwisko panieńskie matki). W domu każdego wieczora modlono się wspólnie, księża bywali tam częstymi gośćmi. Kiedy rodzina przeniosła się do pobliskiego Peoria, Fulton rozpoczął długą drogę kościelnej aktywności. Pierwsza funkcja: ministrant w miejscowej katedrze. „Nie pamiętam, abym kiedykolwiek w moim życiu nie chciał być księdzem” – wspomina. Chodził do katolickich szkół, skończył seminarium. Wyświęcono go w 1919 r. w diecezji Peoria. Naukę kontynuował na Katolickim Uniwersytecie w Waszyngtonie. Wkrótce wyjechał na dalsze studia do Belgii. Na katolickim uniwersytecie w Louvain studiował filozofię i tam obronił pracę doktorską w 1923 r. Doktorat z teologii otrzymał rok później w Rzymie na Angelicum. Po powrocie do USA rozpoczął pracę wykładowcy w Waszyngtonie. Jego kaznodziejski talent został szybko rozpoznany. Zapraszano go na wykłady, kazania, rekolekcje. W 1951 r. został mianowany biskupem pomocniczym Nowego Jorku, a w 1966 r. ordynariuszem diecezji Rochester.

Był tytanem pracy. Przez 16 lat stał na czele amerykańskiego Stowarzyszenia Rozkrzewiania Wiary, które dostarczało 2/3 środków finansowych na cele misyjne Kościoła katolickiego. Jego biuro prowadziło korespondencję ze stu tysiącami misjonarzy, wydawało dwa pisma o misjach. Sheen był autorem cotygodniowej rubryki „Bóg cię kocha”, którą publikowało 25 katolickich gazet w USA. Okazał się utalentowanym wydawcą magazynu „Misje” z nowatorską szatą graficzną. Napisał 70 książek. „Kiedy patrzysz na niego, myślisz sobie: oto człowiek, który zna odpowiedź. Wykonuje 10 razy więcej pracy niż każdy biznesmen na Medison Avenue. Nie jest typem zakonnego mistyka, jest kierownikiem, pisarzem, redaktorem, człowiekiem publicznym. I jak dobrze zorganizowany” („Time”).

W telewizji wygląda lepiej
Autobiografia bp. Fultona jest kopalnią anegdot. Podróżując kiedyś pociągiem, dyskutował w przedziale z anglikańskim biskupem, który z pasją przekonywał, że jego kapłaństwo jest tak samo ważne jak w Kościele katolickim. Wysiadając z pociągu, powiedział do Sheena: „Pamiętaj, mogę robić wszystko to, co ty”. Bp Fulton zripostował: „Nie, nie wszystko. Ja mogę pocałować twoją żonę, a ty mojej nie”. Wizytując którąś z parafii, usłyszał głos rozczarowanej pani: „W telewizji wygląda zdecydowanie lepiej”. „Jestem z natury raczej poważną osobą – przyznaje Sheen. – Ale paradoksalnie uwielbiam humor i śmiech. Związek między wiarą i humorem jest bardzo silny”.

Przez całe swoje życie był wierny dwóm postanowieniom: w każdą sobotę odprawiał Mszę św. ku czci NMP z prośbą o opiekę nad jego kapłaństwem; każdego dnia spędzał godzinę na adoracji Najświętszego Sakramentu. Przez 40 lat prowadził kursy dla konwertytów na katolicyzm. Dzięki jego ewangelizacyjnej pasji drogę do Kościoła znalazło wielu ludzi, w tym wiele postaci publicznych: politycy, liberalni myśliciele, komuniści (Luiz Budenz – redaktor komunistycznego „Daily Worker”), aktorzy (Virginia Mao), muzycy, pisarze, milionerzy (Henry Ford II), złodzieje, szpiedzy (Elizabeth Benthlay). Papież Pius XII zapytał kiedyś Sheena, ilu ludzi nawrócił. Odpowiedź: „Wasza Świątobliwość, nigdy ich nie liczyłem. Boję się, że gdybym ich policzył, mógłbym pomyśleć, że to moje dzieło, a nie Boga”. W autobiografii bp Fulton wyznaje: „Każdego dnia proszę Boga, aby dał mi siły fizyczne i umysłowe, bym mógł przepowiadać Ewangelię. Jestem tak szczęśliwy, że mogę to robić, iż myślę, że jeśli dostanę się kiedyś do nieba, to poproszę Boga o kilka dni wolnego, abym mógł wrócić na ziemię i jeszcze trochę popracować”.
W 1979 r. bp Sheen świętował 60-lecie kapłaństwa. 2 października 1979 r. w nowojorskiej katedrze św. Patryka Jan Paweł II odwiedzający USA powitał „telewizyjnego” biskupa serdecznym, braterskim uściskiem. To było ukoronowanie jego życia. Sheen zdążył jeszcze napisać: „Wierzę, że Jan Paweł II przejdzie do historii jako jeden z największych papieży”. Zmarł 9 grudnia 1979 r. Pochowano go w katedrze na Manhattanie. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 2002 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.