Stoję w wyłomie muru

GN 42/2022 |

publikacja 20.10.2022 00:00

„Pytasz, jak wyglądają Żydzi, o których słyszałaś w przedszkolu? O, tak!” – mama zaprowadziła mnie do lustra. W szkole dowiedziałam się, że nie jest to wygrana na loterii, ale gdy poznałam Jeszuę, zdumiona odkryłam, jak wiele biblijnych obietnic spełnia się dziś w Izraelu – uśmiecha się Marianna Gol.

Marianna Gol: Rosjanka żydowskiego pochodzenia. Uczyła się w Akademii Teatralnej w Petersburgu.  Od 25 lat pracuje w Izraelu wśród żydów mesjanistycznych. mateusz jaros Marianna Gol: Rosjanka żydowskiego pochodzenia. Uczyła się w Akademii Teatralnej w Petersburgu. Od 25 lat pracuje w Izraelu wśród żydów mesjanistycznych.

Pamiętam podróże do szkoły tramwajem, drogę przez szeroką, lśniącą w słońcu Newę. Pamiętam, jak pewnego dnia zastygłam w zachwycie. Było tak pięknie, idealnie. Czułam się szczęściarą, że urodziłam się w Leningradzie. Pamiętam jednak i ciemność. Tę dosłowną (pół roku życia po ciemku, pobudki do szkoły jakby w środku nocy), ale i tę duchową.

Miałam kilka lat. Wróciłam do domu z przedszkola i podeszłam do mamy: „Jak wyglądają Żydzi? Bo mówili dziś o nich w przedszkolu”. Wówczas mama zaprowadziła mnie do lustra, stanęła tuż za mną i powiedziała: „O, tak!”. Patrząc w oczy tej zdziwionej dziewczynki, dowiedziałam się o korzeniach mojej rodziny. Rodziny zasymilowanej, która nie pielęgnowała od pokoleń judaistycznych tradycji. Najbliżsi nie wypierali się wprawdzie tego, że są Żydami, ale odeszli od religii. Dużo później dowiedziałam się o naszych polskich korzeniach – bo rodzina mieszkała w Rosji od sześciu pokoleń. Wielu Żydów trafiło tu znad Wisły. Po tym „lustrzanym doświadczeniu” byłam bardzo podekscytowana, wróciłam do przedszkola i rekrutowałam wszystkie dzieci, by były Żydami. (śmiech) Musiałam być nadgorliwa, bo ta agitacja niezbyt spodobała się moim rodzicom. Nikt mi nie dokuczał. Nikt nie wołał: „Jewriej!”. Dopiero później, w szkole, doświadczyłam tego, że bycie Żydem niekoniecznie jest wygraną na loterii.

Twarde lądowanie

Jako zbuntowana osiemnastolatka przeżyłam załamanie. Zaczęły się narkotyki, szukanie po omacku odpowiedzi na najważniejsze pytania. I wówczas w bogatym rodzinnym księgozbiorze znalazłam Biblię. Stała w dziale „Mitologie”. Przedziwna jest motywacja, z jaką po nią sięgnęłam. Widziałam wróżkę, która przepowiadała przyszłość mojej koleżance i która posługiwała się Biblią. Moje nastawienie było zatem bardzo magiczne.

Nie pamiętam, który werset przeczytałam, ale po lekturze wiedziałam jedno: Bóg istnieje. Co więcej, jest Panem panów, Królem królów. Wiem, jak to brzmi. Trudno racjonalnie wytłumaczyć to doświadczenie. To był rodzaj objawienia, poznania. Ziarno zostało zasiane.

Jak ręką odjął

Chciałam szukać Go w synagodze, ale gdy jeden z rabinów rzucił: „Bóg jest fascynującą koncepcją”, odpowiedziałam: „Nie! Jest żywą, szukającą mnie osobą!”. Ku zgorszeniu najbliższych przez pół roku biegałam kilka razy w tygodniu do cerkwi. Wówczas jedna z moich przyjaciółek zabrała mnie do Moskwy na konferencję zorganizowaną dla młodych. Tam oddałam życie Jezusowi. Świadomie powiedziałam Mu „tak”. Czy coś się zmieniło? Wszystko. Z dnia na dzień przestałam brać narkotyki. Byłam wolna. Jak ręką odjął. Zdumieni członkowie rodziny przyglądali się z narastającym popłochem. Im głębiej wchodziłam w zażyłość z Jezusem, tym bardziej byli wystraszeni. Nie winię ich, trzeba zrozumieć kontekst. Z roku na rok coraz bardziej fascynował mnie Jezus jako światło Izraela. Poznałam rabinów mesjanistycznych. Pewnego dnia tłumaczyłam konferencję jednego z nich. Mówił z biblijnej pespektywy o przyszłości mojego narodu. Zaczęłam tak płakać, że nie byłam w stanie tłumaczyć i ktoś musiał mnie zastąpić.

Źrenica Jego oka

Puzzle zaczynały się układać. Z wypiekami na twarzy czytałam List do Rzymian, a Bóg pokazywał mi, jaka jest przyszłość mojego narodu. Czytałam o zasłonie, która opadnie, o tym, że cały Izrael będzie zbawiony, o Kościele, który jest dziczką wszczepioną w pień. Chłonęłam słowa o tym, że Bóg nazywa mój naród „źrenicą swego oka”, a Paweł zapewnia, iż „wezwanie Boże i dary łaski są nieodwołalne” (Rz 11,9). Sam Jezus uzależnia swój powrót od tego, czy Izrael zawoła: „Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie”.

Rozeznawałam, że Bóg zaprasza mnie do posługi w Izraelu, ale skutecznie się Mu opierałam. Kochałam miasto, w którym się urodziłam, miałam wspaniałych przyjaciół. Przez dwa lata walczyłam z tą myślą, tyle że… nie potrafiłam jej odrzucić. W końcu dałam za wygraną.

Wysokie napięcie

Jako 24-latka ruszyłam do Izraela. Z jednej strony pełna obaw, z drugiej nieco uspokojona świadomością, że to nie był mój pomysł. Czułam się wezwana. Pamiętam swą pierwszą noc w Ziemi Świętej. Wysiadłam z samolotu i uderzyła mnie fala 35-stopniowego upału i 80-procentowej wilgotności. Setki myśli, które kłębiły się w mojej głowie, pytania, oczekiwania… Zasnęłam jednak spokojnie, bo wiedziałam, że wezwał mnie tu Bóg. Trafiłam do kongregacji 150 żydów mesjanistycznych w Netanji.

Żydzi mesjańscy (czyli ci, którzy uznają, że rabbi Jeszua jest Mesjaszem) są między młotem a kowadłem. Przez wyznawców judaizmu traktowani są jako chrześcijanie, a przez chrześcijan jako żydzi. Ale to całkowicie zrozumiałe, bo są proroczym znakiem, a prorok zawsze pozostaje w rozdarciu, między światami. Wszystko, co prorocze, pozostaje w takim rozciągnięciu: między tym, co mówi Bóg, a tym, jak reaguje świat. Między tym, co duchowe, a tym, co materialne, z „tego świata”, i z królestwa niebieskiego; tym, co jest, i co dopiero nadchodzi. To bolesne, ale nieuniknione. Jeśli nie jesteś w takim napięciu, to znaczy, że nie znajdujesz się w miejscu proroczego objawienia Boga.

Znaki czasu

Mówimy często o znakach czasu. Zazwyczaj słyszymy w tym kontekście o pandemii, wojnie, a przecież wedle Biblii głównym znakiem zapowiadającym paruzję jest gwałtownie rosnąca liczba żydów mesjanistycznych. Gdy trafiłam do Izraela, była ich garstka (około 5 tysięcy), a dziś w samej Erec Israel jest ich ponad 70 tysięcy. A to bardzo zaniżone statystyki, bo wedle uchwalonego przez Kneset 5 lipca 1950 r. „prawa powrotu”: „Żydem jest ten, kto urodził się z matki Żydówki lub dokonał konwersji i nie jest wyznawcą innej religii”. Judaizm nie uznaje żadnej formy konwersji, a zatem osoba wyznająca wiarę w to, że Mesjaszem jest Jeszua, automatycznie ląduje w szufladce „wyznawca innej religii”. I tu zaczyna się problem. Na własnej skórze przekonał się o tym pochodzący z Polski karmelita o. Daniel Rufeisen (1922–1998), stuprocentowy Żyd, który zorganizował ucieczkę z getta. Gdy postanowił ubiegać się o izraelskie obywatelstwo, sprawa znalazła finał w izraelskim Sądzie Najwyższym, a ten stosunkiem głosów 4:1 orzekł, że Rufeisen… nie jest Żydem.

To ze względu na ustawę o powrocie szacunkowe dane dotyczące gwałtownie rozwijającego się ruchu żydów mesjańskich są tak zaniżone. Gdy ktoś mi mówi: „Marianna, wierzysz w Jezusa, więc nie jesteś Żydówką”, odpowiadam: „Mam prawo być w Izraelu, bo moja mama jest Żydówką”.

Ostatnia prosta?

Znakiem czasu jest powstanie po niemal dwóch tysiącach lat państwa Izrael, znakiem czasu jest powrót Jerozolimy („Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą” – zapowiedział u Łukasza Jezus), znakiem jest wielka alija, czyli migracja. Skoro w osobie Jezusa spełniło się około 300 proroctw Starego Testamentu, to dlaczego nie miałyby się wypełnić te, które zapowiadają Jego powrót? Czy nie dotyczą nas słowa: „Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?”. Sama jestem znakiem czasu. Jestem pierwszą wierzącą osobą w rodzinie!

Czasami słyszę: „Przecież Bóg nie mówił w Biblii o państwie Izrael. Nie widzisz, co się w nim dzieje? Jak bardzo jest podzielone, skłócone?”. Odpowiadam: „A jakie było w czasach proroków? Gdy funkcjonowała prostytucja sakralna, a lud palił kadzidła obcym bogom?”. A poza tym nawet jeśli państwo to przypomina duchowy cmentarz, to przecież znamy przypowieść o suchych kościach. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że „kości te to cały dom Izraela”? To również zapowiedź tego, że gdy Izrael rozpozna w Jezusie Mesjasza, powstanie jako wielka armia. Kolejny rozdział księgi Ezechiela mówi zresztą o tym, że Bóg nie będzie już ukrywał swojego oblicza, a także o powrocie do Ziemi Świętej. „Oto wybieram Izraelitów spośród ludów, do których pociągnęli, i zbieram ich ze wszystkich stron, i prowadzę ich do ich kraju”. Czy mam prawo odczytywać to jako zapowiedź tego, co dzieje się w Izraelu? Wierzę, że tak. „Martwe, suche kości” odzyskują właśnie oddech. Obserwuję to od 25 lat. Widzę rosnącą tęsknotę za powrotem Mesjasza, czytanie biblijnych obietnic o eschatologicznym przeznaczeniu Góry Oliwnej.

Obserwuję z bliska ortodoksyjnych Żydów i ich wiara mnie zawstydza. Oni traktują Boga bardzo, bardzo serio. Gdy odwiedzałam koleżankę w szpitalu, miałam koszulkę z hebrajskim biblijnym cytatem. Podszedł do mnie ortodoksyjny żyd i powiedział uprzejmie: „Piękny werset. Ale czy wchodzisz z tym Bożym słowem do ubikacji? A jak pierzesz koszulkę, czy to Słowo nie kotłuje się w stercie brudów na ziemi?”. Oni nigdy nie wzięliby Biblii do toalety, nie położyliby jej na ziemi. Patrzę na nich i uczę się tego, że „początkiem mądrości jest bojaźń Boża”.

wysłuchał Marcin Jakimowicz

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.