Od drzwi do drzwi…

Agata Ślusarczyk

GN 42/2022 |

publikacja 20.10.2022 00:00

Wspólnota Baranka wydała książkę o swojej żebraczej misji. – To zbiór poruszających świadectw – mówią misjonarki.

Małe siostry Rachel i Albane (od lewej) podczas promocji książki na Targach Wydawców Katolickich. Agata Ślusarczyk /foto gość Małe siostry Rachel i Albane (od lewej) podczas promocji książki na Targach Wydawców Katolickich.

Małe siostry ze Wspólnoty Baranka na XXVII Targach Wydawców Katolickich łatwo było rozpoznać: niebieski habit, promienny uśmiech, a na szyi, zamiast krzyża, drewniany emblemat z wizerunkiem Baranka Bożego. Misjonarki: mała siostra Rachel i mała siostra Albane przyjechały specjalnie do Warszawy, by podczas targów opowiedzieć o książce wydanej przez wspólnotę „Kiedy Miłość puka do drzwi”, która właśnie ukazała się na polskim rynku.

– To zbiór poruszających świadectw z naszej żebraczej misji małych sióstr i małych braci Wspólnoty Baranka, która powstała na początku lat 80. ubiegłego wieku we Francji w odpowiedzi na rewolucję kulturalną, jaka dokonała się w 1968 r. W ślad za św. Dominikiem postanowiliśmy żyć wyłącznie z jałmużny, by naśladując ubogiego Chrystusa, objawić światu żebrzącą miłość Boga – Baranka Bożego – który składa w ofierze samego siebie za grzechy świata – zachęcały do przekartkowania lektury małe siostry. – Książka ukazała się kilka lat temu we Francji za namową przyjaciół związanych z naszą wspólnotą. Widzieli oni, jak wiele cudów zdziałała w naszej żebraczej misji Boża Opatrzność, i nalegali, by opowiedzieć o nich w formie książki. Początkowo był to zbiór opowiadań o naszym codziennym życiu wydany na nasz własny użytek, który teraz został uzupełniony o aktualne historie – dodają misjonarki.

Jan, czyli „Bóg czyni łaskę”

Książka zawiera ponad 30 opowiadań – świadectw z lat 1982–2016 z różnych zakątków świata. Zazwyczaj w porze obiadu małe siostry i mali bracia udają się autostopem do pobliskich miejscowości, by prosić o kawałek chleba na obiad. „Tak, Panie, idziemy jak żebracy, lecz przede wszystkim jako Twoi apostołowie! Jak ci, których wysłałeś niegdyś z Galilei po dwóch, by głosili całemu światu, że królestwo jest już bliskie. Wysyłasz nas bez złota, bez srebra, po to, abyśmy w ślad za apostołami były zwiastunkami Ewangelii. No dobrze, w takim razie chcemy być małymi siostrami, które żebrzą, ale pod tym jednym warunkiem, że pozwolisz nam dzięki temu głosić Twoje słowo!” – mówiły małe siostry, udając się na jedną z pierwszych żebraczych misji. Przemierzając w 1982 r. ulice Lourdes we Francji, modliły się o dosłowne wypełnienie się Bożej obietnicy: „Ojcze, chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj!”. „Wyruszyłyśmy na misję, drżąc z obawy połączonej ze wstydem, że idziemy do ludzi prosić. Prosić, czyli zdać się całkowicie na nich, uzależnić się od nich…” – wspominały. Ulica pełna restauracji i hoteli wydawała się nie mieć końca. „Wszędzie nam odmawiano, kręcąc głową z zakłopotaniem, a czasami nawet z naganą. Dopiero w jednym z hoteli ktoś dał im pół bagietki. Dla nas było to prawdziwe święto. Bóg otulił nas swoją czułością, tak jak z troską przyodziewa się nowymi szatami dziecko, powracające do domu po trudach drogi” – mówiły. Prawdziwa uczta – także ta duchowa – tego dnia miała jednak miejsce w domu pewnego ubogiego mężczyzny. „Siedząc przed parującymi od gorącej zupy talerzami, zrozumiałyśmy, że ten mężczyzna i jego żona ofiarowali nam cały swój posiłek. Serce nam się ścisnęło wobec tak wielkiej dobroci. To właśnie ci ubodzy ludzie rozsiewali ziarna Ewangelii, głosząc ją światu i nam również. W tym ubogim domu zajaśniała prawda o naszym powołaniu – mamy być świadkami bezinteresownej Miłości, świadkami Miłości żebrzącej” – mówiły. W drodze powrotnej misjonarki wstąpiły do kościoła podziękować Bogu za dar jego bezinteresownej miłości. „Stało się to jedynie dzięki łasce okazanej nam przez Jana i Annę. Co za piękne imiona: Anna – czyli »łaska«, Jan – »Bóg czyni łaskę!«” – wyrażały swą radość małe siostry. Po chwili, gdy podniosły wzrok, zauważyły, że z kościelnego witraża patrzył na nich… św. Dominik.

List z Polski

W książce znalazła się także opowieść z misji w Polsce z 2003 r. Trzech małych braci Baranka żebrało o chleb u bram miasta na zachodzie Polski. Żaden jednak z nich nie mówił po polsku, znali zaledwie kilka słów. Pukając niezręcznie od drzwi do drzwi, prawie ze wstydem próbowali wypowiedzieć prośbę o jedzenie, spuszczając wzrok. „Ogarniała nas przemożna chęć ucieczki. Tego dnia pewna kobieta przyjęła nas u siebie, jakbyśmy byli posłańcami z nieba!” – wspominają spotkanie z Anną. Jakiś czas później dostali list, który kobieta napisała po ich wizycie do proboszcza swojej parafii. „Za oknem szaro i smutno. W moim sercu też. Mam 52 lata i niedawno straciłam pracę. Wszelkie próby szukania nowego zajęcia spełzły na niczym… Z każdym dniem moja modlitwa stawała się coraz słabsza” – pisała w liście pani Anna. „Patrzę przez okno. Moją uwagę przyciągają trzy osoby w niebieskich habitach. Ciekawe, dokąd idą? Mieszkam na parterze, a bracia zatrzymali się tuż przed moim oknem. Zaprosiłam ich do mojego mieszkania. Mimo iż w domu mam tylko trochę chleba i makaron, w moim sercu czułam nieopisaną radość z tych odwiedzin”. Na koniec spotkania otrzymała od braci słowo: „Nie martwcie się (…). Przyjrzyjcie się ptakom (…). Czyż wy nie jesteście od nich ważniejsi?”. „Wielokrotnie słyszałam te słowa w kościele, ale teraz skierowane były bezpośrednio do mnie. Słowa Jezusa. Czy to nie cudowne? Za oknem ten sam szary dzień, ale w moim sercu pozostała radość” – wspomina w liście.

Po trzech latach misjonarze ponownie przyjechali do parafii pani Anny głosić rekolekcje. Tuż przed wyjazdem, gdy czekał już samochód, który miał ich zabrać w dalszą drogę, ktoś pociągnął jednego z nich za rękaw. To była Anna. „Nie chciałam pozwolić wam odjechać, zanim nie opowiem, co stało się po waszych odwiedzinach. Tego dnia, gdy przyszliście do mnie, dostałam nową pracę, którą mam do tej pory!” – powiedziała z radością. „Bóg był blisko, Bóg był przy niej, Bóg czuwał, jak tylko Żebrząca Miłość potrafi czuwać u drzwi serca” – podsumowali w swoim świadectwie bracia.

Pięć rybek i chleb

O tym, że słowo Boże ma moc i potrafi dać wskazówkę na drogę, misjonarze ze Wspólnoty Baranka przekonali się wielokrotnie. – Modlimy się Słowem przed wyruszeniem na misję, uczymy się go na pamięć, by zamieszkało w naszych sercach i wskazywało nam drogę – mówi mała siostra Albane.

Tak też było podczas misji w 1985 r. w mieście Nîmes w południowo-wschodniej Francji. „Tego dnia przed pójściem do miasta w poszukiwaniu najbardziej zagubionej owieczki i chleba powszedniego klęknęłyśmy do modlitwy. Nie wiedząc, gdzie skierować swoje kroki, prosiłyśmy Pana o światło jego Słowa” – relacjonowały siostry. Otworzyły Biblię na fragmencie o rozmnożeniu chleba: „Gdy wysiedli na brzeg, zobaczyli rozniecone ognisko, położoną na nim rybę oraz chleb. Jezus powiedział do nich: »Przynieście kilka ryb, które teraz złowiliście (…) Chodźcie coś zjeść«”. I ruszyły w drogę. Gdy szły ulicami miasteczka, ich uwagę zwrócił mały chłopiec, który nawoływał swoich rówieśników: „Chodźcie na posiłek!”. „Usłyszałyśmy w tym wezwaniu także mieszkające w nas Słowo. Podeszłyśmy więc do dzieci, pytając, czy ich mama nie mogłaby ofiarować nam kawałka chleba na obiad” – piszą w swoje książce małe siostry Baranka. Po kilku minutach jakaś kobieta wyszła do misjonarek, trzymając w jednym ręku piękny bochenek chleba, w drugiej talerz… z pięcioma rybkami. „W naszych oczach pojawiły się łzy. Przypomniały nam się słowa »Żaden z uczniów nie odważył się zapytać Go, kim jest, ponieważ wiedzieli, że to Pan«. Głoszenie Ewangelii wypływające z doświadczenia obecności Jezusa Chrystusa – to nasze powołanie” – piszą z radością siostry, wracając do swojej fraterni – „prostego, ubogiego mieszkania pośród ubogich” – nazwanej Tyberiadzką. „Dzięki Bożej Opatrzności mogłyśmy doświadczyć tego, co wydarzyło się na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego o poranku zmartwychwstania” – wspominają.

Gorączka pani Cecylii

To niejedyny raz, kiedy słowo Boże dawało światło i wskazywało drogę misjonarkom. W 2003 r. małe siostry przemierzały właśnie południe Chile, rozważając Ewangelię o teściowej Piotra, która leżała w gorączce. Było późne popołudnie. „Trzeba wkrótce pomyśleć o zatrzymaniu się w najbliższej wiosce i żebraniu o nocleg” – mówiły. Nagle wydarzyło się coś niespodziewanego – wiejską ciszę przerwał odgłos terenowego samochodu, który zatrzymał się obok. Mężczyzna zaproponował gościnę w swoim domu. „Moja mama z pewnością będzie zachwycona, jest katoliczką, jest Polką!” – powiedział. Pani Cecylia z radością ugościła misjonarki, niemniej zaznaczyła z prostotą, że jest zmęczona, bo… ma gorączkę. „To słowo sprawiło, że we trzy byłyśmy wewnętrznie poruszone” – wspominają. Spotkanie przerodziło się w przyjacielską wizytę, która otworzyła serce gospodyni. Opowiedziała historię swojego ocalenia z Oświęcimia i azylu, jakiego udzielono jej rodzinie w Chile. „Wiecie, co pozwoliło mi przetrwać to piekło? Miłość. Jedynie miłość pozwala znosić cierpienia, a ja tak bardzo kochałam swojego męża, że chciałam go znów zobaczyć” – mówiła ze łzami w oczach. „Nagle odczułyśmy nieoczekiwaną radość, ponieważ pani Cecylia tymi słowami obdarzyła nasze serca pełnią sensu. Miłość ją uratowała i to było jej zbawieniem” – piszą w świadectwie siostry. Na koniec spotkania misjonarki pomodliły się o ustąpienie gorączki, a gospodyni poczuła się znacznie lepiej. „Cieszyłyśmy się, że wspólnie mogłyśmy wsłuchać się w śpiew Baranka: »Zraniony, nigdy nie przestanę kochać«” – czytamy na łamach książki.

Puste ręce

Oprócz poruszających opowieści z życia wspólnoty książka „Kiedy miłość puka do drzwi” to także pasjonująca opowieść o narodzinach nowej gałęzi zakonnej. Zatwierdzona we Francji 6 lutego 1983 r. przez abp. Jeana Chabberta, biskupa Perpignan, wyrosła z pnia Zakonu Kaznodziejskiego.

„Małe siostry i mali bracia stają przed ludźmi z pustymi rękami, ale z sercami pełnymi Ewangelii. Doświadczają wówczas niezwykłego spotkania – to sam Jezus staje się obecny w znaku dzielenia się chlebem. Dochodzi do tajemniczej wymiany chleba ziemskiego i chleba Słowa. Ludzie często dzielą się bardzo trudnym doświadczeniem życiowym, proszą o modlitwę… Rodzi się wdzięczność za niespodziewane, a tak bardzo oczekiwane w sercu spotkanie” – podsumowuje misję Wspólnoty Baranka w Kościele ks. Marian Duda. Dziś Wspólnota Baranka liczy 180 małych sióstr i około 40 małych braci rozsianych po świecie. Jej członkowie są obecni we Francji, Argentynie, Austrii, Chile, Hiszpanii, w Stanach Zjednoczonych i we Włoszech. Dzięki pomocy darczyńców powstało dwanaście małych klasztorów – źródeł, w których każdy może zaspokoić swoje pragnienie. Od 2001 roku są obecni także w Polsce. Mały klasztor Wspólnoty Baranka mieści się w Choroniu pod Częstochową, gdzie żyje osiem małych sióstr i trzech małych braci. Wraz z rodzinami, młodzieżą, a także księżmi diecezjalnymi, którzy chcą przeżywać tajemnicę Baranka, tworzą Rodzinę Baranka, działając tam, dokąd Bóg ich posłał… •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.