Po co to komu było?

Na złość mamie, które kazała założyć czapkę, odmrozić sobie uszy? Żaden to zysk.

Po co to komu było?

Ukraińskie wojska otoczyły Łyman. Zajęli też już Jampil. Na Twitterze huczy. Zapowiada się... Nie jestem wojskowym. Kapitulacja okrążonych jednostek? Próby przebijania się do swoich? Uporczywa obrona w nadziei, że przyjdzie odsiecz? Nie wiem. Patrzę, niby się cieszę z sukcesów Ukraińców, ale...

Przy okazji widzę różne obrazki z tej wojny. Czasem zabawne. Ot, mina pewnego rosyjskiego żołnierza – takiego chłopka roztropka - który myśląc, że znalazł swoich mówi coś o faszystach, a ci mu odpowiadają, że to oni są właśnie tymi faszystami. Czasem wzruszające, gdy dziewczyna, narzeczona czy żona nagle spotyka niewidzianego od miesięcy ukochanego, a on stoi przed nią cały i zdrowy z ogromnym bukietem kwiatów. Albo gdy taki żołnierz wita się ze swoimi dziećmi czy z matką... Ale większość to zniszczone domy, zniszczony wojskowy sprzęt, fragmenty pocisków. Miejsca kaźni, groby, zniszczenia. Dzieci w jakimś wąskim piwnicznym korytarzu (wiadomo, tam szansa że strop się zawali najmniejsza) modlące się ze świecami przed obrazami wszystkich świętych. Ludzie płaczący nad martwymi ciałami swoich bliskich, nieraz dzieci. Albo i zdjęcie stojącego nad ruinami psa, który jedyny przeżył z zawalonego domu, w którym zginęła cała rodzina... W jakimś sensie jego rodzina... No i ciała. Ciała zabitych. Czasem jakby tylko spali, czasem okaleczone, czasem zwęglone...  A czasem i nagranie tej chwili, gdy ludzie giną, bo spada na nich pocisk i choć najczęściej szczegółów nie widać, wszystko wybucha i staje  w ogniu... Patrzę i nie mogę pojąć: po co to komu? Gdzie jest ten, „co na rzezie tłumy te wystawia”? Bezpieczny, otoczony ochroną, w razie czego mogący schować się w jakimś bunkrze.... Bo nie mam wątpliwości, która strona tego konfliktu jest za całe to okropieństwo odpowiedzialna.... Czy i bez wojen nie ma na świecie dosyć cierpienia?

Byłem tego lata na szczycie o nazwie Baranie. To w Beskidzie Niskim, w paśmie granicznym. Poniżej, na przełączy, tablica. Z informacją o historii miejsca. Między innymi, że granica w tym miejscu przebiega od wieków... Tak, kiedyś polsko-węgierska, teraz polsko–słowacka, ale choć na południe i na północ od niej sporo się politycznie działo, to ta granica okazała się trwała; nikt od wieków nie zabierał tu nie swojego, nie poszerzał własnego stanu posiadania. Ot, zwyczajne sąsiedztwo. Przecież gdy panuje pokój i da się gorzej czy lepiej wiązać koniec z końcem państwowa granica to tylko kwestia tego, kto zarządza, prawda? Przy dobrosąsiedzkich stosunkach co za różnica jakiej jest się narodowości i dokąd odprowadza podatki? Można cieszyć się życiem, można się bawić, można śpiewać i tańczyć.... To życie ciche i spokojne, choć przecież nie wolne od różnych trudności, ma przecież ogromną wartość. Dla każdego uczciwego i z szacunkiem podchodzącego do inności człowieka. Zresztą na pograniczach te inności najczęściej są zatarte...

Niestety, człowiek ulega nieraz pokusie by mieć więcej. Nawet za cenę ludzkiej krzywdy. Gdy jest szefem małej, prywatnej firmy – pół biedy. Gdy jest wpływowym politykiem, i apetyt ma większy i możliwości. Gdy panuje niepodzielnie w atomowym mocarstwie...

Problem chciwości – niekoniecznie pieniędzy, ale i władzy, stawiania na swoim – dotyczy każdego z nas. Czytając i oglądają owe doniesienia z wojny przy okazji widzę też mnóstwo innych wpisów, także dotyczących naszej polityki czy różnych problemów społecznych. Z wielu wyziera pełna totalitarnych zapędów nietolerancja. Zwłaszcza u tych, którzy niby o tolerancję walczą... Coraz wyraźniej widzę, że to, czego uczył Chrystus to nie żadne szczytne, ale możliwe do zrealizowania jedynie przez niektórych ideały. To program, bez realizacji którego cywilizowana niby ludzkość będzie wracać do bycia barbarzyńską dziczą.

 

TAGI: