Błąd i niewierność

GN 38/2022 |

publikacja 22.09.2022 00:00

Czy klerykalizm jest największą chorobą Kościoła? I czy właściwą reakcją na niego jest „zdrowy antyklerykalizm”? Zapytaliśmy o to cztery osoby, reprezentujące różne środowiska w Kościele.

Błąd i niewierność Tomasz Gołąb /Foto Gość

Marta Titaniec

Prezes Zarządu Fundacji Świętego Józefa KEP. Z wykształcenia politolog. Sekretarz generalna Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Od lat zaangażowana w liczne projekty pomocowe w krajach dotkniętych wojną i katastrofami humanitarnymi oraz w pomoc ofiarom przemocy seksualnej w Kościele.


Klerykalizm to dzisiaj bardzo pojemne słowo, które staje się kluczem do wyjaśnienia wielu niewłaściwych zachowań w Kościele. Dla mnie klerykalizm to brak możliwości i szans na dostrzeżenie odmiennej perspektywy, a w konsekwencji zawężona wizja wspólnoty Kościoła. I niekoniecznie ta postawa wynika z osobistego nastawienia czy braku chęci, ale również bardzo mocno z faktu, że nie dano kiedyś narzędzi do odszyfrowywania rzeczywistości, nie pokazano, że istnieje również coś poza horyzontem, który widzimy. Nie nauczono szukać, nie dodawano odwagi do wychodzenia poza to, co ustalone i zadekretowane. Gdy rozpoczęłam pracę w Fundacji Świętego Józefa, w systemie pomocy osobom pokrzywdzonym formalnie była jedna kobieta na ponad 40 diecezji. Poza tym pracowali tam sami księża, do których osoby pokrzywdzone, w tym kobiety (czyli statystycznie połowa), mogły zgłaszać swoją krzywdę. Na początku zdziwiło mnie to, że nie dostrzegano potrzeby włączenia kobiet, by dać wszystkim, nie tylko kobietom, wybór, komu chcą powiedzieć o swoim zranieniu. Na jednym z pierwszych spotkań z ust kapłana padło zdanie, które do tej pory pamiętam: „Wyjeżdżam z tego spotkania z jednym przekonaniem: że trzeba zatrudnić kobiety u nas w diecezji. Dotąd nie zdawałem sobie sprawy, że to jest ważne dla kobiet”. I to jest właśnie rezultat tej jednostronnej perspektywy ze strony duchownych. Przez klerykalizm zmniejszamy szansę słuchania siebie w różnorodności. Antidotum na klerykalizm nie jest żaden antyklerykalizm, nawet zdrowy, ale zgoda wszystkich na budowanie wspólnoty Kościoła uwzględniającej odmienne perspektywy, które uznajemy za równorzędne. Klerykalizm możemy przezwyciężyć tylko razem – kobiety i mężczyźni – we wzajemnym słuchaniu się i szacunku oraz wspólnym podejmowaniu decyzji. •

MARCIN KĘDZIERSKI

Doktor nauk ekonomicznych, współzałożyciel i ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Mąż i ojciec szóstki dzieci, od 20 lat związany z Ruchem Światło–Życie.

Dostrzegam dwie warstwy klerykalizmu. Pierwsza to uznawanie księży przez samych siebie za jakąś lepszą kastę w Kościele, grupę, która nie podlega takim samym zasadom jak wierni świeccy. Drugą odmianę reprezentują ci wierni, którzy traktują księży jako lepszych i bardziej wybranych, niemal nadludzi, a jednocześnie zdejmują z siebie odpowiedzialność za misję głoszenia Ewangelii. To klerykalne myślenie w zasadzie niczym nie różni się od faryzeizmu, od istnienia pewnej szczególnej kasty, która ma władzę nad resztą wierzących. I tak jak Jezus bardzo ostro krytykował faryzeuszów, tak my dzisiaj jesteśmy moim zdaniem zaproszeni do tego, byśmy krytykowali klerykalizm.

Czy „zdrowy antyklerykalizm” może zamienić się w lekceważenie księży? To ryzyko nie jest aż tak duże, ponieważ mamy wciąż nieodkryte kapłaństwo powszechne, do którego zostaliśmy włączeni przez chrzest. Ta tajemnica jest tak bardzo zakopana w Kościele, że trudno będzie na razie przesadzić ze „zdrowym antyklerykalizmem”.

Mocno doświadczyłem tego, czym jest klerykalizm, gdy jesienią ubiegłego roku wezwałem publicznie jednego z biskupów do otwarcia się na głosy synodalne i do przyjęcia tych osób z wewnątrz Kościoła, które od dawna zgłaszają, że nie mają możliwości dostać się do niego na rozmowę. Jedyną reakcją był telefon z kurii – najpierw do gazety, w której ten głos został opublikowany, a później do mnie. Nawet jeśli to nie była jakaś forma cenzury czy zastraszenia, niestety nie było to też zaproszenie do otwartej rozmowy o tym, co boli mnie i osoby, które prosiły o napisanie tego tekstu. W swoim felietonie zwróciłem się do adresata słowami „Czcigodny Księże Arcybiskupie, Drogi Bracie”. Podejrzewam, że już to wezwanie mogło zostać uznane za niestosowne: że oto ja, świecki, mam czelność tak się zwracać do swojego biskupa. I to było dla mnie bardzo smutne doświadczenie rozumienia Kościoła, biskupstwa i kapłaństwa jako czegoś opartego na modelu świeckiej władzy. •

O. TOMASZ GAŁUSZKA OP

Dominikanin, mediewista, profesor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, dyrektor Dominikańskiego Instytutu Historycznego, nauczyciel akademicki, autor licznych artykułów i książek.

Nie nazwałbym klerykalizmu chorobą, ale pewną niewiernością ludzi, którzy tworzą jedno Ciało, oraz błędem od początku do końca, błędem, który wkradł się w myślenie w Kościele i o Kościele. A błąd myślenia skutkuje błędnym działaniem. Klerykalizm jest uznaniem, że są jakieś członki Kościoła, które są ważniejsze od reszty, i że mają one prawo decydować o tym, które są ważniejsze, a które mniej ważne. Historyk widzi źródła klerykalizacji w XI wieku, kiedy reforma Kościoła objęła tylko jedną grupę, właśnie kler. To sprawiło, że utworzyła się grupa uprzywilejowana. I, niestety klerykalizm ma się dobrze aż do dzisiaj.

Reakcją na błąd klerykalizmu jest jednak inny błąd – antyklerykalizm. A to też jakaś odmiana klerykalizmu. Antyklerykalizm zaczął pojawiać się już w XII wieku i także ma się dobrze do dzisiaj. Klerykalizm jest błędem, ale nie można błędu leczyć innym błędem, tylko go odrzucić. Jest jeszcze trzecia opcja: wszyscy stańmy się klerem, to zniknie klerykalizm. Te trzy koncepcje – klerykalizm, antyklerykalizm i panklerykalizm – łączy skupienie się na jednej grupie: na duchownych. Formą klerykalizmu jest również dążenie do święceń kapłańskich dla kobiet. W tej wersji kobieta nie odkrywa swojej wyjątkowości, więc chce się stać klerem i przez to walczyć… z klerykalizmem. Nie bez powodu postulaty święceń kobiet pojawiły się najpierw w środowiskach protestanckich, gdzie kapłaństwo powszechne jest mylnie rozumiane jako kapłaństwo antyinstytucjonalne. Odpowiedzią na klerykalizm nie może być ani antyklerykalizm, ani żaden „zdrowy nowy klerykalizm” czy „zdrowy antyklerykalizm”. Jedyną drogą jest powrót do właściwej eklezjologii: wszyscy tworzą jedno Ciało, ale są różne członki, jest w nim miejsce m.in. dla tych, którzy zajmują się ministerium, służbą, a więc są sługami; a jeśli zarządzają, to nie według hierarchii wyżej–niżej, tylko raczej bliżej–dalej. •

KS. PRZEMYSŁAW MAREK SZEWCZYK

Doktor teologii, prezbiter archidiecezji łódzkiej, patrolog, tłumacz dzieł ojców Kościoła z języka greckiego i łaciny, współzałożyciel Stowarzyszenia „Dom Wschodni”.

Klerykalizm zdefiniowałbym jako silne przeakcentowanie w chrześcijaństwie roli duchowieństwa. Chyba najczytelniejszym znakiem, że w polskich realiach jest to rzeczywisty problem, jest spontaniczne i powszechne utożsamianie Kościoła z biskupami i księżmi oraz rzeczywisty brak odpowiedzialności świeckich za struktury i instytucje kościelne. Od wydawnictw kościelnych, przez uczelnie, po organizacje charytatywne – praktycznie wszystkie instytucje mają na czele duchownych. W parafiach księża podejmują, często bez udziału osób świeckich lub z udziałem wąskiego ich grona, odpowiedzialność nie tylko za sprawy kultu, ale także za finanse parafialne, remonty czy budowę. Na skutek tego osoba duchowna oprócz wypełniania naturalnych zadań polegających na trosce o nauczanie, uświęcanie i kierowanie Kościołem, przejmuje zadania finansowe, administracyjne i organizacyjne. Przestaje często być sługą jedności swojej wspólnoty, a staje się jej uosobieniem.

Tego rodzaju zagarnięcie Kościoła przez duchownych czy sprowadzenie go do jego kleru jest sprzeczne z zamysłem Chrystusa, który kazał nam postrzegać Kościół jako lud, a nie jako kastę czy stan osób wybranych. Sam Jezus był osobą świecką i udział w swojej misji powierzył nie księżom i biskupom, ale całemu mistycznemu ciału. Jeśli fakt istnienia w Kościele sakramentu święceń staje się pretekstem do budowania jakiegoś dwustopniowego udziału w Chrystusie – tych wybranych, ważniejszych i świętszych, oraz mniej ważnej reszty – dzieło Pana ponosi poważną szkodę.

Zmiana tej sytuacji nie dokona się jednak dzięki antyklerykalizmowi, nawet jeśli nazwiemy go „zdrowym”. Nie chodzi przecież, żeby działać czy nastawiać świeckich przeciw duchownym. Chrystusowi chodzi zawsze o jedność ciała, o to, żeby każdy członek pełnił w nim swoje własne zadanie. Jestem głęboko przekonany, że lekarstwem na klerykalizm jest głębokie zrozumienie sakramentu święceń jako charyzmatu jedności oraz przywrócenie wagi sakramentowi chrztu.

zebrał Jacek dziedzina

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.