Nie ogarniam

GN 36/2022 |

publikacja 08.09.2022 00:00

O zainteresowaniach Pana Boga, (nie)racjonalnych kompleksach chrześcijan i o światach równoległych w Kościele mówi s. dr Bogna Młynarz ZDCh.

Nie ogarniam Roman Koszowski /Foto Gość

Jacek Dziedzina: Pana Boga interesują codzienne newsy, nasze mądre komentarze i słuszne poglądy na wszystko?

S. Bogna Młynarz: Na pewno to, co dzieje się wokół nas, jest dla Boga ważne, On jest obecny. Jest Obecnością. Nawet jeżeli tego nie odczuwamy, bo żyjemy w cywilizacji, która wyssała świadomość Boga z rzeczywistości i razem z tym wyssała cały tlen duchowy, tajemnica wcielenia mówi nam: Boga interesuje to, co ludzkie. Odkąd stał się człowiekiem, współ-czuje z nami we wszystkim, co przeżywamy. Nie ma takiego miejsca, które byłoby dla Niego obce. Może więc nie tyle interesuje się newsami, bo to dla Niego nic nowego, ale jest obecny w każdym wydarzeniu, ponieważ my jesteśmy w kręgu Jego „zainteresowań”.

Często bez wzajemności, bo człowieka mniej interesuje to, czym żyje Bóg i co ma nam do powiedzenia. Większość nie zaczyna dnia od czytania Biblii, tylko od przeglądu newsów i analiz. Boimy się zarzutu, że odwrotna kolejność oznaczałaby mniej racjonalne podejście do życia?

Pochłaniamy ogromne ilości informacji, ale z tyłu głowy mamy poczucie (słuszne), że nie dają nam one pełnej wiedzy. Nie mamy całego obrazka, tylko fragment. To sprawia, że chcemy jeszcze więcej wiedzieć, aż docieramy do granic możliwości naszego umysłu. W którymś momencie musimy powiedzieć sobie: dosyć, nie jesteś w stanie przetworzyć wszystkich danych. To nie prowadzi do mądrości. I to jest ten punkt, w którym, świadomi własnych ograniczeń, możemy dotknąć Bożego myślenia, Prawdy pisanej przez duże P. Gdy z takim doświadczeniem wraca się do świata, to przez jakiś czas człowiek ma inne oczy. Odnajduje właściwe ścieżki. W świecie pełnym wstrząsów potrafi zachować równowagę. Dlatego poznanie intuicyjne, kontemplacyjne nie jest naiwnością, nie polega na poddawaniu się tylko uczuciom, ale jest odwagą wejścia w przestrzeń duchową. Wtedy dopiero czujemy, że żyjemy, i wtedy wnosimy w świat harmonię. W Liście do Rzymian czytamy, że „całe stworzenie oczekuje objawienia się synów Bożych”. Kiedy chodzę ze świadomością Boga, który ma wszystko w rękach, to wnoszę harmonię, bo intuicyjnie przeczuwam całość. Bez tego bawimy się fragmentami rzeczywistości, udając, że coś ogarniamy.

Paweł Śpiewak, autor komentarzy do Tory, powiedział mi kiedyś, że nie rozumie, dlaczego Biblia nie jest punktem odniesienia w rozeznawaniu i planowaniu nawet w instytucjach kościelnych. Nie mamy zaufania, że słowo Boga może tłumaczyć nam nasze tu i teraz?

Żyjemy w społeczeństwie, które ciągle odczuwa ukąszenie oświeceniem i jest zachłyśnięte racjonalizmem. I my w Kościele jesteśmy kuszeni, by flirtować z tym światem. Chcemy się mu przypodobać i wtedy wstydzimy się powiedzieć głośno, że rzeczywistość duchowa jest równie ważna. I dzieje się w naszym życiu tak, jak w przypowieści o łacie z nowego materiału przyszytej do starego ubrania. Kiedy wprowadzamy słowo Boże w nasze życie, które jest pełne ludzkiego myślenia, to ta nowa łata zaczyna nam rozrywać tę wizję. Pytanie, czy zaryzykujemy i przyjmiemy całkowicie nowe ubranie, nowe spojrzenie. Nie chodzi o to, by wyrzekać się używania rozumu, ale o uznanie, że człowiek to coś więcej niż materia i ciekawe połączenie neuronów w mózgu. Boimy się, że ktoś nas uzna za „odlecianych” i naiwnych.

To też możliwe, gdy wpadniemy w drugą skrajność – fideizm.

Tak, co więcej, te dwa skrajne skrzydła: skrajny fideizm i skrajny racjonalizm – są bardzo bliskie siebie, bo w obu przypadkach występuje myślenie: już wszystko wiem, już mam cały obraz rzeczywistości. A gdzieś pośrodku tych skrajności jest to miejsce, gdzie mogą się spotkać ludzie wierzący i niewierzący, którzy zgodnie mają odwagę powiedzieć: nie mam całego obrazka. I są gotowi sięgnąć po różne narzędzia, by ten obrazek się rozszerzył. Musimy wchodzić w rzeczywistość ze świadomością, że jest ona tajemnicą, którą możemy porównać z jaskinią – tajemnica wpuszcza mnie w głąb, ale to nie ja ogarniam tę rzeczywistość, tylko ona mnie. I to zmienia perspektywę. Nie możemy dawać zbyt łatwych odpowiedzi na trudne pytania, bo nie jesteśmy bogami. Ale nie ma sprzeczności między myśleniem i wiarą, twardym stąpaniem po ziemi i duchowością. Te rzeczy muszą się w nas dopełniać, integrować. Owszem, czujemy wewnątrz zgrzyt, ale wynika on z tego, że wszyscy jesteśmy rozdarci po grzechu pierworodnym. Co innego podpowiadają nam uczucia, co innego rozum, co innego dzieje się w poznaniu nadprzyrodzonym. I to jest coś, co trzeba sklejać, integrować wokół Boskiej Prawdy.

Nie zawsze możliwe jest spotkanie obu perspektyw. U św. Pawła czytamy również o wyraźnym podziale na poznanie zmysłowe, według ciała, i na poznanie według Ducha.

Oczywiście. Podobnie w tej scenie Ewangelii, gdzie Jezus i Piotr mają bardzo różne wizje rzeczywistości: „Zejdź mi z oczu, szatanie! Jesteś mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku” – to chyba najmocniej postawiona granica. Ale to nie jest granica między rozumem a wiarą, ale między dwoma światami: Bożym i bez-bożnym, albo raczej światem, gdzie my jesteśmy bożkami. Tu nie ma kompromisu. Musimy się po jakiejś stronie opowiedzieć całym sercem. Po stronie Boga. Nie możemy wchodzić we flirt ze światem. Nawet za cenę niezrozumienia i odrzucenia.

Zapytałem kiedyś watykańskiego dyplomatę, pracującego przy ONZ, dlaczego w przemówieniach przedstawicieli Kościoła na tym forum brakuje powołania się na rzeczywistość, która odróżnia Kościół od innych podmiotów. Nie wychylamy się z naszą perspektywą.

Z jednej strony jest naturalne, że Kościół od początku szuka języka, w którym może wyrażać rzeczywistość w sposób zrozumiały dla każdego człowieka. Ale zarazem boimy się, że jeśli nas nie zrozumieją i odrzucą, to odrzucą Pana Boga. Święty Paweł na Areo­pagu, gdy zaczął głosić zmartwychwstanie Jezusa, usłyszał: posłuchamy cię innym razem. Czy to powód, żeby z tego zrezygnować? Żadną miarą! My głosimy Jezusa, który jest zgorszeniem dla Żydów, głupstwem dla pogan. Oczywiście pytanie o język, sposób przekazu, jest zawsze aktualne. Ale nie kosztem depozytu wiary. Poszłam kiedyś na sympozjum – miało być o duszy, a że jestem siostrą Najświętszej Duszy Chrystusa, było to dla mnie ważne. Mówcy, w tym teologowie, twierdzili mądrze, że w Biblii to właściwie dusza jest tylko wiatrem i tchnieniem życia, w człowieku są tylko neurony i to wszystko dzieje się w mózgu. Praktycznie zanegowali istnienie duszy – a to nie było sympozjum świeckiej uczelni. Miałam ochotę wstać i krzyknąć: „Czy kiedy Jezus mówił: »Smutna jest moja dusza aż do śmierci«, to miał na myśli wiatry?!”. Dlaczego nie mamy odwagi powiedzieć, że jest rzeczywistość duchowa, która jest niepoliczalna? Dlaczego coś, co nie jest policzalne w metrach czy kilogramach, nie ma prawa istnieć?

Widocznie nawet w Kościele niektórzy uznali, że przemilczanie kwestii Boga to właściwa odpowiedź na brak popytu. Niedawne badania CBOS pokazały, że ludzie odchodzą od Kościoła nie z powodu skandali, ale dlatego, że problem Boga dla nich nie istnieje.

A my zachowujemy się czasem jak w tej anegdocie o sprzedawcach butów, którzy pojechali na pustynię. Jeden odesłał buty do centrali, pisząc: „Nie ma żadnych szans na sprzedaż, bo wszyscy tu chodzą boso”. A drugi napisał: „Tu są niesamowite możliwości sprzedaży, bo wszyscy chodzą boso”… Bądźmy jak ten drugi sprzedawca – skoro dla ludzi rzeczywistość duchowa jest obca, to nie znaczy, że w nich nie ma potrzeb duchowych. Owszem, sztuką jest rozpalić taką potrzebę. Ludzie dzisiaj duszą się z braku tlenu, z braku życia duchowego. Świat sprowadzony tylko do tego, co racjonalne, jest tak płaski, tak nudny i przewidywalny. To nam nie wystarcza! Dlaczego często ktoś szuka życia duchowego poza chrześcijaństwem? Przecież ono u nas jest. Ale ukryte wstydliwie w kątku… Jedziemy na misje i co robimy? Budujemy szpitale, szkoły – i to jest bardzo potrzebne. Tyle że później ci ludzie idą do sekt, bo pragną też czegoś więcej. Dla Afrykanina życie duchowe jest tak oczywiste jak słońce, a my chcemy im dać tylko to, co doczesne. Tak, tego też nie mamy zaniedbywać, ale jesteśmy przede wszystkim po to, by głosić Jezusa. Mamy siać – na drogę, na skały, gdziekolwiek. Siać. Dlaczego nie mamy odwagi siać słowa Bożego nawet na grunt nieprzygotowany? Przecież kiedyś to ziarno może wydać plon.

Pytania o narzędzia poznania rzeczywistości dotyczą również życia Kościoła. Siostra wróciła z wielkiego eventu modlitewnego w łódzkiej Arenie. Przez kilka godzin tysiące ludzi uwielbiało Boga. W wakacje tysiące młodych uczestniczyło w różnych formach rekolekcji. W tym samym czasie mówimy o nocy ciemnej Kościoła, skandalach, kryzysie… Która rzeczywistość jest „bardziej” prawdziwa?

Jedna i druga.

W praktyce jednak większość z nas albo widzi wyłącznie Kościół kwitnący, albo Kościół zwijający się. Jedni i drudzy zarzucają sobie nawzajem, że nie dostrzegają tej drugiej rzeczywistości.

Rzeczywistość jest bogatsza, niż jesteśmy w stanie ogarnąć. I to prowadzi nas do pokory i do tego, byśmy po prostu skupili się na swojej robocie. Masz do czynienia ze zgorszeniem – działaj! Widzisz rozwój – uwielbiaj! Każdy z nas ma swoje zadanie w doświadczeniu i tego przebogatego, żywego Kościoła, i tego bardzo zranionego.

Pesymiści powiedzą, że w czasach „nocy ciemnej” Kościoła „nie wypada” mówić o sukcesach. Optymiści uważają, że mówienie o kryzysie przysłania wielkie dzieła Boże, które dzieją się równolegle.

Bo naszym problemem jest to, że chcemy mieć pełne i precyzyjne definicje. A przecież drzewa w lesie nie rosną równo. Kamienie na skale nie są rozsypane równomiernie. Ptaki nie latają regularnie jak samoloty, co 10 czy 15 minut po jednej linii. To my chcemy, by świat był bardziej zrozumiały dla nas, więc próbujemy go pozamykać w jakichś matematycznych wzorach. Proste, czarno-białe klisze są wygodne dla ludzi o wąskich horyzontach. Jeden będzie widział tylko kryzys, drugi tylko wiosnę Kościoła i każdy z nich zamknie się na poznanie tego, co ten jego obraz niuansuje. A tymczasem nieważna jest definicja; ważne jest odczytanie swojego miejsca w tej przestrzeni. O wiele ważniejsze niż stworzenie całościowej wizji jest odczytanie, jak dzisiaj w tej rzeczywistości mam się zachować. Jeżeli jestem w Atlas Arenie w Łodzi, to uwielbiam Boga i cieszę się Jego obecnością, ale wiem, że za chwilę mogę znaleźć się w miejscu, gdzie wydaje się, że ten Kościół jest praktycznie umarły. Moje doświadczenie będzie wtedy inne i inaczej też muszę zareagować. Muszę umieć po Bożemu odpowiedzieć i na to, i na to, a nie budować całościową wizję. Bo właściwie do czego ona jest mi potrzebna?

Żeby postawić diagnozę?

Zastanawiam się tylko, co się kryje za tą chęcią zdiagnozowania Kościoła czy zdefiniowania go. To jest Mistyczne Ciało Chrystusa i Głowa jest jedna. Ja jestem częścią tego ciała.

A jeśli jeden z członków tego ciała ma się dobrze lub cierpi – cieszą się lub cierpią pozostałe. Jest zatem chyba naturalne, że wspólnota chce rozumieć, co się z nią właściwie dzieje.

Jak najbardziej, ale to dotyczy konkretów. Po to Bóg dał nam rozum piękny, ale ograniczony, żebyśmy zajęli się tym, co mamy na swoim podwórku. Jeżeli w danej diecezji jest problem z nieujawnionymi i nieukaranymi skandalami pedofilskimi, mam tu coś do zrobienia, choćby tyle, żeby się pomodlić w tej intencji albo powiedzieć paru osobom: przepraszam w imieniu Kościoła, że tak się dzieje. To jest mój konkret do zrobienia. Pan Bóg nas posyła w jakiś wycinek rzeczywistości. Być może są ludzie powołani do posiadania szerszej wizji, bo muszą ogarnąć bardziej globalne rzeczy, ale nikt z nas nie może ogarnąć całości. Nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić funkcjonowania Kościoła na różnych kontynentach. Skąd zatem ta potrzeba ogarnięcia tematu, który jest nie do ogarnięcia.

„Czyńcie sobie ziemię poddaną”, a więc również: ogarniajcie sprawy, nazywajcie po imieniu, rozumiejcie…

Tak, i pogodnie pogódźcie się z granicami tego poznania. Muszę odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu warto poświęcić umysł, wysiłek, wokół czego warto się zintegrować. Gdy ktoś jest sportowcem, to wszystko w jego życiu służy osiągnięciu wyniku. Nie da się poświęcić całego życia dziesięciu rzeczom naraz. Musimy być sfokusowani całkowicie na jednym. Jeśli tym jednym jest Bóg, to tu otwiera się tajemne przejście do pełnego poznania. Wtedy dopiero wszystkie fragmenty zaczynają się układać. Ale to już całkiem inna historia. Bogu nie można wydrzeć prawdy, wejść w Jego buty, w Jego kompetencje. Prawda może się nam objawić, ale to się dzieje w przestrzeni wielkiej pokory. To nie jest przypadek, że najwięcej rozumienia świata mieli ci najbardziej pokorni. Bóg ma prawdę. Jest prawdą. I tę chce nam objawić. •

Siostra Bogna Młynarz

należy do Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusowej. Jest doktorem teologii, założycielką i liderką Solaris – ruchu odnowy dusz ludzkich w Duszy Jezusa.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.