Wydeptać pokój

Katarzyna Widera-Podsiadło

GN 35/2022 |

publikacja 01.09.2022 00:00

Na południu leje się krew, giną dzieci i ich rodziny. A Darwina z Jackiem znów ruszają w drogę – po pokój.

Darwina i Jacek wiedzą już,  że plecaki nie mogą być zbyt ciężkie. ARCHIWUM RODZINNE Darwina i Jacek wiedzą już, że plecaki nie mogą być zbyt ciężkie.

Darwina i Jacek odbili się od drzwi sklepu. „Jest niedziela, na Litwie alkohol sprzedawać można tylko do 15.00, więc w małych miasteczkach o 15.00 wszystko pozamykane, bo ludzie zazwyczaj przychodzą tylko po alkohol” – pomyśleli. Mieli nadzieję, że tu właśnie zaopatrzą się w wodę, której tego dnia niewiele wzięli w podróż. A do pokonania mieli 25 kilometrów. Dobrze, że droga wiodła pośród łąk i pól i u jej kresu był automat z zimnymi napojami. Tam zostawili ostatnie drobne, które wysupłali z portfela. Ale za to wieczór był iście królewski. Zaproszeni na kolację, zajadali się pysznym domowym barszczem ze śmietaną i ciemnym litewskim chlebem. – Na drugie danie z wolnostojącego kociołka ziemniaki z kiełbaskami, swojskie pomidory i domowe ogórki małosolne. Gospodarz dał nam do degustacji w glinianym naczyniu pszeniczne piwo własnego wyrobu. Czuliśmy się rozpieszczeni. Jakie to było dobre! – wspominają pielgrzymujący Drogą św. Jakuba z Tallina przez Estonię, Łotwę i Litwę. Za nimi już niemal 1000 km, w czasie których błagali Pana o zakończenie wojny na Ukrainie i zawarcie sprawiedliwego pokoju.

Pielgrzymka na próbę

Czy Darwina zaczęła regularne piesze wędrówki dlatego, że związała się z Jackiem? Nie, chyba nie, przecież od dzieciństwa lubiła chodzić. On zaczął to robić dopiero po klasie maturalnej i szybko odkrył, że woli wędrować sam i szukać Boga w spotkanych ludziach. Ona pielgrzymowała tradycyjnie, jak wszyscy, na Jasną Górę. Ale gdzieś w jej sercu tliło się pragnienie, by pójść bądź pojechać do Wilna. Bardzo tego chciała, więc kiedy usłyszała, że jest człowiek, który będzie o tym opowiadać, chętnie skorzystała z okazji i weszła na katolicki czat. A tam Jacek opowiadał o Wilnie, o pielgrzymowaniu, i znalazł w Darwinie wiernego odbiorcę, a nawet rozmówcę, bo Darwina zagadała do niego.

W Wilnie znaleźli się pół roku później. – Może żeby mnie wypróbować, Jacek wziął mnie jeszcze w listopadzie na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy przez Jurę Krakowsko-Częstochowską? – Darwina uśmiecha się na to wspomnienie, ale Jacek prostuje: – Sprawdziliśmy się oboje, czy do siebie pasujemy. Bo, wiadomo, że kiedy spotykamy się na randce, jesteśmy przygotowani, a pielgrzymka weryfikuje wszystko. Trudno powiedzieć, co przyniesie dzień – czyli jak w życiu, raz lepiej, raz gorzej.

Uważają, że pielgrzymka świetnie testuje wytrwałość w dążeniu do celu, ale również prawdziwość, bo jest zmęczenie, nie ma miejsca na udawanie, trzeba się wspierać i być autentycznym.

Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce

Darwina jest domatorką. Brzmi to niewiarygodnie, bo to, co zaczęło się po ślubie, zupełnie temu określeniu przeczy. Jacek marzył o pójściu do Santiago de Compostela trasą francuską. Darwina jednak nie miała ochoty na przejazd na granicę francusko-hiszpańską. Mówiła, że to daleko, poszli więc 1500 km do Rzymu. – To była pierwsza wspólna pielgrzymka, która zweryfikowała chociażby ciężar bagażu, jaki wzięliśmy w drogę – mówi Jacek i opowiada, że już po trzech dniach musieli ściągnąć do Cieszyna brata, który wziął część rzeczy. – Dziś wiemy, że ja mogę nieść najwyżej 10 kg, a Jacek o 2 kilogramy więcej. No i oczywiście nie możemy iść 50 km dziennie, jak wcześniej zakładaliśmy – precyzuje Darwina. Dziś śmieje się z tych pierwszych założeń, jakże nierealnych. Bliscy Darwiny też pukali się w czoło, kiedy słyszeli o ich wyprawach. W końcu uwierzyli, że to jest możliwe. Bo Jacek i Darwina są dla siebie wsparciem.

W czasie pierwszej pielgrzymki tylko raz się pokłócili, przed San Marino. Jacek chciał się wdrapać na wysoką górę, czego nie aprobowała Darwina. „A widzisz, nie mówiłam” kobieta mogła wypowiedzieć, kiedy później nie mogli znaleźć noclegu. Noc spędzili w namiocie. Rano, już w zgodzie, ruszyli na Rzym. W słońcu, w 40-stopniowej spiekocie.

Po drodze z aniołami

Podczas pielgrzymek – a idą każdego roku w czasie wakacji – rzadko śpią w namiocie. – Jakoś tak się dzieje, że znajdzie się dobry człowiek, który nas ugości – mówi Jacek. Dodaje, że mają na to sposób: – Fakt, jesteśmy jeszcze ludźmi małej wiary, bo namiot bierzemy ze sobą. Ale wieczorem, kiedy dochodzimy do celu, zaczynamy prosić Aniołów Stróżów, wysyłając ich jako forpocztę. One zawsze znajdują nam nocleg.

Zwykle mają plan. Idą około 30–35 kilometrów, dochodzą do docelowej miejscowości i zaczynają szukać kościoła. Często, zanim jeszcze znajdą księdza, już ktoś porywa ich na nocleg. – Tak było w Urbino, gdzie byliśmy na Mszy św. Zaraz po niej podeszła do nas obca kobieta i powiedziała, że koniecznie musimy do niej pójść – opowiada Jacek. Odkrył, że była to profesor wykładająca na tamtejszym uniwersytecie. Kiedyś jednak zaryzykowali. Gdy szli ze Lwowa do Budziszyna w Niemczech 1100 km, po drodze zostawili namiot w Krakowie. Połowa trasy bez namiotu i ani jednego noclegu pod gołym niebem. – Aniołowie to solidna firma – Darwina jest przekonana o ich skuteczności.

Kuba, wyspa jak wulkan gorąca

Było gorąco, momentami temperatura dochodziła do 50 stopni. Darwina nie miała o tym pojęcia. Uważa, że gdyby była świadoma tej temperatury, zdrowy rozsądek kazałby jej zrezygnować z tego wyzwania. Kuba to żadna fanaberia. Najpierw chcieli jechać do Brazylii na Światowe Dni Młodzieży w Rio. – Bilety były za drogie, więc zdecydowaliśmy się na Kubę. Tam właśnie przeżyliśmy ŚDM. Kubańczycy zorganizowali u siebie namiastkę tego, co przeżywaliby w Rio, a my w tym uczestniczyliśmy – mówi Jacek. Cieszył się z podróży na Kubę, bo w jakimś stopniu była to odpowiedź na prośbę tamtejszych biskupów. – Chcieli, by ktoś pielgrzymował szlakiem wizyty Jana Pawła II, której Kubańczycy obchodzili 15. rocznicę – tłumaczy Darwina, a Jacek dopowiada, że Kubańczycy nie używali słowa „pielgrzymka” – nie mogli, mówili więc o wizycie.

W pielgrzymowaniu towarzyszył im wówczas pewien anioł stróż, osoba, która odebrała ich z lotniska. Gdy ów mężczyzna dowiedział się, że na Kubie zamierzają spać pod namiotem, zrobił wszystko, by nie musieli ryzykować. Takie postępowanie byłoby jednak zbyt niebezpieczne. Jacek wspomina noclegi w klasztorach, u ludzi, ale też u pięciu biskupów. – Tam wszystko wygląda zupełnie inaczej. Przyjmując nas na nocleg, biskupi przygotowywali nam śniadania, nie pozwolili po sobie sprzątać. Kiedyś nasza wyprana bielizna ześliznęła się ze sznura i trzeba było po nią pobiec. Biskup powiedział wtedy, że goście nie mogą u niego nic robić i sam po nią zszedł – uśmiecha się.

Czy się nie bali tej podróży? Po rozmowie z konsulem polskim na Kubie Darwina straciła ochotę na podjęcie wyzwania, ale Jacek był silny i niewzruszony argumentami żony. Kuba była preludium przed kolejną pielgrzymką.

Kompletne wariactwo

Jeśli bliscy myśleli, że małżeństwo już nic oryginalnego nie wymyśli, mylili się. Kiedy Jacek dowiedział się o masakrze, jaka została dokonana przez Hutu na Tutsi – zginęło około miliona ludzi – wiedział już, że należy pójść szlakiem afrykańskim. Chodziło o to, by tacy ludzie jak Rewenier, który opowiedział Jackowi o tym dramacie, a który ową masakrę przeżył, lecz stracił wiarę, wiedzieli, że są tacy, którzy będą się za nich modlić i przeżywać ciężar pielgrzymowania. – To mnie zaskoczyło, że człowiek, który stracił wiarę, który tak wiele przeżył, mówił, że trzeba iść do Ruandy i modlić się o pokój dla tego kraju – opowiada mężczyzna.

Jacek z Darwiną nie mogli nie odpowiedzieć na taką prośbę. Przygotowania trwały rok. Udało się kupić dosyć tanio bilety, szczepienia były aktualne po wizycie na Kubie, więc nic nie stało na przeszkodzie, by przemierzyć kawałek Afryki. Chociaż misjonarze przestrzegali, że nigdzie nie znajdą noclegu, ich słowa się nie potwierdziły. – Nawet nie musieliśmy mówić, że szukamy noclegu. Kiedy nas widzieli, od razu brali do siebie – opowiadają pielgrzymi. Darwina dodaje, że na tym kontynencie czuli się bezpiecznie. Jacek porównuje z Polską: – Nasz kraj jest smutny. Nie możesz się bezinteresownie uśmiechnąć, bo każdy się dziwi, o co ci chodzi. Zupełnie inaczej jest w Afryce. Nie czujesz się obcy ani samotny, a raczej potrzebny i wyczekiwany.

Nowa droga

Pielgrzymowanie uczy ich spokoju, wyciszenia i otwartości na drugiego człowieka. – Zaczyna się też doceniać to, na co zwykle w codziennym życiu nie zwraca się uwagi, jak chociażby na wannę pełną wody – zapewnia Darwina. Pielgrzymowanie to sposób życia. Daje poczucie bycia potrzebnym. Zawsze modlą się w jakiejś intencji. Kiedyś szli przez Gruzję. Zostali poproszeni o modlitwę w intencji poczęcia dziecka. Zaskoczyło? Tak! Teraz są przyszywanymi rodzicami chrzestnymi.

Szkoda tylko, że wakacje tak szybko mijają, bo Darwina tylko wtedy może pielgrzymować. Uczy w szkole. Inaczej Jacek, który uczestniczy w programie Nowej Drogi – projekcie resocjalizacji byłych osadzonych. Wychodzących z więzienia zabiera w dwutygodniową drogę szlakiem św. Jakuba z Lublina do Krakowa. Nowa Droga pomaga osadzonym doświadczyć życia, wejść na nowy etap. – Droga zmienia człowieka, a zwłaszcza spotkani w trakcie podróży ludzie. Czasem prawie ze sobą nie rozmawiamy. Przemiana zachodzi wewnątrz i nie potrzeba do niej wielkich słów. Bóg sam dotrze, gdzie potrzeba – twierdzi Jacek.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.