Katolicyzm podejrzany o przestępstwo

Franciszek Kucharczak

GN 35/2022 |

publikacja 01.09.2022 00:00

Rekolekcje, pielgrzymki, posty i inne praktyki pokutne – czy to nie powód do zawiadomienia prokuratury? A kiedy ksiądz wiąże stułą ręce nowożeńców, czy nie narusza ich praw?

Katolicyzm podejrzany o przestępstwo istockphoto

Na początku sierpnia zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na rekolekcjach oazowych w Tylmanowej złożyła istniejąca od niedawna fundacja o dumnej nazwie Biuro Obrony Praw Dziecka (BOPD). Podobno dzieci były tam wiązane i pozbawiane kontaktu z domem. W mediach wybuchła histeria.

W drugiej połowie sierpnia nastąpił niespodziewany zwrot akcji – wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez… fundację Biuro Obrony Praw Dziecka.

Zgłosić i rozgłosić

Rodzice oazowiczów to znają: ich dzieci po rekolekcjach często przyjeżdżają odmienione. Wpływ tego niezwykłego czasu nieraz zostaje w uczestnikach na całe życie i pomaga podejmować dobre wybory życiowe. Podobnie jest z innymi formami rekolekcji dla młodzieży. Ci, którzy je prowadzą, z reguły robią to bezinteresownie, z potrzeby serca, poświęcając na to urlop czy wakacje. Ostatnio coraz częściej spotykają ich jednak za to oskarżenia o podejrzane praktyki, a nawet o znęcanie się nad dziećmi. Zwykle są to zarzuty krzywdzące, bazujące na plotkach i domysłach, ale co szkodzi zgłosić i rozgłosić?

No właśnie szkodzi. W ocenie wiceministra sprawiedliwości takie działania dyskryminują katolików, wytwarzając poczucie zagrożenia wokół „osób legalnie praktykujących wiarę w ramach wspólnoty, jaką jest Kościół katolicki”. Wiceminister wskazał też, że przedstawianie praktyk religijnych tak, jakby to były praktyki kryminalne, jest groźny dla psychiki dzieci.

„Znęcanie się”

Co konkretnie się zdarzyło? „Dzieci przebywające na obozie Oaza Nowego Życia, stopień 2 w Tylmanowej alarmują, że księża w ramach zabawy związują im ręce, »by poczuły się jak Jezus w niewoli«” – napisano 7 sierpnia na profilu facebookowym fundacji BOPD. Z tekstu wynikało, że „dzieci muszą poruszać się same, ze związanymi rękoma po terenie i schodzić ze schodów w budynku, w którym były zakwaterowane, nie mogły też samodzielnie korzystać z toalety”. Pojawiła się nawet sugestia, że ktoś z dorosłych proponował małoletnim „pomoc w skorzystaniu z toalety”. Co ciekawe, w zawiadomieniu do prokuratury tego wątku nie było, prawdopodobnie z powodu braku jakichkolwiek podstaw. Co jednak nie przeszkodziło BOPD puścić tę „informację” w sieci.

Dalej autorzy wpisu uznali, że „takie »zabawy« księży z dziećmi naruszają ich godność i narażają dzieci na niebezpieczeństwo” i poinformowali o złożeniu w tej sprawie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

W zawiadomieniu znalazł się też zarzut, że uczestnikom odebrano telefony komórkowe i zezwalano na skorzystanie z nich tylko przez kwadrans dziennie.

„Wiązanie dziecka i zmuszanie go do przebywania w takim stanie oraz uniemożliwianie kontaktu z rodzicami i bliskimi poprzez odbieranie telefonu komórkowego oraz zmuszanie do powstrzymywania czynności fizjologicznych – są w mojej opinii formą fizycznego oraz psychicznego znęcania się nad dzieckiem przez osoby pozostające z dziećmi w stosunku zależności, w postaci relacji opiekun–dziecko” – napisała Karolina Krupa-Gaweł, prezes BOPD.

Groza „księży”

Temat natychmiast podchwyciły media. „Wiązane ręce i ograniczone wyjścia do toalety – czy na oazie znęcano się nad młodzieżą?” – to tytuł w łódzkiej „Wyborczej”. „Mieli wiązane ręce na rekolekcjach. »Znęcanie się nad dziećmi« kontra »działanie symboliczne«” – to TVN. „Księża związali ręce dzieciom na oazie. Organizator wyjazdu zdradza nam cel »zabawy«” – to tytuł na Onecie. Treść artykułów na ogół była już bardziej wyważona, ale ilu użytkowników internetu czyta dziś coś więcej niż tytuł?

Występujące w większości doniesień sformułowanie „księża” jest niezgodne z prawdą, ponieważ rekolekcje w Tylmanowej, jak na większości oaz, prowadził jeden ksiądz z ekipą świeckich animatorów. Więc to nie „księża wiązali ręce”, ale ta informacja już tak dobrze nie brzmi. Nie ma też posmaku sensacji symboliczne założenie sznurka, który uczestnicy mogli w każdej chwili zdjąć. Mylące jest również uparcie powtarzane sformułowanie „dzieci” w odniesieniu do osób prawie dorosłych lub dorosłych – bo takie brały udział w rekolekcjach w Tylmanowej.

Ksiądz Marcin Majsik, moderator diecezjalny Ruchu Światło–Życie Archidiecezji Łódzkiej, potwierdza, że „sławetny” turnus prowadził jeden kapłan z sześciorgiem świeckich animatorów. Większość spośród 30 uczestników miało po 17 i 18 lat, jedna osoba miała 16 lat, a dwie 15. Jak wyjaśnia, dynamika z wiązaniem rąk, zastosowana przez ekipę prowadzącą rekolekcje, odnosiła się do programu rekolekcji, którego motywem przewodnim jest biblijna opowieść o wyjściu z niewoli egipskiej. Chodziło tam nie o „zabawę”, jak pisano, lecz o poważną kwestię – uświadomienie uczestnikom, jak bardzo grzech i uzależnienia odbierają wolność człowiekowi. Moderator diecezjalny przyznaje, że można było tę dynamikę przeprowadzić inaczej, aby nie dochodziło nawet do teoretycznych rozważań, czy stwarzała ona zagrożenie bezpieczeństwa uczestników.

Całkowicie chybiony jest natomiast zarzut o odbieraniu komórek. W regulaminie, który przed wyjazdem na oazę podpisują rodzice i uczestnicy, jest napisane, że dostęp do telefonów będzie ograniczony. Pomaga to w wyciszeniu się i skoncentrowaniu na głoszonych treściach, ale w razie potrzeby uczestnik zawsze może swoje urządzenie odzyskać. Ksiądz Majsik wyraża podziw dla młodzieży, która dobrowolnie oddając na jakiś czas telefony, wychodzi ze świata wirtualnego, aby tworzyć relacje międzyludzkie.

Prezes nie chce rozmawiać

Na stronie BOPD czytamy, że zgłoszenie do prokuratury miało miejsce „po przeanalizowaniu sytuacji”. Na czym polegało to „przeanalizowanie”, skoro fundacja nie zadała sobie trudu, żeby sprawdzić nawet tak proste rzeczy jak kwestię komórek? Wygląda na to, że chodziło o szybkie zaistnienie w mediach, jak się bowiem okazuje, BOPD jest fundacją zupełnie nową, zarejestrowaną w KRS dopiero w maju tego roku, a jej profil facebookowy powstał 17 czerwca! Zapewne także wybór nazwy – Biuro Obrony Praw Dziecka – miał służyć wywołaniu wrażenia, że mamy do czynienia z poważną instytucją, nieomal konkurencją dla urzędu Rzecznika Praw Dziecka. Jesteśmy jednak skazani na domysły, ponieważ pani prezes Krupa-Gaweł, zorientowawszy się, że „Gość Niedzielny” zadaje jej niewygodne pytania, oświadczyła, że nie podoba jej się kierunek rozmowy i ją przerwała, zastrzegając, że nie zgadza się na zacytowanie czegokolwiek z tego, co powiedziała. Co prawda jako reprezentant instytucji publicznej ma obowiązek udzielenia wyjaśnień dziennikarzowi, ale w ten sposób wyjaśniła bardzo wiele na temat wiarygodności instytucji, którą zarządza.

Zjawisko narasta

Przypadek histerii rozpętanej przez BOPD znamionuje szerszy problem. Coraz częściej w mediach pojawiają się sensacyjnie brzmiące doniesienia o „skandalicznych” rekolekcjach dla dzieci czy młodzieży, mimo że ani ich treść, ani przebieg nie różni się zasadniczo od tych, jakie z dobrym skutkiem są przeprowadzane od lat. Tak właśnie było w marcu 2020 roku, gdy z trzydniowych rekolekcji ewangelizacyjnych w Koszarawie wrócili uczniowie szkoły podstawowej w Hażlachu. 14 marca TVN opublikował materiał, z którego wynikało, że w trakcie rekolekcji doszło do poważnych nieprawidłowości. Rodzice „nie wiedzieli, że planowane jest wiązanie rąk i modlitwa, której może towarzyszyć omdlenie. Uczestnicy padali na ziemię, a po powrocie płakali i potrzebowali opieki psychologa. Prokuratura wszczęła śledztwo” – donosiła rozgłośnia.

Brzmiało groźnie. Nic dziwnego, że po czymś takim burza przetoczyła się przez cały kraj. Gdy już ucichły grzmoty, mało kogo zainteresowała informacja, że prokuratura po przesłuchaniu świadków i zebraniu opinii ekspertów umorzyła śledztwo, nie stwierdziwszy znamion przestępstwa. A szkoda, bo pisemne uzasadnienie decyzji precyzyjnie pokazuje mechanizm powstawania afery z niczego i demaskuje nierzetelność doniesień medialnych.

Podobnie bezpodstawną awanturę media rozpętały w 2016 roku w związku z rekolekcjami dla młodzieży w Lesznie. Reportaż pokazany wtedy w Faktach TVN zawierał sugestie, jakoby podczas rekolekcji doszło do zdarzeń o charakterze sekciarskim. Materiał zmontowano tendencyjnie, w taki sposób, żeby potwierdzał tezę, że w ogóle „jest sprawa”.

I tak co jakiś czas opinię publiczną częstuje się tego typu informacjami, które słusznie wzbudzałyby oburzenie, gdyby były prawdziwe. Najczęściej jednak nie są, ale niesmak pozostaje i odkłada się w świadomości społecznej, utrzymując ją w błędnym poczuciu, że dzieci w Kościele z zasady są zagrożone.

Najbardziej szkoda samych dzieci. Wskutek fałszywych oskarżeń wiele z nich może bowiem stracić okazję znalezienia tego, co dla człowieka najcenniejsze. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: