Zapomniana misja

Edward Kabiesz

GN 30/2022 |

publikacja 28.07.2022 00:00

Hiszpański dokument „Ślady samurajów” zasługuje na uwagę, bo odkrywa nieznaną historię kontaktów pomiędzy imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce, czyli Hiszpanią, a Krajem Wschodzącego Słońca, czyli Japonią.

Tsunenaga Hasekura (w jasnym stroju) z towarzyszami. Fragment dekoracji ściennej Pałacu Kwirynalskiego. wikimedia commons Tsunenaga Hasekura (w jasnym stroju) z towarzyszami. Fragment dekoracji ściennej Pałacu Kwirynalskiego.

Realizatorzy filmu prowadzą równolegle dwa przeplatające się wątki, historyczny i współczesny, by w finale dotrzeć do rozwiązania zagadki, która nurtowała od pewnego czasu społeczność Coria del Río, małego hiszpańskiego miasteczka leżącego nad rzeką Gwadalkiwir w pobliżu Sewilli.

Ludzie, którzy przybyli z daleka

Rozwiązanie zagadki nie jest zasługą naukowców, ale zafascynowanych lokalną historią historyków amatorów z Corii, którzy zaczęli się zastanawiać nad pochodzeniem nazwisk noszonych przez wielu mieszkańców miasteczka. – Japonię kojarzyłem ze swoim dziadkiem. Manuel Japón Japón był rolnikiem, który miał gospodarstwo w pobliżu rzeki zwanej dziś Los Jedronimos. W XVII w., kiedy przejeżdżał tędy Hasekura, rzeka nazywała się Gwadalkiwir. Dziadka uważano za dziwaka o bujnej wyobraźni, którego przez całe życie nurtował problem jego nazwiska. Skąd Japón w jego nazwisku, zarówno ze strony matki, jak i ojca. Pytany przez nas odpowiadał, że nazwisko przynieśli ludzie, którzy przybyli tą rzeką z daleka – wspomina Juan Manuel Suárez Japón, profesor geografii Uniwersytetu Pablo de Olavide. – W szkole było kilkanaścioro dzieci, które też się tak nazywały. Pytanie, skąd wzięły się te nazwiska, zadawano właściwie dopiero od lat 80. XX w. Słyszeliśmy coś o tym, że Japończycy trafili do Sewilli, ale nie wiedzieliśmy, że kilkanaście dni spędzili w Corii.

Z filmu wynika, że kluczową postacią w rozwiązaniu zagadki był Virginio Carvajal Japón, kuzyn profesora. Był fanem historii, w swoim sklepie z częściami zamiennymi do samochodów i rowerów organizował spotkania poświęcone dziejom miasta. To on dotarł do starych dokumentów dotyczących historii Corii, a szczególnie pobytu w niej członków japońskiej delegacji w początkach XVII w. Do wyjaśnienia tajemnicy przyczyniła się też seria tajemniczych zbiegów okoliczności w latach 1981–1984. Wówczas odkryto dokument, w którym po raz pierwszy pojawiło się nazwisko Japón. Pochodził z 1646 roku, czyli powstał 20 lat po opuszczeniu Hiszpanii przez japońską delegację. W tym samym czasie ambasador Japonii w Meksyku również zainteresował się obecnością Japończyków, którzy w XVII w. pojawili się w meksykańskim stanie Jalisco. Czy te sprawy jakoś się łączyły? Zaintrygowany ambasador skierował do władz Corii pytanie, czy po misji Hasekury nie zostali tam jacyś Japończycy.

Tajemnica misji Keicho

Kim był ów zagadkowy Hasekura, o którym przez ponad 400 lat nikt nic nie wiedział? Dlaczego dzieje tak niezwykłej w historii Japonii wyprawy, która stała się kanwą głośnej powieści „Samuraj” Shūsaku Endō, okryło milczenie?

Przełom XVI i XVII w. był niezwykle burzliwym okresem w historii Japonii, w której toczyły się nieustannie krwawe walki o dominację nad krajem. Cesarz był tam tylko władcą nominalnym, a faktyczne rządy sprawowali szogunowie. Ostatecznie zwycięzcą w tej walce został Tokugawa Ieyasu, który początkowo przyjaźnie traktował chrześcijańskich misjonarzy i kupców przybywających do Japonii. Hasekura Roku’uemon Tsunenaga był samurajem. Urodził się w 1574 roku. Jego ojciec przez długie lata służył zarządcy domeny Sendai, daimyō Date Masamune, jednak w 1612 roku udowodniono mu korupcję i został skazany na śmierć. Dla całej rodziny oznaczało to konfiskatę majątku i wygnanie, a dla syna, zgodnie z japońskim zwyczajem, egzekucję. Cudem uniknął śmierci, bo Date Masamune pozwolił mu zmazać hańbę, obarczając go misją nawiązania kontaktów z władzami Nowej Hiszpanii, jak wówczas nazywano Meksyk. Miało to być swego rodzaju odkupieniem grzechów ojca. Jego towarzyszem został franciszkanin o. Louis Sotelo, który marzył o ewangelizacji Japonii. Zresztą w tym czasie wielu japońskich daimyō i ich poddanych już przyjęło lub wspierało chrześcijaństwo. Szogun Tokugawa Ieyasu zatwierdził wysłanie misji nazwanej Keicho, która miała przynieść korzyści zarówno jemu, jak i Date Masamune, również przychylnego chrześcijanom. Już wówczas wśród feudałów południowej Japonii rozwijały się ożywione stosunki handlowe z Filipinami i Chinami. Jednak na handel morski należało uzyskać koncesję od wicekróla Nowej Hiszpanii.

Date Masamune polecił zbudowanie 500-tonowego galeonu, który dzięki pomocy hiszpańskich żeglarzy zatrudnionych przez o. Sotelo szybko został zwodowany. Galeon „San Juan Bautista” opuścił japoński port 27 października 1613 r. Po trzech miesiącach podróży statek, na którego pokładzie znalazło się 180 osób z Hasekurą na czele, dotarł do przylądka Mendocino w dzisiejszej Kalifornii, a następnie kontynuował podróż wzdłuż wybrzeża, by 25 stycznia 1614 r. dotrzeć do Acapulco. W porcie doszło do bójek pomiędzy Japończykami i Hiszpanami z powodu kłótni o dary, które miały zostać wręczone wicekrólowi Meksyku i jego urzędnikom. Film w miarę wiernie przedstawia historię pobytu Japończyków w Meksyku i Hiszpanii, a także perypetii związanych z ich pobytem w miasteczku Coria del Río.

„Komercyjny” chrzest

W dokumencie dominuje wątek współczesny, który został przedstawiony w sposób pogłębiony i czytelny. Natomiast wątek historyczny potraktowano pobieżnie. Oglądając film, można dojść do wniosku, że celem misji Keicho było przede wszystkim nawiązanie stosunków handlowych z hiszpańskim imperium. Autorzy wspominają również o religijnych aspektach misji, ale zgodnie z obowiązującą obecnie praktyką ich pomijania czy interpretowania w sposób dla Kościoła niekorzystny. W filmie o. Louis Sotelo doczekał się określeń w rodzaju „intrygant”, a chrzest Hasekury zdaniem twórców wyniknął z powodów komercyjnych, bo za wszelką cenę chciał on, by misja zakończyła się sukcesem.

Date Masamune, jak już wspomniano, nie zależało wyłącznie na handlu. Daimyō w tym czasie rzeczywiście sprzyjał chrześcijanom i jeszcze przed wysłaniem misji pozwalał na działalność katolickich misji na terenie swoich ziem. Już w 1611 roku zaprosił tam o. Sotelo, a także innych misjonarzy. W liście wręczonym przez Hasekurę papieżowi Pawłowi V napisał: „Oddaję swoją ziemię na bazę waszej pracy misyjnej. Przyślijcie nam jak najwięcej misjonarzy”.

Natomiast „intrygant” Sotelo w swojej relacji z wyprawy podkreśla religijny wymiar misji, której głównym celem było szerzenie wiary chrześcijańskiej w północnej Japonii. Tereny zarządzane przez Date Masamune mogły stać się rzeczywiście bazą dla przybyłych z Europy misjonarzy. Czy pobudki handlowe kierowały kilkudziesięcioma Japończykami przybyłymi z misją Hasekury, którzy w kwietniu 1614 roku ochrzcili się po przybyciu do Meksyku? Nie musieli przecież tego robić. Hasekura nie przyjął chrztu w Meksyku, bo chciał tego dokonać w Hiszpanii. Rok później, 17 lutego 1615 roku, ochrzcił go osobisty kapelan króla Filipa III. Odtąd nazywał się Felipe Francisco Hasekura. O tym, jak mocna była wiara nowo ochrzczonych Japończyków pochodzących z różnych sfer, świadczą losy członków misji po powrocie w 1620 roku do ojczyzny. W czasie 8 lat trwania misji wszystko się tu zmieniło, rozpoczęły się prześladowania katolików. Date Masamune na rozkaz szoguna również musiał je wszcząć, ale nie były one aż tak okrutne jak w innych regionach kraju. Hasekura jednak nie wyrzekł się wiary, zmarł przedwcześnie w 1622 roku. Natomiast wielu jego podwładnych, którzy przyjęli chrzest w Meksyku czy Hiszpanii, a także starszy syn, zginęło śmiercią męczeńską. Młodszemu udało się zbiec z rąk oprawców. Ojciec Louis Sotelo został spalony wraz z innymi misjonarzami na stosie w 1624 roku. To już jednak temat na zupełnie inny film. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.