Raz wybrawszy

Magdalena Dobrzyniak

GN 25/2022 |

publikacja 23.06.2022 00:00

Film dokumentalny „Głos” opowiada o dwóch latach nowicjatu w Towarzystwie Jezusowym. Ale to nie jest film powołaniowy.

Raz wybrawszy materiały dystrybutora filmu

Co słyszy najpierw kilkunastu mężczyzn, którzy postanawiają na dwa lata odciąć się od świata, by rozeznać, czy ich drogą jest życie w zakonie? „Nie jesteście pierwsi” – oznajmia im magister jezuickiego nowicjatu. A zaraz potem: „Zadzwońcie do domu, bo za chwilę nie będziecie mieli dostępu do telefonu. Oddajcie komórki, mp3, komputery, tablety”. Dokument zaczyna się obrazem grupy mężczyzn wędrujących po pustyni. Czy tym właściwie jest nowicjat? Pustynią? Mają na początek przede wszystkim zrozumieć, czy potrafią słuchać Jezusa, czy raczej na modlitwie „nadają jak katarynka”, analizują, szukają uczuć, poruszeń i pocieszeń. Słyszą szokujące porównanie: modlitwa jest jak siedzenie w budzie. Ma być czasem cierpliwego czekania. „Modlitwa ma rozciągnąć się na moją codzienność. Jak to się dzieje? Tego nikt ci nie powie, tego nie da się opowiedzieć, wyuczyć. Tego nas uczy praktyka” – naucza zakonnik, nazywany przez nowicjuszy Master.

Skąd oni to mają?

Ten film to nie jest katolicki „Big Brother”, choć oko kamery podpatruje jego bohaterów w codziennych czynnościach, rejestruje ich rozmowy, śledzi łzę powoli spływającą z policzka młodego mężczyzny. Nie ma tu jednak duchowego ekshibicjonizmu, a to, co najważniejsze, pozostaje ukryte dla oczu widzów. „Głos” nie jest też jeszcze jednym filmem powołaniowym, choć opowiada o przemianie wewnętrznej bohaterów, która prowadzi do wyboru życia zakonnego.

– Jasne było, że nie chcemy robić kolejnego filmu powołaniowego. Mamy z tym słabe doświadczenia, nie umiemy i nie chcemy – wyjaśniał po premierowym seansie w Krakowie Master, czyli o. Piotr Szymański SJ. Jak przyznał, miał początkowo opory przed dopuszczeniem ekipy filmowców do zamkniętego grona nowicjuszy i odkryciem przed nią intymnego świata relacji między człowiekiem a Bogiem. Jezuici zresztą byli ostatnim zakonem, do którego po rocznych poszukiwaniach trafiła reżyserka Dominika Montean-Pańków.

– Szukałam lekarstwa na duszę, szukałam jakiegoś pocieszenia i w pewnym momencie przez przypadek w internecie przeczytałam fragment wypowiedzi osoby duchownej. Pomyślałam, że są tacy zdecydowani. Skąd to jest? – opowiadała. W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie pukała do bram różnych klasztorów. – Odmawiano mi, a im bardziej mi odmawiano, tym bardziej chciałam zapytać, skąd bierze się powołanie, dlaczego coś takiego spływa na ludzi, a na mnie nie. Wiara nie przychodziła mi łatwo – wspominała D. Montean-Pańków. Dziś nie umie powiedzieć, co ją trzymało przy pomyśle opowieści o życiu w nowicjacie zakonnym. Gdyby jezuici odmówili, zamknęłaby projekt. Ale oni nie odmówili. Decyzja przełożonych zakonnych była szybka. A nowicjusze?

Jakby nikogo nie było

Jeden z nich był kiedyś tancerzem, jeździł po Polsce, zdobywał medale, jego życie wypełnione było treningami i zawodami. Inny miał pracę, studia, dziewczynę. Lubił walczyć, trenował ju-jitsu. Ktoś inny, urodzony we Francji, był na dyrygenturze, jeździł po świecie, a trzy lata po przyjeździe do Polski usłyszał Głos. Podobne wezwanie usłyszał chłopak, który miał konkretny pomysł na życie, ale pewnego dnia w kościele Pan Bóg przyszedł i powiedział mu: będziesz księdzem. „Wyszedłem z tego kościoła, rozpłakałem się i powiedziałem: nie, to nie jest mój plan. Robiłem wszystko, żeby od tego uciec. Chodziłem do terapeutów, psychologów, pytałem różnych księży” – opowiadał w filmie młody mężczyzna. Efekt? Trafił, jak pozostali, do nowicjatu jezuitów w Gdyni.

Czy kamera przeszkadzała nowicjuszom? – Przyjechałem, by uciec od świata, odejść na bok, mieć chwilę dla siebie, by podjąć ważną decyzję. I dlatego były we mnie różne emocje, gdy się dowiedziałem, że będziemy filmowani – opowiadał Piotr Mokrzecki SJ. Obawiał się, czy świadomość robienia filmu nie wpłynie na proces rozeznawania. – Mieliśmy możliwość podjęcia decyzji. Pochodziłem z tym jeden dzień i zgodziłem się. Szczerze mówiąc, nie za bardzo wiedziałem, co się będzie działo w ciągu tych dwóch lat. Nie miałem pojęcia, jak będę przeżywał nowicjat – przyznał Jakub Drzewicki SJ. Młodzi zakonnicy zgodnie jednak podkreślali, że z czasem oswoili się z towarzyszeniem kamery rejestrującej ich codzienność, zżyli się z ekipą i zaprzyjaźnili.

Nie było ustawianego światła, inscenizowanych scen. Kamera to właściwie niewielki aparat fotograficzny, z którym pracował Wojciech Staroń. Jego obecność nie zakłócała momentów prywatnych, osobistych. – Kamera nie wchodziła w strefę przemyśleń, refleksji. Jakby nikogo nie było. Wierzyliśmy, że to, co mówimy, nie zostanie wykorzystane przeciwko nam – zapewniali młodzi jezuici.

„Wola Boża to jest bardzo prosta rzecz: kochać Boga i siebie samego. Wielu ludzi przebudzonych duchowo zachłystuje się duchowością i odpalają wrotki, jak fajerwerki. To nie magis, ale karmienie ego, muskułów duchowych. Magis to jest coś, co trwa. Magis to znaczy, że znajduję swoje miejsce – gdzie jestem i kim jestem – i jest mi z tym dobrze” – wyjaśnia Master jedno z kluczowych pojęć duchowości ignacjańskiej.

Ja i Chrystus

Kamera towarzyszyła nowicjuszom, gdy się modlili, zmywali podłogi, podawali posiłki do stołu, grali w piłkę czy spacerowali brzegiem zatoki. Podsłuchiwała ich rozmowy, błahe i zwyczajne, ale także te, w których dzielili się swoimi doświadczeniami pustynnego czasu. Bardzo dyskretnie zaglądała do pokoju magistra nowicjatu podczas jego spotkań z nowicjuszami przeżywającymi miesięczne rekolekcje ignacjańskie, które miały ich doprowadzić do decyzji o wyborze życia zakonnego i przygotować do ślubów. Zapisywała grę trudnych emocji malujących się na ich twarzach, nie przekraczając jednak progu tajemnicy, która się za tym kryła. Odprowadzała do drzwi tych, którzy stwierdzili, że ta droga nie jest dla nich.

Miesięczne rekolekcje ignacjańskie odbywają się w milczeniu. Film Dominiki Montean-Pańków jest w tej części przesycony ciszą, odmierzaną równomiernie medytacyjną muzyką Adama Bałdycha i przerywaną tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne. „Ćwiczenia duchowne to nie jest sprint. Nie chodzi o zewnętrzne milczenie. Co się dzieje, gdy zatrzymujemy się i zaczynamy być w ciszy? Co się dzieje w środku? Ile tam jest chaosu i krzyku? Musi być doświadczenie, osobiste spotkanie z Osobą, nie z tradycją, nie z teorią, nie z wiedzą. Musi być spotkanie: ja i Chrystus” – wyjaśnia przyszłym zakonnikom o. Piotr Szymański SJ. „Bez Niego to się nie uda, będzie wykoślawione. Ale jeżeli będziemy przy Nim, On wszystko wyprostuje” – zapewnia ich już po rekolekcjach, tuż przed ślubami.Magister nowicjatu właściwie odgrywa w filmie rolę narratora – wyjaśniającego reguły życia zakonnego, zadającego pytania i prowadzącego zarówno nowicjuszy, jak i widzów do stanięcia wobec kwestii podstawowych: co to znaczy być chrześcijaninem, co zrobiliśmy z Ewangelią, czym jest wiara, jaki jest sens cierpienia.

– Ten film opowiada o czymś, co jest nie do opowiedzenia. Jego tematem nie jest instytucja Kościoła czy zakon, ale to, co głęboko ukryte: sens życia, radość, duchowy pokój – uważa jezuita. Jak wyjaśniał podczas premierowej projekcji, obraz ten jest świadectwem, że chrześcijaństwo to nie magia, ale relacja z Jezusem. – Zrobiłam ten film dla siebie, bo szukałam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Nie chcę mówić, czego dotyczyły i czy znalazłam odpowiedź. To nie jest film o instytucji. Mam nadzieję, że zrobiłam film o wierze – podkreślała reżyserka „Głosu”.

Król Lew

Dwa lata życia zamknięte w 73 minutach filmu dokumentalnego były dla młodych czasem na podjęcie decyzji. „Były wątpliwości, ale powiedziałem Panu Bogu co i jak. Poczułem wolność, jest super, idę na spacer. I średnio co dwie minuty słyszę słowo »tata«. Gdzieś jakieś dziecko woła: tato, tato. Myślę: »O nie, ten temat jest zamknięty«. Ale słyszę: tato, tato!” – opowiada Jakub Majchrzak SJ. W pamięci wciąż tkwi obrazek dziecka zbiegającego ze schodów i ojca, który kuca i bierze je w ramiona. „Podnosi je w górę jak w »Królu Lwie«!” – dodaje Kuba, a w jego głosie pobrzmiewa tęsknota.

– Gdy podejmuję decyzję i przedstawiam ją Bogu, to jestem jej wierny. Ale żeby ją podjąć, trzeba odrzucić coś innego. A to wymaga przeżycia żałoby po tym, co się zostawiło. Było trudno, ale pozwoliłem sobie to doświadczenie przeżyć. Mam w sobie spokój. Nawet gdy rodzą się wątpliwości, wiem, że podjąłem decyzję i chcę być jej wierny – komentował tę scenę po premierze.

Myli się ten, kto myśli, że ten czas był dla młodych jezuitów sielanką. „Dla mnie najgorszym doświadczeniem, jakie tu przeżyłem, była kompletna pustka, doświadczenie tego, że jestem z Nim i nic nie czuję, kompletnie nic. Zero. Aż w pewnym momencie byłem sfrustrowany, bo On zmartwychwstaje, spotyka się z uczniami, wielka radość, a ja nie mogę się tym ucieszyć. Pytam: gdzie Ty jesteś? Mam wrażenie, że Cię nie ma!” – dzielił się ze współbraćmi Piotr Mokrzecki SJ. Miał wrażenie, że traci wiarę, ale zrozumiał, na czym wiara polega, że to wielka ciemność.

– W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie dotrzymać ślubów. I wtedy magister powiedział, że Jezus też nam ślubuje wierność i to jest obietnica z Jego strony, że On pozwoli nam tak żyć. Powiedziałem Mu, że nie jestem w stanie dotrzymać ślubów, ale wierzę, że On się tym zajmie. I to mi dało dużo pokoju – opowiadał Jakub Drzewicki SJ.

– Raz wybrawszy, ciągle muszę wybierać. Nasze śluby składamy, owszem, w konkretnym zakonie, w konkretnej duchowości, tak jak mąż ślubuje konkretnej kobiecie, a żona konkretnemu mężczyźnie. Ale ważne jest, czy moje śluby nie wypływają z relacji do instytucji, czy moją wiarę buduję na tradycji i instytucji, czy w relacji do Osoby – wyjaśnia magister nowicjatu.

– Piękno tej przygody polega na tym, że wiele rzeczy jest niewidocznych. Sens życia, radość, pokój są głębiej niż stereotypy na temat Kościoła, które często przybierają bardzo brzydką postać. To jest drugorzędne. Jest coś ważniejszego. Relacja. Dwa lata nowicjatu zamykają pewien etap, ale wybierać trzeba wciąż, każdego dnia. To nie magia, ale relacja, autentyczność, wierność – podsumowuje. A bohaterowie filmu apelują do widzów: – Módlcie się za nas, byśmy mogli w Towarzystwie Jezusowym umrzeć. Chcemy wytrwać, ale wiemy, że będzie trudno. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.