publikacja 09.06.2022 15:37
- Misja uczy szacunku do wszystkiego. Wdzięczności za każdy dzień. Za wodę. Za jedzenie. Za rodzinę. Za to czego nie doceniamy - mówi ks. Michał Matysik, od 14 lat w Zambii.
Lubalashi - przed budową ks. Michał Matysik
Na poprzedniej misji miał 16 stacji do objechania. Jak tam przybył kaplice to były lepianki i słoma. Gdy wyjeżdżał, wszędzie zostawił murowane. Teraz tworzy nową misję od zera. - Wyjazd na misje to był impuls od papieża Benedykta, który apelował o misjonarzy. Wcześniej o misjach nie myślałem. Byłem na super parafiach. Ale pomyślałem: "niech coś człowiek od siebie da".
W 2008 r., po otrzymaniu krzyży misyjnych w warszawskim CEFOMie (Centrum Formacji Misyjnej) trafił do Namalundu w diecezji Monze, w południowej części Zambii.
Parafia była, jak przyznaje, specyficzna. - Ludzie ze wszystkich stron Zambii. Pracowali w tamtejszej elektrowni wodnej. Językiem, który jednoczył był chi-nyanja. Gdyby się odezwać w chi-bemba, to by do kościoła nie przyszli. A mszał mieliśmy w chi-tonga. Tam były tarcia między ludźmi z plemion bemba i tonga - opowiada.
Mistrzostwa w piłce nożnej - Lusaka ks. Michał Matysik
Potem była misja pojezuicka, pw. św. Józefa w Mpanshya. Swój udział w jej tworzeniu miał również kard. Kozłowiecki i inni. - Polacy mają duży wkład w misje w Zambii. A Pan Bóg błogosławi. Dzięki pomocy dobroczyńców misja się rozwija. Tam wcześniej nie było nic. A teraz są kaplice, szkoły, wodę podłączyliśmy z gór, jest także szpital, warsztat stolarsko-ślusarski, wioska dla ludzi starszych wraz z piekarnią. Założyliśmy pierwszy cmentarz katolicki. Teraz wiedzą, gdzie kto leży - wymienia.
Jak to bywa na misjach były też... malarie. - W ciągu tylko dwóch lat miałem ich piętnaście. Trzeba było zregenerować siły. Ale wróciłem do Zambii, nie ma co zaczynać na nowo. Człowiek staje się uzależniony od Słońca.
Lekcje - Chakwenga ks. Michał Matysik
Gdy go pytają czym są dla niego misje, odpowiada, że to szkoła wiary.
- Wiele razy byłem u osób, które pod koniec życia, nawet bez wcześniejszego kontaktu z kapłanem, prosiły o sakramenty.
Opowiada o 80 letniej kobiecie. W 1964 przyjechała z Malawi. W Zambii wyszła za mąż. - Gdy mnie wezwali, to starsza pani, nie była w stanie chodzić. Udzieliłem absolucji generalnej. Obrzęd komunii św. z sakramentem namaszczenia chorych. Dała rękę na pożegnanie. To była 11 rano. Zasnęła. Obudziła się o 17 i powiedziała swojej rodzinie, że dziękuje, że mogła przyjąć komunię św. I o 18 umarła. Kto jej wymodlił tę łaskę? Miała okazję pojednania z Bogiem w ostatniej chwili. I takich sytuacji miałem kilka.
Budowa kaplicy - Chakwenga ks. Michał Matysik
W Zambii ludzie traktują kapłana z szacunkiem. - Nie ma uprzedzeń jak w Polsce. Mówią, że kapłan to "man of God" (człowiek Boga), Katecheza, różaniec. Ludzie bardzo tego chcą. I Koronka do Bożego Miłosierdzia. Znają Koronkę w języku chi-nyanja... Ale najważniejsza dla nich jest Msza św. Rozśpiewana. To ich styl .
Dużo jest też sekt. - Żerują na ludziach. Oferują krzykliwe uzdrowienia lub cuda. Bo doktryna katolicka jest wymagająca. Tu jest praca od podstaw, sięganie do korzeni. Ważna jest formacja, dobrzy liderzy. Wtedy będą efekty. A tam sekty, krzyk, hałas. Miejmy szacunek dla innych, ale bądźmy dumni z tego, że jest jeden Kościół Chrystusa, zbudowany na apostołach - mówi ks. Michał.
W zambijskim Kościele jest wiele grup. Tak się identyfikują. - Trzeci zakon, czy grupy św. Anny, św. Elżbiety, św. Joachima itd. Każda grupa ma swój strój. I kto kończy formację, w obecności kapłana otrzymuje strój - mówi ks. Michał. Trzeci zakon franciszkański, czyli osoby świecki, ubierają się nawet w... habity. - Wyglądają jak zakonnicy. Tu chodzi o ich podkreślenie przynależności. A habit czy strój jest dla ludzi bardzo ważny. Bo bez ubioru nie ma chętnych - przyznaje ks. Michał.
Katechiści parafialni ks. Michał Matysik
Strój podnosi prestiż. - To czasem dla nich ważniejsze od sakramentu. I w trumnie musi być w tym stroju pochowany. Bez tego to nie wie czy pójdzie do nieba. I tylko członkowie grupy mają prawo nieść tę osobą w trumnie - opowiada misjonarz.
Na misji miał lokalną królową. Królowa lub król ma władzę nieograniczoną. To "chief" lub tradycyjnie "mfumu". Ludzie przed domem "chiefa" schodzą z roweru, ściągają nakrycie głowy. - Ale nawet nasza królowa, choć katoliczka, to wynajęła poszukiwaczy czarowników, gdy w wiosce jedna osoba umarła z nieznanych przyczyn. Szukali kto jest winien śmierci. To wszystko powodowane lękiem - mówi. - Edukacja zmienia wiele. Ale jak człowiek jest niedouczony, to przesądy mocno tkwią w mentalności. Ludzie tu boją się złego ducha. Zwracają uwagę na dziwne zachowania. A nieraz to problemy psychiczne lub zdrowotne. Mówię: "Idź do lekarza". Ale oni tego nie rozgraniczają - tłumaczy.
Kaplica Chisunka - uroczystość ks. Michał Matysik
Podejrzliwość, przesądy, wiara w czary są w Zambii bardzo silne. - I ludzie boją się, że zły duch ma nad nimi moc. A ja im mówię: "Jak jesteś w stanie łaski, szatan nie ma nad tobą kontroli".
Pytają, też dlaczego z Polski przyjeżdża do Zambii. - Po prostu odpowiadam: "Bo chciałem być z wami, dzielić się wiarą". Gdybym mówił, że zostawiłem wszystko, to by powiedzieli, że "wariat".
Przyznaje, że misja zmienia. - Nie rozumiem jak w Polsce ludzie narzekają. Pełny stół, sprawy załatwiasz "od ręki", wszystkiego pełno. Jakie my mamy problemy, w porównaniu z Afryką?