Czy pierwszy milion trzeba ukraść?

Brian Engelland /W drodze

publikacja 24.05.2022 20:45

Czyli o praktycznym zastosowaniu wartości chrześcijańskich w biznesie.

Pieniądze... Roman Koszowski /Foto Gość Pieniądze...

Fragment książki Briana Engellanda, Czy pierwszy milion trzeba ukraść? Praktyczne zastosowanie wartości chrześcijańskich w biznesie.

Czy pierwszy milion trzeba ukraść?  

Cytat dla zachęty: Bywa, że moi studenci próbują na bazie tej filozofii relatywistycznej wywalczyć sobie lepsze oceny z testów, ale z marnym skutkiem. Przekonują, że odpowiedź, jaką podali, jest dla nich prawdziwa i zasługuje na pełne uznanie; ja jednak odpowiadam, że dla mnie ta odpowiedź nie jest prawdziwa, a to ja stawiam oceny!

Niektórzy z największych myślicieli na świecie poświęcili swe zdolności, aby zrozumieć etykę i opracować wskazówki do dobrego podejmowania decyzji. Podobnie jak leśniczy korzystający z wieży widokowej, tak i ci filozofowie „spoglądali z góry”, by w szerszej perspektywie zbadać kwestię etycznego podejmowania decyzji. Przegląd efektów tej pracy, wraz z ich ograniczeniami, będzie przydatny dla każdego, kto chce zrozumieć etykę biznesu. Zajmiemy się więc teraz omówieniem pięciu z najbardziej znanych teorii, jakie zdobyły sobie popularność na przestrzeni wieków.

Jakie główne teorie etyczne mamy do wyboru?

Pięć najbardziej znaczących teorii etycznych to: egoizm etyczny, relatywizm moralny, utylitaryzm, etyka powinności oraz etyka cnót.

Egoizm etyczny opiera się na prostym założeniu, że człowiek, podejmując decyzje moralne, powinien działać w swoim własnym interesie. Egoizm głosi, że najlepszym wyborem moralnym jest ten, który maksymalizuje korzyści dla mnie samego, w krótkiej lub długiej perspektywie czasowej. Interes innych osób nie jest w ogóle brany pod uwagę. James Rachels, jeden z wiodących zwolenników egoizmu etycznego, broni tej filozofii moralnej za pomocą następujących dwóch argumentów. Po pierwsze, „każdy z nas dogłębnie zna swoje własne, indywidualne pragnienia i potrzeby. Co więcej, każdy z nas ma unikalną możliwość skutecznej realizacji tych pragnień i potrzeb. Równocześnie, dążenia i potrzeby innych znamy tylko niedoskonale i nie mamy odpowiednich możliwości, aby je zrealizować. Dlatego też, racjonalnie rzecz biorąc, jeśli podejmiemy się bycia „stróżem naszego brata”, to często okażemy się nieudolni i w efekcie wyrządzimy więcej szkody niż pożytku”.

Po drugie, konkurencyjne koncepcje etyki nie doceniają rzeczywistej wartości jednostki, a przez to są destrukcyjne dla społeczeństwa. Filozof Ayn Rand napisał, że „jeśli człowiek zaakceptuje etykę altruizmu, to jego główną troską stanie się nie to, jak żyć własnym życiem, ale jak je poświęcić. Nie ma to większego sensu, gdyż celem moralności jest nauczenie go nie cierpienia i umierania, lecz cieszenia się sobą i życia”. Tak więc, według Rachelsa, egoizm jest dobry, ponieważ nie możemy wiedzieć, czego tak naprawdę potrzebuje nasz bliźni, a poza tym każde inne podejście umniejsza wartość jednostki.

Chrześcijaństwo daje skuteczną odpowiedź na oba zarzuty. Pismo Święte wzywa nas do podjęcia się obowiązku ubrania ludzi biednych, nakarmienia głodnych, usłużenia chorym i odwiedzenia uwięzionych. Mimo że nie jesteśmy w tym bardzo dobrzy, Pismo Święte wyraźnie wskazuje, iż jesteśmy stróżami naszych braci i wydaje się, że mamy zdolność i mandat do tego, by poprawiać naszą skuteczność w wypełnianiu tego obowiązku. Jezus Chrystus przez swoje życie, śmierć i zmartwychwstanie okazał bezinteresowną miłość do bliźnich.

Mówiąc: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12), wskazał On drogę do prawdziwej radości – i w tym życiu, i w przyszłym. Jak można być chrześcijaninem, a jednocześnie etycznym egoistą? Krytyka egoizmu etycznego wyraża się także w twierdzeniu, iż jego zwolennicy przeinaczają naturę altruizmu, argumentując, że jest on jedyną alternatywą. I jeszcze jeden zarzut: egoiści wchodzą w konflikt, jeśli chodzi o przyjęcie egoizmu etycznego przez inne osoby, ponieważ im więcej jest egoistów, tym trudniej będzie danemu egoiście maksymalizować swój własny interes. Moim zdaniem ten podstawowy problem został trafnie sformułowany przez Kurta Baiera: egoizm etyczny nie proponuje żadnej moralnej podstawy do rozwiązywania konfliktów interesów, a nawet bardzo często sam je generuje. Dzieli on ludzi na dwa rodzaje – siebie i innych – i dyskryminuje jeden z nich na podstawie jakiejś arbitralnej odmienności. Dla mnie to wygląda całkiem jak fanatyzm.

Pomimo tych głosów krytycznych, pomimo braku współczesnych orędowników tej filozofii, i wreszcie pomimo faktu, iż termin „egoizm” nie jest już „politycznie poprawny”, wielu ludzi nadal postępuje tak, jakby byli zwolennikami egoizmu etycznego. To smutne, ale wielokrotnie w sytuacjach biznesowych spotkałem się z tym typem ludzi.

Relatywizm moralny to pogląd głoszący, że wszystkie punkty widzenia są równie ważne i że wszelka prawda jest względna. Początki relatywizmu sięgają czasów greckiego filozofa Protagorasa, którego słynne twierdzenie brzmi: „Człowiek jest miarą wszechrzeczy”. Zgodnie z jego teorią, wszelkie osądy etyczne różnią się w zależności od okoliczności, osób i zjawisk kulturowych. A zatem to, co ktoś widzi i słyszy, może być tylko subiektywnie prawdziwe, czyli prawdziwe dla tego obserwatora; natomiast nigdy nie może być obiektywnie prawdziwe, a więc prawdziwe w odniesieniu do jakiejś uniwersalnej normy moralnej. Pogląd ten głosi, że jeśli jakieś twierdzenie jest uznane za prawdziwe przez jedną grupę, a twierdzenie przeciwne zostanie uznane za prawdziwe przez drugą grupę, to oba te przeciwstawne twierdzenia mogą być „poprawne”. (Bywa, że moi studenci próbują na bazie tej filozofii relatywistycznej wywalczyć sobie lepsze oceny z testów, ale z marnym skutkiem. Przekonują, że odpowiedź, jaką podali, jest dla nich prawdziwa i zasługuje na pełne uznanie; ja jednak odpowiadam, że dla mnie ta odpowiedź nie jest prawdziwa, a to ja stawiam oceny!)

Relatywizm zakłada, że wszystko zależy od punktu widzenia obserwatora. Relatywista żyje w zgodzie ze swoją własną normą moralną, wybierając to, co sam uważa za słuszne, a w konsekwencji nie można mu zarzucić, że się myli. Oto przykład. Załóżmy, że Sandra sądzi, iż podawanie nieprawdziwych danych na temat kondycji finansowej firmy jest akceptowalne, bo może pomóc przedsiębiorstwu w zdobyciu lukratywnego kontraktu. Należałoby więc uznać wybór Sandry za etyczny. I odwrotnie, jeżeli Sally uważa takie fałszywe oświadczenie za złe, to postąpienie w ten sposób byłoby dla Sally nieetyczne. Widzimy zatem, że relatywizm nie jest zbyt pomocnym narzędziem w podejmowaniu decyzji. Obojętnie, co zadecydujemy, zazwyczaj możemy znaleźć kogoś, kto powie, że to jest etyczne. Z tego powodu powszechnie wysuwanym argumentem przeciwko relatywizmowi jest to, że jest on wewnętrznie sprzeczny sam ze sobą, wyklucza rzeczy absolutne. Jak wobec tego rozumieć powiedzenie, że „wszystko jest względne”? Przecież ono streszcza relatywizm, a jest takim właśnie absolutnym stwierdzeniem, które wymaga założenia, że nie wszystkie prawdy są względne!

Kolejny problem polega na tym, że skoro nie ma prawdy poza przekonaniem danej grupy, iż coś jest prawdziwe, to wówczas ta grupa nie może w odpowiedni sposób sprawdzić lub zmodyfikować swoich poglądów, ani też rozpoznać, kiedy są one fałszywe czy błędne. Relatywizacja prawdy niszczy rozróżnianie między prawdą a przekonaniem. Kościół katolicki postrzega rozpowszechnianie się relatywizmu jako jeden z najbardziej istotnych problemów dla dzisiejszej wiary i moralności. Będąc zaprzeczeniem prawdy absolutnej, relatywizm prowadzi do zaprzeczenia zarówno możliwości grzechu, jak i realności Boga. Skutkiem tego jest zaprzestanie słuchania Ewangelii. Ubolewał nad tym papież Benedykt XVI: „Szczególnie groźną przeszkodą w pracy wychowawczej jest dzisiaj wszechobecny w naszym społeczeństwie i kulturze relatywizm, który niczego nie uznaje za ostateczne i dla którego jedynym
kryterium jest własne »ja« człowieka, z jego zachciankami, a mimo pozoru wolności staje się dla każdego więzieniem, ponieważ oddziela ludzi od siebie i sprawia, że każdy zamyka się we własnym »ja«”.

Według koncepcji relatywizmu, dla mnie jest w porządku wierzyć w to, co ja chcę, a dla ciebie jest w porządku wierzyć w to, co ty chcesz, i wobec tego nie ma potrzeby, byśmy dyskutowali o tym, co nas różni. Takie podejście zmniejsza nasze szanse uczenia się od siebie nawzajem. I z pewnością nie daje dobrych wskazówek co do tego, jak postąpić etycznie w danej sytuacji.

Utylitaryzm, określany również jako „zasada największego szczęścia”, głosi, że najlepszym moralnie działaniem jest takie, które prowadzi do maksymalizacji użyteczności, definiowanej jako przyjemność bez przykrości. W przeciwieństwie do egoizmu, gdzie w podejmowaniu decyzji liczy się tylko jednostka, utylitaryzm traktuje na równi interesy wszystkich osób, których one dotyczą. Decyzja jest wówczas etyczna, gdy maksymalnie zwiększa przyjemność i zmniejsza przykrość dla wszystkich, których dotyczy.

Pierwszym głosicielem utylitaryzmu był angielski filozof Jeremy Bentham.  Zaproponował on ilościową metodę obliczania wartości netto przyjemności umniejszonej o przykrość, znaną jako „rachunek hedonistyczny”. Formuła ta wymagała mierzenia wartości przyjemności i przykrości (bólu) według ich intensywności, długości trwania i prawdopodobieństwa, a także liczby objętych nimi osób. W gruncie rzeczy rachunek ten był wczesną próbą opracowania analizy kosztów i korzyści.

Niechlubny przypadek zastosowania utylitaryzmu znamy z lat siedemdziesiątych, kiedy to firma Ford Motor Company próbowała rozstrzygnąć, czy etycznie sensowne jest dodanie osłony zbiornika paliwa w jednym ze swoich samochodów – Pinto. Było to niedrogie auto, zaprojektowane, aby konkurować na rynku amerykańskim z markami VW Beetle i Toyota Corolla. Zbiornik paliwa w Pinto umiejscowiono pomiędzy tylną osią i tylnym zderzakiem, a testy zderzeniowe pokazały, że w przypadku zderzenia tylnego zbiornik może ulec zgnieceniu przez tylną oś i eksplodować, wywołując pożar samochodu. Wartość przyjemności w tym przypadku została wyliczona na podstawie oszacowania, o ile mniej konsumenci będą musieli zapłacić za samochód, jeżeli nie trzeba będzie ponieść kosztu zainstalowania dodatkowej osłony. Wartość przykrości natomiast obliczono, biorąc pod uwagę szacunkowe koszty lekarzy i hospitalizacji w leczeniu oparzeń oraz dane aktuarialne dotyczące kosztów ofiar śmiertelnych. W tym wypadku obliczenia wykazały, że łączna „przyjemność” kupna samochodu za niższą cenę przeważy „przykrość” związaną z szacowanymi kosztami utraty życia i zdrowia, a więc produkowanie samochodów bez osłony zbiornika paliwa uznano za decyzję etycznie słuszną. Gdyby jednak firma przyjęła wyższą wartość „kosztu” oparzeń, to bardzo możliwe, że wyliczenia pokazałyby coś innego. Wiele osób uważa, iż w tym przypadku analiza kosztów i korzyści została źle przeprowadzona.

Główny orędownik Benthama, John Stuart Mill, odrzucił czysto ilościowe pomiary dla utylitaryzmu i zaproponował podejście bardziej jakościowe. W konsekwencji w dzisiejszych czasach utylitarysta rzadko wyciąga kalkulator do szczegółowej analizy, a raczej waży przyjemność i przykrość w ujęciu jakościowym. Gdyby Mill pracował dla Ford Motor Company w czasie wprowadzania Pinto, to prawdopodobnie zasugerowałby, że intensywność bólu oparzeń jakościowo znacznie przewyższa i kosztuje więcej niż jakakolwiek przyjemność płynąca z niższej ceny. Gdyby tak się stało, to instalacja osłony okazałaby się bardziej etycznym wyborem.

Krytycy zgłaszają dwie uwagi do utylitaryzmu. Po pierwsze określenie przyjemności i przykrości okazuje się często trudne i niepraktyczne. Są ludzie, dla których robienie zakupów to przyjemność, bo można złapać jakąś świetną okazję, inni uwielbiają grać w golfa, a jeszcze inni podczas zakupów albo gry w golfa naprawdę cierpią! Ani przyjemność, ani przykrość nie jest taka sama wśród ludzi z rozmaitymi zainteresowaniami i troskami, dlatego też pomysł agregacji użyteczności rodzi znaczące problemy. Jak na przykład wycenić ludzkie życie? Czy wartość najcenniejszego gracza w lidze futbolowej Super Bowl, zarabiającego rocznie dwadzieścia milionów dolarów, jest taka sama, jak wartość małego dziecka, które nie wykazuje żadnych zdolności i ma przed sobą nieznaną przyszłość? Takie ustalanie wartości jest złożone, trudne i czasochłonne. Po drugie, kryterium podejmowania decyzji na podstawie użyteczności ignoruje sprawiedliwość społeczną i promuje nierównowagę między większością i mniejszością. Wyobraźmy sobie, że jakieś działanie oceniono jako sprawiające przyjemność wszystkim osobom o brązowych oczach, ale przykrość wszystkim osobom o niebieskich oczach. Jeśli większość ludzi ma brązowe oczy, to utylitaryzm będzie popierał to działanie, bo w sumie wywoła ono więcej przyjemności niż przykrości. To oczywiście śmieszny przykład, ale pokazuje chyba istotę sprawy. Ze względu na te braki utylitaryzm jest podejściem wadliwym.

Etyka powinności (lub deontologia) to filozofia moralna poszukująca najlepszego zestawu zasad życiowych do wypełnienia czyjejś powinności. Zapoczątkował ją niemiecki filozof Immanuel Kant jako odpowiedź na utylitaryzm, który uważał on za odpychający. Kluczową ideą w filozofii Kanta jest imperatyw kategoryczny, określający zasady moralne za pomocą kwestii powinności oraz testu logicznej spójności. Aby zrozumieć, czy dane działanie jest imperatywem, można posłużyć się dwoma pytaniami. Pierwsze brzmi: Czy mogę racjonalnie chcieć, aby każdy postępował tak, jak ja proponuję postępować, czyniąc z tego powszechną regułę? I drugie: Czy moje działanie szanuje cele istot ludzkich, czy też raczej wykorzystuje tylko ludzi do moich własnych celów? Jeśli odpowiedź na oba pytania jest twierdząca, to takie działanie uznaje się za imperatyw kategoryczny oraz za działanie moralne.

Oto przykład. Z zamrażarki w sklepie spożywczym zaczęła wyciekać woda, tworząc kałużę na posadzce. Czy etyka powinności wymaga, żeby właściciel sklepu naprawił urządzenie i zlikwidował kałużę wody? Stosując najpierw test logicznej spójności, odpowiemy, że tak – sensowne jest domaganie się od właściciela zepsutego urządzenia, aby je naprawił lub wymienił, zanim ktoś poślizgnie się i zrobi sobie krzywdę. Stosowana powszechnie zasada wymagająca od właścicieli eliminacji ryzyka dla bezpieczeństwa w ich sklepach jest z pewnością racjonalna. Odpowiadając na drugie pytanie Kanta, także udzielimy twierdzącej odpowiedzi: usuwanie zagrożeń jest respektowaniem celów ludzi, którzy mogą przyjść do sklepu, a nie traktowaniem ich jako środka do osiągnięcia własnych celów. Stąd wniosek, iż właściciel sklepu ma kategoryczny imperatyw usunięcia zagrożenia.

Podejście Kanta jest interesujące i godne pochwały, lecz wykazuje pewne poważne braki. Najpoważniejszy jest taki, że umniejszone zostaje tutaj znaczenie moralne samego czynu, decyzja zależy od intencji sprawcy. Jako że czyny mogą mieć własne intencje, które różnią się od intencji ich sprawców, możemy dojść do konkluzji, że robienie czegoś podejrzanego, jak na przykład fałszowanie dokumentacji w celu nielegalnego zatrudniania po niskich kosztach, jest moralnie w porządku. Dlaczego? Ponieważ takie działanie daje zatrudnienie tym, którzy go potrzebują. Innymi słowy, etyka powinności wydaje się dopuszczać cele (możliwość zatrudnienia), aby usprawiedliwić środki (fałszowanie dokumentacji). Innym słabym punktem etyki powinności jest to, że nie dostrzega ona moralnej wartości działań motywowanych czystą szczodrobliwością lub miłosierdziem, w których nie ma elementu spełniania obowiązku. Według tej filozofii biznesmenka poświęcająca swój czas jako wolontariuszka w kuchni dla ubogich popełniałaby czyn niemoralny. Etyka powinności zapowiada się więc bardzo obiecująco, ale nie spełnia swojego celu.

Etyka cnót to filozofia moralna podkreślająca rolę dobrego charakteru w etycznym podejmowaniu decyzji. Czerpie ona początki z filozofii Platona i Arystotelesa, którzy uważali, że ostatecznym celem ludzkiej egzystencji jest szczęście, a najlepszą drogą do niego jest rozwijanie w sobie nawyków zachowań niekierowanych na osiąganie dobrych rezultatów. Kiedy człowiek jest zorientowany na dobro i rozwija umiejętności,
aby to dobro osiągnąć, to w naturalny sposób będzie szczęśliwy. Obaj greccy myśliciele doszli do wniosku, że najważniejsze cnoty to roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie, a ci, którzy wypracują w nich biegłość, staną się osobami naturalnie dokonującymi dobrych wyborów etycznych.

Etyka cnót kładzie nacisk bardziej na bycie niż na działanie i bardziej na rozwijanie charakteru niż na analizowanie etyczności. Ponieważ czyny wypływają w sposób naturalny z charakteru, to osoba sprawiedliwa będzie miała tendencję do działań sprawiedliwych, osoba roztropna do działań roztropnych, a osoba zarazem sprawiedliwa i roztropna będzie dążyła do obu. Gdy ktoś buduje swój charakter na cnotach, to przyjdzie mu wraz z tym łatwość w podejmowaniu etycznych decyzji.

To podejście ma również pewne ograniczenie. Mianowicie, trudnym wydaje się wspólne uzgodnienie, które cnoty są tymi najważniejszymi w procesie decydowania. Nawet Arystoteles i Platon nie zgadzali się w tej kwestii, poza pierwszymi czterema cnotami, a Tomasz z Akwinu dodał kolejne trzy do listy podstawowej: wiarę, nadzieję i miłość. Uzgodnienie jednej listy jest istotne dla podejmowania decyzji. Jeżeli jedna osoba w firmie faworyzuje cnotę wielkoduszności, a inna cnotę czystości, to mogą się one nie porozumieć co do właściwego etycznie postępowania w procesie zatrudniania. Każda z nich będzie skłaniała się ku innemu kryterium osądu. Jedna może popierać zatrudnienie kandydata wielkodusznego, a druga – czystego.

Jak wybrać najlepsze podejście?

Podstawowe różnice między powyższymi kierunkami filozoficznymi możemy zobaczyć wyraźniej, analizując stosowany w ich praktyce poziom ustalania celów. Wyróżniamy cztery poziomy celów: cele osobiste, cele grupowe, cele społeczne, cele transcendentalne. Spójrzmy na poniższe zestawienie:

(...)

Na pierwszym poziomie człowiek dąży do maksymalizacji własnego interesu, robiąc to, „co dobre dla mnie”. Współczesny egoizm to filozofia oparta na tym pierwszym poziomie, a jej elementy mogą z pewnością być pomocne, gdy naszym celem jest wygrana w grze w karty lub innej grze z udziałem pojedynczych graczy. Ma natomiast ograniczone zastosowanie, jeśli tym celem jest prowadzenie  kompleksowej działalności gospodarczej.

Na drugim poziomie celem jest wygrana „mojego zespołu”, a więc filozofie skupione na tym poziomie, takie jak relatywizm, mogą dać liderowi biznesu wskazówki, jak wybierać to, co korzystne dla zespołu. Ten poziom wyznaczania celów może mieć sens, gdy chodzi na przykład o zdobycie złotego medalu olimpijskiego w hokeju, lecz nie nadaje się za bardzo do wykorzystania przez liderów organizacji biznesowej, nastawionej na dostarczanie korzyści klientom, dostawcom, lokalnej społeczności i innym osobom spoza zespołu.

Na trzecim poziomie celem jest czynienie dobra z korzyścią dla innych, wykraczając poza siebie. Podstawową regułą decydowania jest tu wybór tego, co najlepsze dla większości – jeśli więcej osób skorzysta na danym działaniu, niż straci, to jest ono uważane za moralne. Utylitaryzm może być inspiracją w podejmowaniu wyborów dla polityka w systemie demokratycznym albo menedżera firmy, rozważającego, jak postąpić moralnie, gdy konkurujące ze sobą grupy interesariuszy nie odnoszą korzyści w równym stopniu. Ten poziom ustalania celów z pewnością przewyższa dwa pierwsze.

Na czwartym poziomie celem jest podejmowanie decyzji zgodnych z dawaniem i przyjmowaniem ostatecznej prawdy, sensu, dobroci i miłości. Wybory dokonywane w ten sposób respektują to, co jest najlepsze nie tylko dla jednej osoby, jednej grupy czy też większości ludzi, ale dla każdego. Na tym poziomie funkcjonuje prawo naturalne, etyka powinności i etyka cnót.

Dla założycieli naszego państwa oraz w istocie dla większości współczesnych Amerykanów ostateczna prawda i sens zostały określone, i nadal są określane, przez naszego Stwórcę. W konsekwencji, kiedy czynimy to, czego Bóg od nas oczekuje, wówczas w maksymalnym zakresie korzystamy z darów Jego stworzenia. Gdy angażujemy się na tym poziomie wyznaczania celów, dobro staje się najwyższą wartością, a gratyfikacja rozciąga się aż po wieczność.

W przeciwieństwie do obrazu przedstawianego w serwisach informacyjnych podejmowanie decyzji nie powinno kręcić się wokół konfliktu między „prawami” jednej grupy a „prawami” drugiej grupy. Zacięty konflikt karmi wiadomości w mediach i rozwija ich sprzedaż, a także pomaga politykom śledzić, jakie kwestie w społeczeństwie wymagają uwagi. Dane z badań sondażowych mogą służyć wspomaganiu oceny, co należy zrobić według opinii poszczególnych grup społecznych. Jednak proces decyzyjny w organizacji biznesowej nie polega na nastawianiu jednej grupy przeciwko drugiej; to byłoby określaniem celów na drugim poziomie. Nie polega również na badaniu opinii populacji, by się dowiedzieć, jakie działanie zyska poparcie; to byłoby określaniem celów na trzecim poziomie. Dobre podejmowanie decyzji etycznych w sytuacjach biznesowych dokonuje się na czwartym poziomie, gdzie celem jest decydowanie w sposób wyważony dla pożytku wszystkich, i to nie tylko teraz, ale również w przyszłości.

Możemy zobrazować te poziomy na praktycznym przykładzie. Gdy firma technologiczna wycenia swoje produkty, może ona ustalić cennik tak, aby zmaksymalizować rentowność w bieżącym kwartale, a przez to zwiększyć premię kwartalną dyrektora generalnego (poziom 1); zmaksymalizować dywidendy dla akcjonariuszy (poziom 2); zadowolić zarówno akcjonariuszy, jak i konsumentów (poziom 3); zaspokoić potrzeby wszystkich interesariuszy oraz umożliwić zakup produktu ubogim konsumentom o niskich dochodach uznaniowych (poziom 4). Jako że alternatywa na poziomie czwartym obiecuje korzyści dla wspólnego dobra, jest to prawdopodobnie najlepsza opcja do wyboru.

Co dają w rezultacie alternatywy dla prawa naturalnego?

Nasze rozważania nad etyką w drugim rozdziale zakończyliśmy wnioskiem, iż teoria prawa naturalnego zapewnia dobrze uzasadnione zasady postępowania, potrzebne do wskazywania etycznych zachowań. Zauważyliśmy też jednak, że istnieją konkurencyjne kierunki, więc przed związaniem naszych nadziei z jedną teorią, chcieliśmy ocenić także jej alternatywy. W trzecim rozdziale zbadaliśmy więc współczesny egoizm, relatywizm etyczny, utylitaryzm, etykę powinności oraz etykę cnót. Czy któraś z tych koncepcji proponuje lepszą drogę niż teoria prawa naturalnego? Etyka cnót i etyka powinności wnoszą pewne interesujące elementy, natomiast egoizm, relatywizm i utylitaryzm zawierają w samej swej istocie wady, przez które są one intelektualnie niezadowalające. Parafrazując Dr. Seussa, wydaje się, że „przemyśleliśmy wiele myśli”, ale żadna z nich nie jest lepsza od tej na początku. Wysiłki, by stworzyć filozofię moralną przewyższającą prawo naturalne, okazały się próżne. Co za tym idzie, nasze rozważania potwierdzają, że teoria prawa naturalnego, odzwierciedlona w fundamentalnym przekazie prawa dla społeczeństwa, zakorzenionym w tradycji judeochrześcijańskiej, jakim jest Dziesięć przykazań, czyli Dekalog, jest idealną podstawą do etycznego podejmowania decyzji. Kiedy organizacje starają się postępować zgodnie z zasadami wypisanymi na drugiej tablicy, to plasują się wówczas automatycznie na czwartym poziomie decyzyjnym.

A co z obawą, że prawo naturalne może być przestarzałe? Czy ta teoria była w jakiś sposób rozwijana, tak aby zapewnić jej świeżość i użyteczność dla aktualnych wyzwań? I czy ktoś próbował zintegrować etykę cnót z teorią prawa naturalnego?

Na czym polega perspektywa oparta na integralności?

Integralność oznacza, że dowolny składnik czegoś jest spójny z każdym z pozostałych składników. Osoba cechująca się integralnością, stając wobec jakiejś kwestii moralnej, reaguje w odpowiedni sposób – nie tylko raz, ale za każdym razem. Firma odznaczająca się integralnością stosuje konsekwentnie zasady moralne we wszystkich obszarach swojej działalności. Gdziekolwiek byśmy zajrzeli – w marketingu, sprzedaży, obsłudze, produkcji, księgowości czy finansach – nadrzędny ster moralny jest kompletny i skutecznie działa.

Jeśli twoja firma postępuje etycznie w jednym obszarze, ale nie we wszystkich, to nie jest ona organizacją etyczną. Jeśli twoja firma postępuje etycznie przez dziewięćdziesiąt osiem procent czasu, ale lekceważy pozostałe dwa procent, bo „nikt nie jest doskonały”, to nie jest to organizacja etyczna. Przemyśl to stwierdzenie. Łatwiej jest postępować według jakiejś reguły przez sto procent czasu niż dopuszczać sporadyczne wyjątki. Gdy zezwalamy na sporadyczne wyjątki, wówczas wyznaczenie linii demarkacyjnej między dobrem i złem nagle staje się bardzo trudne. „Oj tam, zrobiliśmy ostatnio ten wyjątek i nic się nie stało. To możemy zrobić to jeszcze raz”. Wkrótce norma zaczyna być bardziej nieosiągalnym ideałem niż wymaganiem, a organizacja staje się zbyt pobłażliwa dla siebie.

Integralne podejście do etyki to jednak coś więcej niż spójność. Integralność zaczyna się od prawa naturalnego, włącza pewne cnoty kluczowe w biznesie oraz dodaje ważne zasady zawarte w katolickiej nauce społecznej (KNS; zobacz schemat poniżej) – definitywnej papieskiej wykładni wiary i rozumu zastosowanej do relacji międzyludzkich. KNS bazuje na szczytowych osiągnięciach myśli świętych i uczonych, którzy na przestrzeni wieków analizowali kondycję ludzką. Odzwierciedla ona prawdy uniwersalne i ponadczasowe, a zarazem jest świeża, współczesna i wspierana badaniami empirycznymi. Integralność wymaga, aby każdy w organizacji przestrzegał tych samych zasad etycznego podejmowania decyzji. W ten sposób robienie właściwych rzeczy zostaje wplecione w całą organizację.

Katolicka nauka społeczna jest też odbiciem faktu, iż Kościół katolicki często starał się być przewodnikiem w rozmaitych kwestiach budzących zainteresowanie, publikując encykliki. Dokumenty te są przeznaczone do szerokiego rozpowszechniania i adresowane do ludzi wszystkich religii i przekonań. Przedstawiają one najlepszy dorobek myśli Kościoła co do tego, jak ludzie powinni odpowiadać na wyzwania społeczne, a proponowane w nich rozwiązania są spójne z przesłaniem Ewangelii.

(...)

Encykliki są głównymi dokumentami zawierającymi nauczanie potwierdzone autorytetem papieskim; przedstawiają one naukę i wskazania moralne łączące pracę najlepszych teologów, filozofów i naukowców. Na stronie internetowej Watykanu można znaleźć teksty licznych encyklik, wśród których wiele dotyczy kwestii społecznych.

Katolicka nauka społeczna oparta jest na prawie naturalnym i etyce cnót. Szkoda, że wielu ludzi, w tym także katolików, nie zna i nie rozumie kluczowych prawd KNS. Nazywa się ją czasem „najlepiej strzeżonym sekretem” Kościoła – bynajmniej nie dlatego, że Kościół trzyma ją w ukryciu, ale dlatego, że katolicy „z kościelnych ławek” generalnie uczą się swojej wiary raczej z niedzielnych kazań niż z lektury tekstów papieskich. Kiedy jednak chrześcijanie inspirujący się Biblią stają wobec zasad KNS, to zazwyczaj potwierdzają je, ponieważ widzą biblijne powiązania każdej z tych zasad. Niektóre z tych powiązań wypisałem w ramce na stronie 75.

Doktryna kościelna składa się z następujących czterech głównych zasad, wyznaczających jej ogólny kierunek i punkty ciężkości: godność ludzka, solidarność, pomocniczość i dobro wspólne. Spójrzmy na krótkie ich streszczenie i zobaczmy, jak są stosowane w praktyce działalności biznesowej.

Godność ludzka, czyli zasada „najpierw ludzie”. Uznaje ona, że mężczyźni i kobiety są stworzeni niepowtarzalnie na obraz i podobieństwo Boga, i dlatego mają transcendentną godność. Ta godność wymaga, żeby dobrostan poszczególnej osoby był nadrzędnym priorytetem we wszystkim, co robimy. Produktywna praca powinna być tak zorganizowana, aby zatrudniać osoby do sensownych zajęć, wytwarzać produkty o rzeczywistej wartości oraz rozwijać ciało, umysł i ducha pracowników. Papież Jan XXIII nauczał, że jeśli „w procesie produkcji stosuje się taki system organizacyjny i takie urządzenia techniczne, które sprawiają, że samo wykonanie pracy uwłacza ludzkiej godności albo osłabia poczucie odpowiedzialności, albo wreszcie odbiera zdolność inicjatywy, to taki ustrój gospodarczy uważamy za niesprawiedliwy, i to nawet wówczas, kiedy umożliwia on wielką wydajność produkcji
oraz zgodny z nakazami sprawiedliwości i słuszności rozdział wytworzonych dóbr”.

Solidarność, czyli zasada „pracy zespołowej”. Jest ona odbiciem społecznej natury wpisanej w osobę ludzką, i wskazuje, że tylko w relacjach z innymi – w rodzinie, pracy czy wspólnocie – rozwijamy w pełni nasz osobisty potencjał. Jesteśmy stworzeni do pracy z otaczającymi nas ludźmi, i jak każdy dobry gracz zespołowy, mamy obowiązek pomagać innym członkom zespołu doskonalić ich grę, tak żeby cały zespół dobrze funkcjonował. To oznacza wyciąganie pomocnej dłoni do każdej osoby w potrzebie lub kłopocie. A skoro każda istota ludzka jest członkiem „Zespołu Ziemia”, to firmy mają obowiązek pomagać tym osobom w swoim zasięgu, które mają szczególne potrzeby albo mogą być z jakiegoś powodu zaniedbane.

Pomocniczość (subsydiarność), czyli zasada „osobistej odpowiedzialności”,  zakorzeniona jest w przekonaniu, iż pełen rozwój istot ludzkich wymaga całościowego wykorzystania ich osobistych zdolności, inteligencji i inicjatywy. Ta reguła ma jednak zastosowanie do wszystkich podmiotów w społeczeństwie, włączając rodzinę, kościół, wspólnotę lokalną, państwo i naród. Każdy podmiot ma swój, mniejszy lub większy, obszar odpowiedzialności, nad którym sprawuje kontrolę. Inne podmioty nie powinny ingerować w zakres tej kontroli, chyba że ten pierwszy podmiot poprosi o pomoc.

Według papieża Benedykta „społeczeństwo, które szanuje zasadę pomocniczości, uwalnia ludzi od przygnębienia i rozpaczy, dając im swobodę wspólnego angażowania się w działalność handlową, politykę i kulturę. Kiedy osoby odpowiedzialne za dobro publiczne uwzględniają naturalne ludzkie pragnienie, jakim jest samorządność, oparta na zasadzie pomocniczości, pozwalająca, by dochodziła do głosu indywidualna odpowiedzialność i inicjatywa, a przede wszystkim miłość.

(...)

Zanim przejdziemy dalej, chciałbym przyznać, że często, gdy zaczynam mówić o zasadach integralności według KNS, to spotykam się ze sprzeciwem. Zazwyczaj brzmi on mniej więcej tak: „Pozwól, że ci przerwę. Nie interesują mnie idealistyczne zasady! Chcę czegoś pragmatycznego, co faktycznie działa w rzeczywistych sytuacjach. Ja tu prowadzę firmę, a nie Kościół. Poproszę o wersję praktyczną!”.

Chcę zapewnić, że wszystkie cztery zasady integralności są wysoce pragmatyczne. Opierają się na ludzkiej naturze i zostały przetestowane przez doświadczenie wieków. Gdy firmy traktują ludzi z należytą godnością, gdy promują w biurze pracę zespołową, gdy organizują się w sposób optymalny dla osobistej odpowiedzialności, i gdy mają mocno na uwadze dobro wspólne, wówczas przychodzi sukces. Te reguły są bardzo pragmatyczne. I jeszcze jedna uwaga – wyjaśnienie. Istnieją oczywiście także inne katolickie zasady społeczne, takie jak powszechne przeznaczenie dóbr oraz troska o środowisko naturalne, i niektórzy czytelnicy mogą się zastanawiać, dlaczego nie ma ich na mojej liście czterech zasad. Zapewniam wszystkich, że nie pomijam i tych kwestii. Są one, podobnie jak i inne reguły umieszczane często w całościowych zestawieniach katolickiej nauki społecznej, pochodnymi jednej z czterech głównych zasad. (Konkretnie: zarówno powszechne przeznaczenie dóbr, jak i odpowiedzialność za środowisko naturalne wypływają z zasady dobra wspólnego).

Katolicka nauka społeczna daje nam aktualną, ścisłą pod względem intelektualnym i przekonującą metodę dokonywania etycznych wyborów. Jest ona oparta na prawie naturalnym i cnotach, przy czym podnosi te teorie moralne na nowe poziomy kształtowania moralności. W kolejnych częściach tej książki zagłębimy się jeszcze bardziej w to podejście zbudowane na integralności oraz jego wytyczne dla podejmowania decyzji w biznesie. Najpierw jednak musimy poświęcić jeszcze trochę uwagi zagadnieniu cnoty, i o tym właśnie będzie mowa w następnym rozdziale.

 

O książce

Czy pierwszy milion trzeba ukraść? to kontynuacja i rozwinięcie książki Ethics Essentials for Business Leaders (Podstawy etyki dla liderów biznesu) oraz lektura obowiązkowa dla każdego, kto uważa, że udany biznes to nie tylko zysk, bo sukcesu firmy nie przelicza się jedynie na pieniądze, ale też na liczbę zadowolonych klientów i pracowników. Autor, przytaczając wiele przykładów i pisząc o ekonomii językiem zrozumiałym nawet dla laika, pokazuje, że ten, kto prowadzi własne przedsiębiorstwo, wciąż może – i musi – pozostać człowiekiem uczciwym, moralnym, działającym w zgodzie z nauką Kościoła katolickiego.

Brian Engelland pisze: „Czy pierwszy milion trzeba ukraść? zrodziła się z towarzyszącego mi w całej karierze zawodowej zainteresowania robieniem właściwych rzeczy, i to robieniem ich we właściwy sposób. (…) Jak pisał św. Jan Paweł II, celem przedsiębiorstwa nie jest po prostu generowanie zysku, ale raczej tworzenie wspólnoty osób, które wytwarzają coś dobrego, aby zaspokajać potrzeby społeczeństwa. Służenie innym to podstawowa sprawa w biznesie. A służenie innym dobrze jest jego ostatecznym celem”.

To książka, w której można znaleźć odpowiedzi m.in. na pytania: Jak wprowadzić uczciwość do swojej firmy i dlaczego jest ona tak istotna dla osiągnięcia sukcesu? Z jakich narzędzi i standardów korzystać, aby było to możliwe? Jak budować relacje biznesowe w oparciu o wzajemne zaufanie? W jaki sposób rozwijać potencjał i motywację swoich pracowników? Jak działać i kształtować wizerunek, aby stać się tzw. „love brandem”? Co i dlaczego warto robić, aby tworzyć wiodące na rynku produkty i usługi, zachęcające klientów do ich zakupu?

Rekomendacje:
– Na taką książkę czekałem! Nareszcie spojrzenie na biznes z perspektywy katolickiej bez kompleksów – zarówno bez porzucania starego Magisterium, jak i bez naiwności graniczącej niekiedy z pobożnym socjalizmem. Polecam.

Maciej Gnyszka – założyciel Towarzystw Biznesowych

– Mocna strona książki to proste, czytelne i pogłębione przybliżenie praktycznych aspektów etyki w biznesie. Idzie ono w parze z osobą autora, który łączy doświadczenie biznesowe i edukacyjne z zaangażowaniem w życie Kościoła. Obserwujemy efekt synergii obu elementów na kartach tej książki.
Bernard Fruga – trener zarządzania i sprzedaży

– Dobrze, jeżeli przedsiębiorczość jest bardziej filozofią życia, w której mamy mocno określone wartości. Pomagają nam one wytrwać i obrać właściwy kierunek w momentach, w których nie mamy żadnych podpowiedzi. Świat potrzebuje ludzi dobrych w tym, co robią, i dobrze jeśli są to rzeczy, które oni naprawdę lubią – wtedy praca nie męczy, bo jest realizacją wewnętrznej misji. Takiej pracy każdy z nas szuka. Ta książka na pewno pomoże w jej znalezieniu.

Katarzyna Gierczak-Grupińska – fundator i prezes Fundacji Firmy Rodzinne

O autorze:

Brian Engelland – autor kilkudziesięciu artykułów i książek, wykładowca marketingu na wydziale biznesu i ekonomii Katolickiego Uniwersytetu Ameryki w Waszyngtonie, gdzie pełni funkcję kierownika zakładu The Edward J. Pryzbyla Chair of Business and Economics. Przed rozpoczęciem kariery akademickiej był menedżerem do spraw rozwoju produktu, pracował na kierowniczych stanowiskach w korporacjach z listy Fortune 500, a następnie został prezesem agencji doradztwa marketingowego Engelland and Associates, z powodzeniem pomagającej swym klientom wprowadzać nowe produkty i usługi na całym świecie.

Brian Engelland, Czy pierwszy milion trzeba ukraść? Praktyczne zastosowanie wartości chrześcijańskich w biznesie, Poznań, W drodze 2022.