O pożytecznym trzmielu

Katarzyna Solecka

Wielu z nas chce być kimś wielkim, a jest tym, kim jest.

O pożytecznym trzmielu

Należą do nadrodziny pszczół, żyją w większych grupach, nie są agresywne. Zapylają koniczynę, wykę, drzewa owocowe. Wyróżnia je długi języczek, dzięki któremu mogą sięgnąć po nektar, i gęste futerko, pozwalające służyć roślinom w temperaturach niższych niż większość pszczół. Po prostu są pożyteczne. Jeśli coś zaskakuje, to nasza (zupełna) nieświadomość, choć czerpiemy z ich pracy co roku, sięgając po gruszkę czy jabłko. Bo nie mylę się chyba – pożytek, jaki ludzie mają z trzmieli, nie jest chyba faktem znanym powszechnie? To znaczy rozpoznajemy ich buczenie w sadach i na łąkach, ale jakieś bliższe wiadomości docierają do nas przypadkiem, na przykład przy okazji odrabiania przez dziecko pracy domowej.

W zasadzie z wieloma sprawami rzecz ma się podobnie. Korzystamy z czyjejś pracy, budujemy na cudzym wysiłku – a tak rzadko mamy okazję choć przez moment uświadomić sobie ten cały ciąg dobrodziejstw, który jest naszym udziałem. Być może zresztą jest w tym coś, co napełnia otuchą – bo pewnie i my, robiąc po prostu to, co robimy, przyczyniamy się do dobrostanu ludzkości.

Bycie pożytecznym można oczywiście na wiele sposobów wykoślawić, bredząc o nieużyteczności słabych czy chorych, ale dzisiaj nie czepiajmy się słów. Dostrzeżmy ten jeden tylko rys, wydłubmy tę jedną drzazgę: pracę tych, o których zdaje się nikt nie pamiętać, a z której tak czy inaczej korzystamy wszyscy. Nie chodzi tu nawet o to, by jakoś mniej lub bardziej dokładnie przywołać ich na myśl, nazwać, okazać wdzięczność (ze wszech miar to słuszne, oczywiście, i nomen omen pożyteczne). Raczej o sam fakt – że ci nienazwani istnieją; o zasadę – że czegokolwiek dotkniemy, stoi za tym czyjaś twarz, trud, osobista historia.

Dobro, które czyni człowiek, choćby to było tylko jakieś podstawowe jego zadanie, coś zupełnie naturalnego, zwykłego – jak dla trzmiela zapylanie roślin przy okazji szukania pożywienia – to dobro jest mocno zakorzenione w naszym świecie. Niedocenione – być może. Ale przede wszystkim: obecne, życiodajne, powtarzalne. Nie chcę tu niczego uwznioślać, myśleć o „rękach, które pieką chleb” czy czymś podobnym. Myślę o swoich rękach, o tym co robię. O tym, że wielu z nas chce być kimś wielkim, a jest tym, kim jest. O tym, że celujemy w to, kim moglibyśmy się stać, lekceważąc to, kim jesteśmy. I o tym przede wszystkim, że szukając dla siebie pożywienia: karmiąc własną duszę dobrem, wybierając dobro, czyniąc dobro – przyczyniamy się do owocowania.

Być trzmielem. Być sobą. Kimś pożytecznym.

 

TAGI: