Błogosławiona zwyczajność

Beata Zajączkowska

Mimo wojny istota kapłaństwa się nie zmienia, wojna multiplikuje jedynie możliwości jego realizacji.

Błogosławiona zwyczajność

- Zrobiła pani ze mnie bohatera, a ja robię tylko zwykłe rzeczy – usłyszałam ostatnio od ukraińskiego pallotyna pracującego w Odessie. Nie „zrobiłam”, tylko opowiedziałam w Radiu Watykańskim jego wojenną codzienność: pokonywanie po tysiąc kilometrów w jedną stronę bocznymi drogami, by wywieźć matki z dziećmi na polską granicę, a z powrotem wziąć transport rzeczy potrzebnych dla żołnierzy – bieliznę dla rannych, apteczki, śpiwory i ostatnio tak bardzo potrzebne wykrywacze metalu, by po odejściu „wyzwolicieli”, którzy na pamiątkę po sobie zostawili miny, ludzie mogli wrócić do bezpiecznego życia. Inne zwykłe rzeczy to, mijanie się ze spadającymi rakietami, by dotrzeć do wiosek, gdzie nie ma księży, a ludzie spragnieni są Boga w Eucharystii i sakramentach. Gościnne przyjmowania uciekinierów z Mikołajowa, by jak najbardziej ulżyć ich cierpieniu. I to, co dla niego było najtrudniejsze, choć zwykłe, bo taka była wojenna potrzeba. Ewakuacja dzieci z ostrzeliwanego Irpienia.

Właśnie to wydarzenie najbardziej wyryło się w sercu ks. Władysława Łukasiewicza. Mówił, że nigdy nie zapomni widoku przerażonych dzieci, które w jednej sekundzie wskoczyły do jego busa i skuliły się na podłodze, nie dowierzając, że uda im się wydostać z tego piekła. Każde słowo tej opowieści przychodziło mu z trudem. W głosie brzmiały emocje wypełniające kapłańskie serce. Jak wyznał, po tym, co tam zobaczył „inaczej odprawiało się Mszę, inaczej spowiadało, po innemu modliło”. Modlitwa stała się bardziej szczera, gorliwa. Zamiast słów często było jedynie ściskanie różańca w dłoniach i myśli o tych, których niósł w swoim sercu. A to kapłańskie serce naprawdę wiele może pomieścić.

Uderzyło mnie to jego totalne bycie na drugim planie. Nie unikał mówienia o dramacie wojny, ale w tej opowieści on sam się gdzieś zatracał. Był Pan Bóg i cuda wyproszone podczas nieprzespanych nocy ojców oraz matek, którzy modlą się za swoje dzieci. - Kiedy miał był być pierwszy ostrzał Odessy zerwała się potężna burza, która zatrzymywała statki, ludzie mówili, że nawet przyroda walczy za nas – wspominał pallotyn. Wojna zaostrza zmysł wiary. W jego opowieści była też ogromna wdzięczność. -  To, że dajecie serce dla Ukrainy, to nas buduje. Buduje nasz naród, że się nie damy, że będziemy dalej trwali i starali się zwyciężyć, aby przyszły lepsze czasy – mówił. A ja sobie myślałam, że nic mnie tak dawno nie budowało, jak świadectwa tak wielu wojennych księży i ich błogosławiona zwyczajność.