Co krok, to objawienie

Franciszek Kucharczak

GN 16/2022 |

publikacja 21.04.2022 00:00

Gdziekolwiek się skierujesz, czy pójdziesz korytarzem, czy wejdziesz do kuchni, Pan Jezus był tu przed tobą.

W tym miejscu Jezus powiedział Faustynie:  „Tu jest Moje odpocznienie”. W głębi kaplica klasztorna. ROMAN KOSZOWSKI W tym miejscu Jezus powiedział Faustynie: „Tu jest Moje odpocznienie”. W głębi kaplica klasztorna.

Dzwonek, z pozoru całkiem zwyczajny. Kiedyś pełno było takich przy bramach. Ten jednak jest inny, bo tego użył… Pan Jezus. Zdarzyło się to pewnego jesiennego dnia 1937 roku. Było zimno i siąpił deszcz, gdy przed furtą klasztoru Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w podkrakowskich Łagiewnikach zjawił się „wynędzniały młodzieniec, w strasznie podartym ubraniu, boso i z odkrytą głową”. Poprosił furtiankę o coś ciepłego do zjedzenia. Zakonnica przyniosła mu zupę z chlebem. „W chwili, gdy odbierałam od niego kubek, dał mi poznać, że jest Pan nieba i ziemi. Gdym Go ujrzała, jako jest, znikł mi z oczu” – zapisała św. Faustyna, która pełniła wtedy funkcję furtianki.

Dziś dzwonek wisi za szkłem wewnątrz budynku, który zastąpił dawną furtę. – To było w tym miejscu – wskazuje dłonią nasza przewodniczka s. Elżbieta Siepak, rzeczniczka zgromadzenia i sanktuarium Bożego Miłosierdzia. – Ludzie tędy przechodzą i nie mają pojęcia, jakie rzeczy miały tu miejsce. Tu było ponad 280 objawień! – mówi z naciskiem.

Cherubin nad bramą

Stoimy przy otwartej bramie prowadzącej do klasztoru. Obok znajduje się furtka, ta właśnie, przed którą stanął Pan Jezus w postaci żebraka. Czasy były wtedy niespokojne, święta wspomina o zamieszkach i o ludziach, którzy „mają nienawiść do klasztorów”. Gdy objęła funkcję furtianki, poszła „na rozmowę z Panem” i prosiła Go o pomoc w tej sprawie. W odpowiedzi usłyszała: „Córko moja, z chwilą kiedyś poszła do furty, postawiłem cherubina nad bramą, aby jej strzegł, bądź spokojna”. Gdy wróciła, ujrzała „obłoczek biały, a w nim cherubina z rękoma złożonymi, spojrzenie jego jak błyskawica” – notowała. Poznała wówczas, „jak ogień miłości Boga pali się w tym spojrzeniu”.

Dziś nie ma już ówczesnego parterowego budynku furty, zastąpił go inny, większy. To w nim oprócz dzwonka znajdują się pamiątki po świętej. Jest tam zrekonstruowana typowa cela z czasów siostry Faustyny, a w niej m.in. oryginalny kubek używany przez świętą, letnia peleryna, którą nosiła, piec kaflowy z wnęką na podgrzewanie posiłku. W szklanych gablotach wystawiono też używane w tamtym czasie narzędzia pokutne, na przykład włosiennicę czy kolczasty „łańcuszek” do noszenia na przegubach, o którym Faustyna wspomina w „Dzienniczku”. Zobaczymy tam również ołtarzyk z jej domu rodzinnego.

Nie płacz

Na placu przed klasztorem znajduje się klomb z figurą św. Józefa. 27 maja 1933 roku święta opuszczała Łagiewniki po ślubach wieczystych. „Kiedy wyszłam przed dom, spojrzałam na cały ogród i dom, kiedy spojrzałam na nowicjat, nagle łzy mi popłynęły z oczu” – wspominała. Przypomniały się jej wszystkie łaski, jakich tam doznała. „Wtem niespodziewanie przy klombie ujrzałam Pana, który mi powiedział: »Nie płacz, Ja jestem z tobą zawsze«. Obecność Boża, która mnie ogarnęła wówczas, kiedy mówił Pan Jezus, trwała przez cały czas podróży” – czytamy w „Dzienniczku”.

– To musiało być mniej więcej w tym miejscu, gdzie teraz stoimy – wyjaśnia s. Elżbieta. Rzeczywiście – po prawej stoi klomb, a przed sobą widzimy okno ówczesnego nowicjatu. To nadzwyczajne uczucie, kiedy się pomyśli, że gdzieś tutaj stał Pan Jezus.

Przechodzimy przed wejście do kaplicy. – Jezus w tym miejscu powiedział św. Faustynie: „Tu jest Moje odpocznienie” – wskazuje nasza przewodniczka. Było to w Boże Ciało 1937 roku. W „Dzienniczku” czytamy, że święta usłyszała ten głos z Hostii, gdy do łagiewnickiej kaplicy dotarła procesja z Borku „i nieśli Go [Pana Jezusa] do schowania w naszej kaplicy”.

Do miejsca tego prowadzi trakt, wyznaczony z prawej strony przez ścianę klasztoru, a z lewej przez mur, za którym widnieje skrzydło kompleksu klasztornego, zajmowane przez Dom Miłosierdzia, czyli obecnie Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy dla dziewcząt. Mur zbudowano w 1962 roku, gdy władze komunistyczne zagarnęły te zabudowania wraz z przylegającym do nich placem. Przejęły też ośrodek wraz z jego funkcją, oczywiście pozbawiając ją wszelkich elementów religijnych. Po upadku komunizmu siostry odzyskały odebraną własność, kontynuując tam tradycję Domu Miłosierdzia. Z racji szczególnego charakteru tej placówki do ośrodka nie wpuszcza się osób postronnych. Dla nas jednak siostry uczyniły wyjątek, dzięki czemu możemy zajrzeć w miejsca upamiętnione w „Dzienniczku”, dla przeciętnego pielgrzyma niedostępne.

W drzwiach wita nas siostra dyrektor. Wchodzimy w przestrzeń szkolną. Zza uchylonych drzwi słychać głos nauczyciela, widać też biorące udział w zajęciach dziewczyny. To trudne środowisko, młodzież „z problemami”, ale właśnie w takich sytuacjach szczególnie mocno działa łaska Boża.

Ten budynek także pamięta obecność siostry Faustyny i również w tym miejscu miały miejsce liczne nadprzyrodzone zdarzenia. Między innymi w kuchni usytuowanej w dolnej kondygnacji budynku. Schodzimy wąskimi schodami. Po przejściu fragmentu korytarza wchodzimy do pomieszczenia, w którym za czasów świętej gotowano posiłki dla 160 dziewcząt z zakładu. Dziś także jest tu kuchnia, choć oczywiście inaczej wyposażona. – Wtedy znajdowały się tu ogromne piece – opowiada s. Elżbieta. I były też ogromne gary, z którymi nowicjuszka Faustyna miała wielki problem. „Najtrudniej mi było odlewać kartofle, czasami mi się połowę wysypało” – pisała. Mistrzyni nowicjatu pocieszała ją, że z czasem nabierze wprawy, ale młoda zakonnica nie dawała rady. Gdy poskarżyła się Panu Bogu, usłyszała w duszy: „Od dziś będzie ci to przychodziło z wielką łatwością. Wzmocnię twoje siły”. I rzeczywiście tak się stało. „Z całą swobodą biorę garnek i całkiem dobrze odlałam. Ale kiedy zdjęłam pokrywę, żeby kartofle odparowały, ujrzałam w garnku, zamiast kartofli, całe pęki czerwonych róż, tak pięknych, że trudno o nich napisać. Nigdy jeszcze takich nie widziałam” – relacjonowała. Po chwili otrzymała wewnętrzne wyjaśnienie: „Taką ciężką twoją pracę zamieniam na bukiety najpiękniejszych kwiatów, a woń ich wznosi się do tronu mojego”. Odtąd garnęła się do tej pracy, wyręczając w niej inne siostry. – To działo się gdzieś w tym miejscu – informuje przewodniczka. Krzątające się po kuchni siostry potwierdzają, że zadanie odcedzania tak dużych garnków musiało być sporym wyzwaniem. Pokazują największe, jakich używa się obecnie, zauważając, że pełne kartofli i wody naczynia musiały być naprawdę ciężkie.

Tak w korytarzu?

W klasztorze, gdzie mieści się kuchnia dla sióstr, podczas drugiego pobytu w Łagiewnikach Faustyna otrzymała wielką obietnicę. „W pewnej chwili, kiedy przechodziłam korytarzem do kuchni, usłyszałam w duszy te słowa: »Odmawiaj nieustannie tę koronkę, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko odmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego. Pragnę, aby poznał świat cały miłosierdzie moje; niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu miłosierdziu«” – czytamy w „Dzienniczku”.

– To uderzające, że Pan Jezus często objawia się Faustynie z ważnymi orędziami w tak prozaicznych miejscach jak korytarz prowadzący do kuchni – zwraca uwagę s. Elżbieta.

Czy to nie czytelny komunikat, że dla Boga ważne są wszystkie czynności naszego życia? Czy nie oznacza to, że Bóg chce uczestniczyć w każdym przejawie codzienności i poważnie traktuje zarówno chwile dla nas uroczyste, jak i te, które uważamy za banalne? – Tak właśnie myślę. Dla Jezusa wszystko jest ważne – potwierdza zakonnica. Przyznaje, że łagiewnicki klasztor i jego otoczenie to obszar szczególnie błogosławiony. – To centrum światowego kultu Miłosierdzia Bożego. O tym miejscu można powiedzieć: ziemia, na której stoisz, jest święta – zauważa s. Elżbieta.

Istotnie, co krok działo się tu coś niezwykłego. – Nawet nie wiadomo, jak to zrobić, żeby pielgrzymi wiedzieli, jakie miejsca mijają i jakie zdarzenia pamięta ziemia, po której chodzą. Trzeba by chyba stawiać co parę metrów słupki z informacjami – śmieje się przewodniczka. Dodaje jednak, że technologia przychodzi z pomocą. Jest w planie sporządzenie odpowiedniej aplikacji na telefon, dzięki której użytkownik, poruszając się po terenie sanktuarium, będzie mógł otrzymać informację, co w danym miejscu się wydarzyło.

W łagiewnickim sanktuarium łaska Boża zdaje się przelewać jak wino z przepełnionego kielicha. – Ludzie przyjeżdżają do Łagiewnik po drugie życie. Tylko w jednym roku dotarło do nas 77 tysięcy podziękowań za konkretne otrzymane łaski. Wota dawno przestały mieścić się w kaplicy – tłumaczy.

Ta cudowna obfitość jest także naszym doświadczeniem – opisaliśmy zaledwie kilka z mnóstwa miejsc, w których Faustynie objawił się Pan Jezus – a limit znaków został wyczerpany i trzeba kończyć. Takie to miejsce. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.