Za plecami Agcy

Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny

publikacja 09.03.2011 10:00

Wyjaśnienia Agcy odsłaniają wiele z kulis przygotowań oraz organizacji zamachu na Jana Pawła II. Nie odpowiadają jednak wprost na pytanie, kto zlecił mafii tureckiej oraz bułgarskim służbom specjalnym jego organizację.

Za plecami Agcy PAP/EPA/ Gość Niedzielny 09/2011 Jurij Andropow, od 1982 r. przywódca Związku Sowieckiego, wcześniej pełnił funkcję przewodni-czącego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB).W ZSRR istniała wtedy tajna instrukcja, w której KGB zle-cono działania przeciwko papieżowi

Agca, składając włoskim sędziom śledczym swe wyjaśnienia, które posłużyły do postawienia zarzutów 3 Bułgarom oraz 4 Turkom, niewiele mówił o politycznych mocodawcach zamachu. W kilku miejscach interesująco wspominał o kontaktach z przedstawicielami sowieckiej dyplomacji i KGB, ale szybko się z tego wycofał. Sędziowie także nie chcieli drążyć tej tematyki. Żaden obywatel Związku Sowieckiego nigdy w sprawie zamachu nie był oskarżony. Nie próbowano ich nawet przesłuchać jako świadków. Aresztowanie Antonowa w listopadzie 1982 r. było już wystarczającym międzynarodowym skandalem i spowodowało tak wielki wzrost napięcia, że później zrobiono wiele, aby ślad bułgarski pozacierać, co w konsekwencji się udało. Sąd zwolnił Antonowa i Turków w kwietniu 1986 r. nie dlatego, że byli niewinni, ale z braku dowodów winy. Nie było innego wyjścia, skoro Agca na sali sądowej odwołał bądź świadomie ośmieszył większość składanych przez siebie w śledztwie zeznań. Nie udało się także, poza Antonowem, który był pionkiem, posadzić na ławie oskarżonych dwóch głównych organizatorów zamachu: Bekira Celenka oraz Todora Ajvazova, gdyż schronili się w Bułgarii. 

Wiele faktów potwierdzono 
Chociaż akt oskarżenia opierał się głównie na wyjaśnieniach Agcy, włoskim śledczym udało się potwierdzić prawdziwość wielu zawartych w nich wątków. Po sprawdzeniu dokumentacji paszportowej potwierdzono, że w lipcu 1980 r. przebywali w Sofii zarówno Bekir Celenk, jak i Todor Ajvazov i Oral Celik, a więc wszyscy uczestnicy spotkania w hotelu „Witosza”, o których mówił Agca. Omer Mersan potwierdził, że spotkał się wtedy w Sofii z Agcą i przekazał mu pieniądze od Abuzera Ugurlu. Okazało się także, że 90 minut po zamachu na polecenie Ajvazova z ambasady Bułgarii odjechał zaplombowany TIR, który na prośbę strony bułgarskiej nie przeszedł odprawy celnej. Czy była w nim trójka utrwalonych na zdjęciach wspólników Agcy, która zbiegła z Placu św. Piotra, tego prawdopodobnie już się nie dowiemy. Włoskie służby wywiadowcze odnotowały jednak tego dnia nadzwyczajną aktywność radiową bułgarskiej ambasady. Po 1989 r. sami Bułgarzy potwierdzili, że Antonow był funkcjonariuszem wywiadu, działającym pod przykryciem szefa przedstawicielstwa bułgarskich linii lotniczych, choć zarazem twierdzili, że z zamachem nie miał nic wspólnego. Potwierdzone zostały także kontakty Agcy z innymi Turkami, których wymieniał jako współorganizatorów zamachu. 

Sąd jednak był bezradny, gdy Agca w czasie procesu zaczął wszystkiemu zaprzeczać, przedstawiając kolejne, coraz bardziej absurdalne wersje wydarzeń. W takiej sytuacji Sedat Sirri Kadem mógł na sali sądowej, spoglądając na swoje zdjęcie zrobione w czasie zamachu, powiedzieć z uśmiechem na twarzy, że nie rozpoznaje osobnika z fotografii i nie ma pojęcia, kto to jest. Podobne zeznania złożył Omer Ay. A Agca konsekwentnie wypierał się kontaktów z nimi i twierdził, że obciążył ich wcześniej bezpodstawnie. Agca rzeczywiście kłamał i kręcił ustawicznie, ale czy nigdy nie powiedział prawdy? Od wielu miesięcy czytam jego wyjaśnienia, także wiele z tych nigdy niepublikowanych, i mam wrażenie, że Agca w pewnym momencie zastosował się do reguł gry, którą mu wyznaczono. Po prostu zrozumiał, że nikt od niego prawdy nie oczekuje. 

Wskazuje na to sposób, w jaki starano się zdyskredytować ślad bułgarski. Agca przekazał w swych wyjaśnieniach tyle szczegółów na temat Bułgarów, że nie można tego było po prostu pominąć, jak zrobiono z wątkiem sowieckim. W trakcie procesu została wymyślona historia, że Agcę do mówienia o Bułgarach zainspirowali funkcjonariusze włoskiego wywiadu wojskowego SISMI, którymi kierował Francesco Pazienza. Rzeczywiście Agca w pewnym momencie zaczął o nim opowiadać, choć nie ma żadnych dowodów na to, aby kiedykolwiek się spotkali. W czasie procesu Pazienza siedział w amerykańskim więzieniu, oskarżony o różne machinacje i związki z masońską lożą P 2. Faktem jednak jest, że jeśli ktoś Agcy podpowiadał, aby skompromitował swoje poprzednie zeznania, to nie byli to ludzie komunistycznych służb, ale z zachodnich instytucji. 

Ci pierwsi mogli co najwyżej Agcę postraszyć, że jeśli nadal będzie obciążał Bułgarów, zginą on i jego rodzina. Natomiast intryga ze wskazaniem na włoskie służby jako inspiratorów bułgarskiego śladu mogła być wymyślona tylko z udziałem ludzi z aparatu włoskiego państwa. Dlaczego mogło im zależeć na zatarciu bułgarskiego śladu? Z przezorności. Gdyby został potwierdzony, nieuchronnie musiałoby paść pytanie, kto stał za Bułgarami. Było bowiem rzeczą oczywistą, że im śmierć papieża nie była do niczego potrzebna, podobnie jak Turkom. Agca nigdy nie wspomniał o jakichkolwiek ideowych motywach swego działania. Mówił jedynie, że on i jego towarzysze podjęli się zabicia papieża dla pieniędzy. Jeśli więc było płatne zlecenie, musiał być także zleceniodawca, który miał istotny powód, aby ryzykować podjęcie takiej akcji. Lepiej zrozumie się dylematy Włochów, jeśli się pamięta, że do lutego 1984 r. na czele Związku Sowieckiego stał Jurij Andropow, który w okresie, gdy zamach był przygotowywany, kierował KGB. Udowodnienie bułgarskiego śladu oznaczało rzucenie wyzwania przywódcy sowieckiego supermocarstwa. Nikomu na tym nie zależało. Dlatego ślad bułgarski w czasie procesu 1985/1986 konsekwentnie kompromitowały także zachodnie media oraz przedstawiciele zachodnich służb specjalnych.

W czyim interesie? 
Nie ma twardych dowodów wskazujących, że Andropow zlecił zamordowanie Jana Pawła II. Nikt jednak nie badał archiwów sowieckiego wywiadu, a dokumenty bułgarskiej bezpieki zostały dokładnie wyczyszczone jesienią 1989 r. Zachowało się jednak sporo dokumentów gremiów politycznych, świadczących o tym, że pontyfikat Papieża Polaka traktowany był jako wielkie zagrożenie dla sowieckiego systemu. Papież Słowianin, wzywający do poszanowania wolności religii oraz prawa wszystkich narodów do suwerennego bytu, stanowił ogromne niebezpieczeństwo dla imperium, dla którego walka z religią była jedną z ważniejszych racji istnienia komunistycznego państwa. Przebieg pierwszej papieskiej pielgrzymki do Polski był dla Kremla dzwonkiem alarmowym. 

Świadczą o tym dyskusje sowieckiego Biura Politycznego. Jesienią 1979 r. i wiosną 1980 r. w sowieckiej prasie pojawia się seria artykułów atakujących papieża jako sojusznika zachodnich imperialistów. 13 listopada 1979 r. sekretariat KC KPZR, a więc kierownicze gremium sowieckiej partii komunistycznej, akceptuje, składające się z sześciu punktów, „Wytyczne do działań przeciwko polityce Watykanu w stosunku do krajów socjalistycznych”, opracowane przez szefa KGB Jurija Andropowa i jego zastępcę Wiktora Czebrikowa. Była to dyrektywa nakazująca instytucjom sowieckiego państwa zwalczanie Jana Pawła II. Rolę, jaką w tym miało odgrywać KGB, określała tajna depesza kierownictwa sowieckiego wywiadu do zagranicznych rezydentur. Funkcjonariuszom KGB zalecono podjęcie różnorakich działań operacyjnych przeciwko papieżowi, w tym także za pomocą „środków aktywnych”. Treść tajnej instrukcji ujawnił w latach 90. ub. wieku szyfrant Wiktor Szejmow, który przeszedł na stronę Zachodu. Amerykański dziennikarz John O. Koheler interpretuje ten dokument jako rozkaz zabicia papieża. 

Nie podzielam tej oceny. W języku sowieckich służb „aktywne działania” nie oznaczały zabójstw, lecz szeroką akcję dezinformacyjną, wykraczającą poza zwykłe zdobywanie informacji. Koehler twierdzi, że w tym dokumencie jest również zdanie „w razie konieczności sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”. Jednak znający ten dokument Jurij Mitrochin, archiwista KGB, który w latach 90. zbiegł na Zachód, tego nie potwierdza. Niewątpliwie jednak cytowane dokumenty nakazywały podjęcie na szeroką skalę wrogich działań przeciwko Janowi Pawłowi II. Wypada także zauważyć, że kierownictwo żadnego innego państwa na świecie takich dokumentów nie wytworzyło. Tezy o inspiratorach zamachu, wywodzących się rzekomo z kręgu fanatyków islamskich, masonerii, wrogich papieżowi kręgów w Kościele, CIA i innych służb, są świadomie od lat prowadzoną dezinformacją. Nie znajdują żadnego potwierdzenia w faktach ani w dokumentach. Wątek sowiecki jest więc najbardziej logicznym dopełnieniem wyjaśnień Ali Agcy, który nigdy nie powiedział całej prawdy o przygotowaniach do zamachu, ale także nie zawsze kłamał.