Kościół na szpilkach

Agnieszka Kocznur, Agnieszka Małecka; GN 9/2011 Płock

publikacja 10.03.2011 06:30

Starsza pani z różańcem? Siostra zakrystianka? A może sopran w chórze parafialnym? Łatwo stworzyć takie uproszczone kategorie. Tymczasem kobiety w przestrzeni kościelnej angażują się w wielu wymiarach.

Kościół na szpilkach Agnieszka Kocznur/ GN Renata Kowalska (z lewej), dziennikarka, od kilkunastu lat jest głosem Katolickiego Radia Płock. Elżbieta Grzybowska (z prawej) jest rzecznikiem prasowym diecezji.

Ostatnie badania religijności w naszej diecezji pokazały, że kobiety w większym stopniu deklarują wiarę w dogmaty religijne, a wśród uczestniczących we Mszy niedzielnej jest ich o 20 proc. Więcej niż mężczyzn. Przyzwyczajenie utrudnia docenić te ich role, które są w Kościele od dawna utrwalone. Jeśli ktoś lekceważy panie z różańcem, myli się bardzo, bo bez całego zastępu kobiet, które codziennie modlą się w tak wielu intencjach, byłoby z nami wszystkimi krucho. Dziś jednak widać kobiety także w innych rolach. W diecezji płockiej wiele z nich jest liderkami, animatorkami grup, stowarzyszeń, są lektorkami, zajmują się teologią, piszą i mówią o sprawach kościelnych. Kilka z nich opowiedziało nam o sobie, swojej pracy i swoim miejscu w przestrzeni Kościoła.

Emerytura bez nudy

Co robić, by nie być tylko panią z kościelnej ławki? Jedna z wdów konsekrowanych w naszej diecezji, płocczanka Danuta Opalińska, ma na to prostą radę: – Chodzi o to, by kobieta widziała, dostrzegła, miała oczy otwarte na to, co może jeszcze zrobić.

Pani Danuta przetestowała to na sobie. Kiedy cztery lata temu została wdową po 43 latach małżeństwa, w tym 25 latach spędzonych z mężem w Ruchu Domowego Kościoła, pomyślała, że kończy się dla niej pewna epoka. Oaza rodzin przestała być ruchem dla niej, teraz już osoby samotnej.

– To było jak uderzenie obuchem w głowę – wspomina. – Ale Pan nigdy człowieka nie pozostawia samego. Na mojej drodze postawił wdowy. I po dwóch latach formacji przyjęłam konsekrację.

Czy była to wielka zmiana w życiu? – I tak, i nie – odpowiada. – Bo od początku kobieta jest potrzebna w Kościele. Jej rola zaczyna się w rodzinie: to matka jest najbliżej dziecka i uczy je wiary, to ona powinna gromadzić rodzinę do modlitwy, to ona ją scala, mobilizuje; nie powinna tylko mówić: „idźcie do kościoła”, ale sama prowadzić tam domowników. Tak naprawdę wdowa konsekrowana nadal czuwa nad bliźnimi.

W życiu pani Danuty etap wdowieństwa nastał prawie z emeryturą, po latach pracy w branży budowlanej, a potem w płockim ratuszu, w obszarze inwestycji. – Jednak życie wdowy i emerytki nie musi być puste – przekonuje. Wdowy konsekrowane sporo się modlą: codzienny brewiarz, Różaniec, Msza św., cotygodniowa adoracja. Ale nie tylko.

– Służymy drugiemu człowiekowi: jedne z nas chodzą do hospicjum, inne pomagają w Stowarzyszeniu św. Brata Alberta albo odwiedzają osoby chore czy samotne w domach – wymienia pani Danuta. Konsekracja nie usuwa codziennych trudności i żadna z wdów nie trwa w religijnej euforii 24 godziny na dobę. Dlatego muszą się wspierać. – W każdą środę mamy spotkania; na nich modlimy się, rozważamy Pismo Święte, robiąc małe kroczki w lectio divina, ale także rozmawiamy o naszych problemach, o codzienności. Pomagamy sobie. Mam na pewno poczucie wspólnoty.

Nerwy na wodzy

O tym, że są w Kościele funkcje, które z dużym powodzeniem mogą spełniać także świeccy, a w tym kobiety, mówi z przekonaniem Elżbieta Grzybowska, pierwszy rzecznik prasowy w spódnicy, od dwóch lat odpowiedzialna za kontakt płockiej kurii z mediami.

– Jestem zwolenniczką nowego feminizmu według Jana Pawła II. Chodzi o to, by kobieta była angażowana w różnych wymiarach Kościoła. To nieprawda, że nie możemy być prezesami jakiegoś poważnego stowarzyszenia katolickiego albo na przykład prawnikiem kurialnym, bo na to zezwalają przepisy. Są funkcje, które z równym powodzeniem mogą spełniać świeccy, w tym kobiety. W mojej pracy ważne jest stworzenie płaszczyzny dobrej współpracy i atmosfery zaufania. Staram się ułatwić kontakty mediom z duchowieństwem, ale tak, by księża mieli też poczucie, że przekaz informacji był obiektywny – mówi Elżbieta Grzybowska. – W tej pracy powinno się więc hamować emocje i trzymać nerwy na wodzy – dodaje.– Jeśli to się nie uda, trzeba ponieść konsekwencje.

Dla rzeczniczki z Płocka zainteresowanie teologią rozpoczęło się trochę przypadkiem, od kilku godzin katechezy w szkole. Ale podobno w życiu przypadków nie ma. Studia magisterskie, a potem doktoranckie w tej dziedzinie przydały się jej też w czasie dziesięcioletniej dziennikarskiej pracy w „Tygodniku Płockim”.

Którą z wielkich kobiet Kościoła ceni, gdy zagląda w głąb jego historii? Zawsze jest pod wrażeniem tych, które wybierały drogę radykalizmu ewangelicznego.

– Emocjonalnie jestem związana ze świętą Faustyną Kowalską. Podziwiam ją za walkę, jaką musiała stoczyć, wiedząc, że jej widzenia są prawdziwe i realne.

Non stop pomoc

– Moja recepta na życie to służba innym i trwanie w modlitwie. Bo jeśli w trudnych sprawach człowiek nie prosi Boga, nie powierza mu swojego losu, to nic się nie udaje – mówi Anna Kozera, płocka społeczniczka. – Najpierw trzeba być człowiekiem, coś z siebie dać, a wtedy dopiero chcieć za to uczciwą cenę. Taka jest moja filozofia życia – dodaje.

Na podstawie jej doświadczeń mogłaby powstać ciekawa, a nawet dramatyczna i długa powieść. Mimo to pani Anna mówi o sobie: – Jestem zwyczajną osobą. Urodzona w Ciechanowie, kilkakrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, a nawet nazwisko, a to z powodu ukrywania się jej ojca, zaangażowanego w działalność partyzancką. Dobrze pamięta rok 1939, wojnę, powstanie warszawskie, rozłąkę z rodzicami i lata komunistyczne, gdy za prawicowe poglądy stale napotykała trudności.

Pani Anna skończyła 80 lat, choć patrząc na nią, trudno w to uwierzyć. Sypia do pięciu godzin na dobę i spędza długie godziny w pracy. – Wydaje mi się, że nic takiego nie robię, to po prostu są moje obowiązki. Nie mogłabym założyć kapci i usiąść przed telewizorem, bo nie rozumiem i nie znam takiego życia. Uważam, że trzeba pomagać innym i widzieć biedę – mówi. Od najmłodszych lat marzyła o medycynie, ale ostatecznie wybrała biologię. Wyszła za mąż w 1955 r., ma trójkę dzieci. Przez jakiś czas z rodziną mieszkała we Wrocławiu, gdzie założyła pierwszą w Polsce pracownię hydrobiologii. O medycynie nie mogła zapomnieć, dlatego jej kolejnym zajęciem była analityka lekarska. Po powrocie do Płocka zorganizowała pierwsze laboratorium analityczne na terenie Petrochemii. W połowie lat osiemdziesiątych wpadła jej do ręki broszurka o Bracie Albercie i właśnie wtedy postanowiła, że będzie pomagać płockim biednym. – Moje dzieci były już dorosłe, mogłam więc poświęcić się innym – dodaje.

O Kościele w eterze

Kobiety, które „mają coś wspólnego z Kościołem”, często są różnie postrzegane, przyznaje Renata Kowalska, dziennikarka Katolickiego Radia Płock.

Gdy była dzieckiem, miała wiele pomysłów na przyszłość. Najczęściej marzyła jednak o pracy z dziećmi w przedszkolu. Potem wszystko potoczyło się inaczej i, jak mówi, „wylądowała” w radiu. – Nie powiem, że droga do mikrofonu była długa i skomplikowana. To była połowa lat dziewięćdziesiątych. Radio wtedy stawiało pierwsze kroki. Jedną z audycji, której bardzo często słuchałam, była „TopSmokowa Lista Przebojów”. Prowadzący ogłosili jakiś konkurs, wygrałam płytę, przyszłam do radia po swoją nagrodę i tam zostałam – mówi Renata. Potem systematycznie przychodziła, uczyła się, aż 1 maja 1996 r. miała swoją pierwszą audycję. Była tak stremowana, że nie wiedziała, jak się nazywa.

Dziś trudno jej wyobrazić sobie, że mogłaby robić coś innego. – Gdy do radia przychodzą dzieci „zobaczyć radio od kuchni” i to miejsce, w którym pracuję, nie jest ono dla nich zbyt ciekawe. Kilka biurek, komputery, telefony... a dla mnie to prawie całe życie. W mojej pracy ciągle coś się dzieje, uwielbiam to. Dzięki temu, co robię, jestem zawsze najbliżej wydarzeń, poznałam wielu ciekawych ludzi – dodaje.

Wzorce czerpie od najbliższych jej kobiet: mamy oraz babć. To one tak naprawdę pokazywały jej, co jest dobre, i uczyły od najmłodszych lat. W pracy zajmuje się tematami lokalnymi związanymi z Kościołem, polityką i sportem. – Czasem jestem jedyną kobietą w męskim świecie sportu. Gdy jedziemy gdzieś daleko na mecz, okazuje się, że jestem jedyną kobietą wśród komentatorów sportowych – dodaje.