Ostatki na Dzień Kobiet

ks. Artur Stopka

"Jak tak sobie czytam przed Dniem Kobiet różne fora, blogi, komentarze i artykuły na niektórych stronach, to mam wrażenie, że kobieta niezamężna, bezdzietna i, o zgrozo, z jakimiś aspiracjami zawodowymi, wzbudza więcej nienawiści niż PiS i PO razem wzięte."

Ostatki na Dzień Kobiet

Ostatki, to nie znaczy resztki. To pierwsze ważne podkreślenie w tym komentarzu. Co prawda rzadko się zdarza, że Dzień Kobiet wypada w Ostatki (albo odwrotnie), ale skoro już do tego, doszło, to należy się nad sprawą zastanowić. Ponieważ w kwestii kobiet mam wrażenie, że żyjemy pod wieloma względami nie tyle w czasach ostatecznych, co właśnie ostatkowych. Wbrew optymistycznym wizjom rozsiewanym tu i ówdzie, obawiam się, że dla kobiet czas karnawału od wielu, wielu lat powoli się kończy. Zaczyna się... no właśnie, czy czas pokuty? Umartwienia? Postu?

W przeddzień Ostatkowego Dnia Kobiet jedna z moich znajomych wygarnęła w Internecie: „Jak tak sobie czytam przed Dniem Kobiet różne fora, blogi, komentarze i artykuły na niektórych stronach, to mam wrażenie, że kobieta niezamężna, bezdzietna i, o zgrozo, z jakimiś aspiracjami zawodowymi, wzbudza więcej nienawiści niż PiS i PO razem wzięte. Ciekawe czemu”. Fakt. Ciekawe czemu? Kobiety są przecież po to, aby je kochać. Tak przynajmniej mawiał przed laty pewien staruszek.

Być może źle to o mnie świadczy, ale ledwo przeczytałem konstatację mojej znajomej, od razu przypomniał mi się artykuł z jednej z gazet, zatytułowany „Coraz niższa cena seksu”. Dowiedziałem się z niego, że „Kobiety coraz częściej i szybciej idą z mężczyznami do łóżka, dostając coraz mniej w zamian - dowodzi znany amerykański socjolog Mark Regnerus”. Artykuł napisała kobieta, a mnie się zrobiło głupio po przeczytaniu tej czołówki, ponieważ „dostawanie czegoś w zamian za seks” kojarzy mi się z określoną profesją, której podobno w rankingach najstarszych dorównuje jedynie zawód polityka. Dziennikarka pracowicie streściła enuncjacje jakiegoś amerykańskiego spryciarza, który dowodził, że kobiet jest za dużo, a „to, czego jest w nadmiarze, szybko traci na wartości”. Jednak albo ja nie umiem czytać (może między wierszami?), albo autorka artykułu nie zauważyła, że napisała tekst, w którym kobiety są traktowane przedmiotowo, a nie podmiotowo. Co prawda mężczyźni też nie wypadają u niej najlepiej, bo wychodzą na leniów i nieuków, ale ostatnie zdanie brzmi co najmniej paskudnie: „Jednak zdaniem psychologów główną męską motywacją do nauki i pracy jest... chęć zdobycia partnerki seksualnej. Gdy mają już u boku posłuszną kochankę, nie muszą się dalej starać i rozwój zawodowy schodzi na dalszy plan”. Bez komentarza.

O tym, że kobiety same sobie robią niedźwiedzią przysługę przekonałem się już przed laty przy dość dziwnej okazji. Zdarzyło mi się kiedyś przemawiać do sporej liczby sióstr zakonnych w różnym wieku. Mówiłem przemądrzale o tym, że powinny pamiętać o swojej kobiecości i nie pozwalać sobą pomiatać nikomu. Jakież było moje zdumienie, gdy jeszcze tego samego dnia wieczorem doszły mnie słuchy, że spora część sióstr była zbulwersowana moimi „rewolucyjnymi” wywodami. Pojawiły się opinie, że mogą one wpłynąć demoralizująco na młode zakonnice.

Z okazji Dnia Kobiet media pełne są „dowartościowywania” przedstawicielek płci pięknej, wyliczeń, że za tę samą robotę dostają mniej pieniędzy niż mężczyźni, dowodów, że są zdolne do podejmowania „męskich decyzji” itp. Ale jak trochę poskrobać, to wychodzi, że pod ozdobnym przykryciem i tak panuje przekonanie, że kobiety, to ta gorsza część ludzkości.

Niestety, moim zdaniem nie pomogą w zmianie takiego patrzenia na kobiety imprezy, na których wykrzykują one hasła „Dość wyzysku, wymawiamy służbę!”. Czy Maryi ubyło cokolwiek z wielkości i geniuszu kobiety, gdy mówiła „Oto ja służebnica Pańska”? Nie sądzę.