Bezgrzeszni

ks. Leszek Smoliński

Wielki Post staje się doskonałą okazją do spojrzenia na siebie jako na grzesznika.

Bezgrzeszni

Od Środy Popielcowej wybrzmiewa prawda o naszej grzeszności, słabości, niezdolności do samo-zbawienia. Stąd rodzi się potrzeba Kogoś większego, kto by potrafił spojrzeć na nas z miłością, przy jednoczesnym dostrzeżeniu cieniów naszego życia. Cel? Poznanie swojej kondycji, siebie, by rozwijać powołanie do świętości i odpowiedzieć na wezwanie, które wybrzmiewa w aklamacji przed Ewangelią w V niedzielę Wielkiego Postu: „Nawróćcie się do Boga waszego, On bowiem jest łaskawy i miłosierny” (Jl 2, 13bc). Nie ma to nic wspólnego z określeniem, którym ckliwa pobożność określa w jednej z pieśni postać św. Stanisława Kostki: „Aniele ziemski bez winy”. Ani z „nowoczesną zamianą” pojęcia grzech na mniej opresyjne, jak „błąd” czy” choroba”. Błąd to sprawa ludzka, natomiast choroba jest niezawiniona, a więc niesprawiedliwa – a skoro stoi na przeszkodzie szczęścia, to najczęściej skłania do litości.

Wielkopostni kaznodzieje jak mantrę przywołują też na pamięć pobożny frazes, który – pomimo wielu odkryć współczesnej cywilizacji – wciąż wybrzmiewa w czasie wyznawania grzechów w sakramencie pokuty: „nikogo nie zabiłem, nikogo nie podpaliłem, nie okradłem – więcej grzechów już nie pamiętam”. Czy te słowa robią jeszcze na kimś dziś wrażenie? Z pewnością wielu się do nich przyzwyczaiło i przestały ich już razić, co najwyżej „jednym uchem wlecą, drugim wylecą”. Natomiast uczeni w Piśmie i faryzeusze – zapatrzeni we własną doskonałość, potrafili ją celebrować całymi godzinami. Bynajmniej nie po to, żeby coś w sobie zmienić, ale by realizować swoje starania o zachowanie pozorów własnej bezgrzeszności. Chodziło więc o to, aby cementować stare przyzwyczajenia i nawyki oraz pobożne stereotypy, które obawiają się jakichkolwiek zmian, kwitując te ostatnie stwierdzeniem: „zawsze się tak robiło”. W ten sposób przygotowują grunt pod lękliwe i egocentryczne zniechęcenie, trwając w koncentracji na samych sobie, ukryci za religijną fasadą bez Boga.

Zmieniają się ludzie, konteksty społeczno-kulturowo-religijne, a Dobra Nowina nadal stanowi pewny i niezmienny punkt odniesienia. Dla tych, którzy wierzą, ale też dla wszystkich ludzi dobrej woli. I uznają, jak kobieta odsądzona przez „pobożnych” od czci i wiary, która jednak – przy pomocy łaski Bożej – stała się wyrzutem ich egocentrycznego samozadowolenia. Taki ewangeliczny paradoks, który wciąż trwa: na środku sceny świata stoi boski Zbawiciel, który do skruszonych w sercu i przekonanych w własnej niedoskonałości mówi: „«I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz»”. Wbrew logice bezgrzesznych i nieskazitelnych we własnych oczach.