Mistyk jest w nas

GN 8/2011

publikacja 01.03.2011 06:30

Jeśli to Bóg ma mi się dać, to ja nie mogę być w centrum modlitwy. O znaczeniu mistyki dla Kościoła z ks. Grzegorzem Strzelczykiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Mistyk jest w nas

Ks. Tomasz Jaklewicz: Świeci, mistycy, a czasem tzw. charyzmatycy mówią: „spotkałem Boga”. Czy można tak po prostu spotkać Boga?

Ks. Grzegorz Strzelczyk: – To można rozumieć na dwa sposoby. Po pierwsze jakieś całkiem zwyczajne wydarzenie może wywołać w człowieku przekonanie, ze w tym, co sie stało, zadziałał Bóg. Śmierć kogoś bliskiego lub cos pozytywnego, na przykład dobra rozmowa. Kiedy człowiek głębiej sie nad tym zastanawia, dochodzi do wniosku, ze była w tym ręka Boga. Przekonanie o działaniu Boga jest wnioskiem, który pojawia się na końcu refleksji.

A ten drugi rodzaj doświadczenia?
– To są takie wydarzenia, w których człowiek od samego początku jest absolutnie pewien, ze zadziałała łaska Boga. Oczywistość poprzedza tu refleksje. Cos takiego sie stało, ze człowiek wie, ze to było dotkniecie Boga. Trudność polega na tym, ze nie można tego do końca przekazać ani udowodnić. Mistyka dotyczy tego typu doświadczeń.

Kiedy ktoś mówi, ze rozmawiał z Bogiem, to na ogół rodzi się w nas podejrzliwość, czy wszystko z nim w porządku.
– Bo niełatwo wierzyć, ze cos takiego może sie wydarzyć.

Wielu powiada, ze mistyka to sprawa reakcji chemicznych w mózgu albo stan psychiczny…
– Owszem, to jest stan psychiczny. Doświadczenie Boga ujawnia sie w naszej świadomości. W tym sensie zachodzą jakieś procesy w mózgu. Ojcowie Kościoła zwracali jednak uwagę, ze oprócz pięciu zmysłów mamy tez zmysły duchowe, które uzdalniają nas do ujmowania Boga. Oczywiście niełatwo to pogodzić ze współczesna wiedza o człowieku. Jak to się przekłada na procesy w naszym organizmie? Trudno orzec. Psychologia bada stany ludzkiej psychiki, teologia dopowiada, ze niektóre mogą być warunkowane czy wywoływane przez Boga.

Dlaczego jedni doświadczają stanów mistycznych, a inni nie? Od czego to zależy?
– To wybór Boga. Bóg, biblijnie mówiąc, „nie ma względu na osoby”. On rozdaje powołania. Intensywne doświadczenia duchowe to specyficzne powołanie. Przy czym różnice miedzy nami dotyczą raczej stopnia intensywności, a nie istoty sprawy. Każdy z nas ma szanse na głębokie duchowe doświadczenia.

Każdy może być mistykiem?
– Potencjalnie już jest! Od momentu kiedy został ochrzczony, jest juz złączony z Chrystusem! Ale po drodze bruździ grzech – im bardziej grzeszny jest człowiek, tym trudniej będzie mu doświadczyć Boga. Druga sprawa to pewne duchowe nastrojenie. Im więcej i lepiej człowiek się modli, tym większa jest szansa, ze kiedy Bóg się zbliży, człowiek Go rozpozna. Im bardziej człowiek jest dostrojony do tej fali, na której Bóg nadaje, tym większa szansa, ze odbierze sygnał.

Czasem mam wrażenie, ze Pan Bóg bawi się z nami w chowanego. Jadę na rekolekcje, modle sie, siedzę w kaplicy jak kłoda i nic, cisza, pustka.
– Bóg z rzadka przychodzi na nasze zawołanie.

Ale w Piśmie Świętym są obietnice: „Szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą wam”.
– Ale nie jest tam napisane, ze to się stanie od razu.

Wolałbym nie czekać zbyt długo…
– Pytanie, po co tego chcemy. W pragnieniu doświadczenia mistycznego, oprócz czystego pragnienia Boga, może być mnóstwo innych pragnień, np. żeby mi było dobrze, żebym mógł powiedzieć piękne świadectwo, żebym był na haju. Wielu mistyków po intensywnym doświadczeniu Boga przezywało absolutna ciemność. Święty Jan od Krzyża mówi, ze to służy oczyszczeniu. Człowiek musi sie przekonać, czy kocha Boga ze względu na Boga, czy ze względu na siebie i emocjonalne „odloty”.

Filmy „Ludzie Boga” i „Wielka cisza”, opowiadające o życiu mnichów, spotkały sie z wielkim zainteresowaniem. Co to o nas mówi?
– Myślę, ze kazdy człowiek przynajmniej raz w życiu ociera sie o granice mistycznego doświadczenia, o którym mówią te filmy. Ktoś z tej drugiej strony do nas szepcze. Także do wszystkich zabieganych menedżerów, biznesmenów, matek itd. Próbujemy sie wsłuchać w ten głos, ale jesteśmy ściągani w dół przez prace, obowiązki, zgiełk. Jest chyba sporo wierzących, którzy żyją z potężnym pragnieniem czegoś głębszego. A i niewierzący by się znaleźli.

Czy nie zagubiliśmy w Kościele świadomości bogactwa mistycznej tradycji?
– To dotyczy raczej Kościoła zachodniego. Dlaczego tak się stało? Zachód chyba przesadził z klauzura, z odseparowaniem mnichów od świata. Stad bierze się trudność w komunikacji. Pierwotna tradycja mnisza rozwiązywała to inaczej.

Ale mnisi z definicji szukają przecież samotności i ciszy.
– Jeśli zerkniemy do pism mnichów z IV, V wieku, to zobaczymy lamenty, ze nie mogą się opędzić od ludzi, którzy szukają u nich rady. Muszą udzielać nauk, bo to należy do ich powołania, a zamykają się za murem, żeby ochronić obszar głębokiej modlitwy – to takie miejsce ucieczki. Mistyka bardzo się sprywatyzowała na Zachodzie, została sprowadzona do wymiarów „ja i Bóg”. Owszem, doświadczenie mistyczne jest darem dla konkretnej osoby, ale ona przecież należy do Kościoła, wiec tym darem powinna służyć innym.

Marta Robin, zmarła 30 lat temu mistyczka francuska, przyczyniła się do powstania wielu wspólnot, a przez jej pokój przewinęło się 100 tysięcy ludzi.
– Mistyka nie można zostawić w świętym spokoju i powiedzieć mu: „twoim zadaniem jest tylko modlitwa”. Kto ma uczyć modlitwy, jak nie ten, kto intensywnie rozmawia z Bogiem, kto ma być kierownikiem duchowym, jak nie człowiek, który ma głębokie duchowe doświadczenie?

Kojarzy mi się to ze wspólnota z Taizé: grupa mnichów w habitach otoczona tysiącami młodych ludzi spragnionych głębszego życia, głębszej modlitwy. Może o to właśnie chodzi?
– Wystarczy zajrzeć do reguły benedyktyńskiej: „każdego gościa należy przyjąć”. Ta gościnność jest uregulowana po to, by zachować rytm życia i modlitwy w klasztorze, ale gościem należy się zająć, bo jest szansą na spotkanie z Chrystusem. A mnich ma świadomość, ze jest dla ludzi, z którymi dzieli się swoim doświadczeniem. Bóg wybiera niektórych do życia kontemplacyjnego, ale oni maja misje do spełnienia w Kościele. Dzięki przepływowi życia wszyscy staja się bogatsi. Bo biznesmen zaczyna się lepiej modlić, a mistyk idzie do Boga nie tylko z problemami typu „przełożona na mnie krzywo spojrzała”, ale z życiem konkretnych ludzi.

Przypomina mi się Tomasz Merton, który jako trapista ciągle przyjmował ludzi, szukających u niego światła dla swojego życia.
– I jeździł z konferencji na konferencje, mnóstwo pisał. Wielcy mistycy wywierali potężny wpływ na Kościół.

Klasyczne przykłady: św. Katarzyna ze Sieny czy św. Brygida Szwedzka napominające papieży. Wpływ małej Tereski na kilka pokoleń w Kościele jest czymś niezwykłym.
– Istnieje więź miedzy bardzo osobistym i w pewnej mierze nieprzekazywalnym doświadczeniem Boga a życiem wspólnoty Kościoła. To są naczynia połączone. Bóg wlewa sie w świat przez ludzi. Mistycy mówią: „nie jesteśmy w stanie przekazać pełni naszego doświadczenia, to sie wymyka opisowi, ale cos musimy powiedzieć”. Stad ich dzieła, świadectwa, listy...

Czy nowe wspólnoty i ruchy w Kościele są jakaś kontynuacja mistycznej tradycji Kościoła?
– Wiele tzw. charyzmatycznych ruchów wyrasta z protestantyzmu, który onegdaj zerwał z tradycja monastyczna. Kiedy te ruchy odkryły intensywne doświadczenia Boga w swoich wspólnotach, zaczęły od nowa opisywać to, co juz było wcześniej obecne w tradycji zakonnej. Efekt jest taki, ze niesłusznie wydaje się nam, iż tradycja charyzmatyczna i mistyczna to dwie różne sprawy. I dlatego odnowa charyzmatyczna może służyć klasycznym wspólnotom kontemplacyjnym, w których przygasa życie. I odwrotnie, klasyczna tradycja mistyczna wzbogaca doświadczenia charyzmatyczne.Francuskie nowe wspólnoty maja taką siłę, bo one właśnie to zrobiły: sięgnęły głęboko do tradycji chrześcijańskiej duchowości Wschodu i Zachodu i dołożyły do tego współczesne doświadczenia charyzmatyczne.

W popularnym rozumieniu mistyk to ktoś, kto jest oderwany od rzeczywistości.
– To jedna z największych bzdur. Święty Jan od Krzyża powiada, ze zbliżając sie do Boga, odkrywamy prawdziwy świat, bo w Bogu widzimy wszystkie rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Zresztą wystarczy popatrzeć, jak bardzo zaradne były wspólnoty mnisze, które przyczyniały sie do rozwoju kultury europejskiej. Odsuwając mistykę od codzienności, robimy krzywdę Kościołowi. Bo mówimy ludziom: „to nie jest dla was, wy, zwykli śmiertelnicy, możecie najwyżej obejrzeć film o mnichach”.

No ale to trochę tak jest. Dość powszechne jest odczucie, ze mistyka to rejony niedostępne dla zwykłych śmiertelników.
– Jest prosty sposób, by to zmienić. Posiedzieć przed Bogiem, powiedzmy, pół godziny w tygodniu, w bezpiecznej przestrzeni, gdzie nic nie dzwoni, nie przychodzą SMS-y, nikt niczego od nas nie chce.

I co robić w tym czasie?
– Siedzieć, opowiadać o życiu, nudzić się. Być przed Nim, po prostu. Wielu ludzi reaguje jak biblijny Naaman. Kiedy prorok Elizeusz kazał mu sie zanurzyć siedem razy w Jordanie, to sie oburzył na tak banalna rade. Trzeba zacząć od czegoś tak prostego.

Ale są i tacy, którzy modlą sie codziennie od lat i nie doświadczyli niczego głębokiego, a może nawet pojawia sie u nich zmęczenie lub zniechęcenie.
– Wtedy podstawowa rada brzmi: nic nie zmieniać. Być może potrzebna jest rozmowa z kierownikiem duchowym, który pomógłby nam zrozumieć, co sie dzieje. Bo może zagadujemy Boga? A jeśli to Bóg ma mi się dać, to ja nie mogę być w centrum modlitwy. On zwraca sie do nas indywidualnie, dlatego nie ma jakiegoś uniwersalnego patentu na mistykę, to nie jest sprawa techniki.

A jeśli ktoś sie modli i nagle cos zaczyna sie dziać, ale człowiek nie wie, czy to jest od Boga, czy może ulega jakiejś iluzji…
– Potrzebna jest pomoc kierownika duchowego. Opieranie się tylko na swoim rozeznaniu może prowadzić do bolesnych pomyłek. Można uznać nadmiar egzaltacji religijnej za mistykę. Dlatego są potrzebni pasterze we wspólnotach i kierownicy na drodze indywidualnej. Zwykle jeśli cos jest od Boga, to człowiek widzi pozytywne owoce w życiu i nie ma problemu, by o tym rozmawiać.

Chrześcijaństwo XXI wieku musi być bardziej mistyczne albo nie będzie go wcale, wciąż to powtarzamy.
– Rahner mówił to w tym sensie, ze jest ostatni dzwonek. Chrześcijaństwo za bardzo skoncentrowało sie na moralności. A ono jest przede wszystkim doświadczeniem zbawienia, czyli tego, ze Bóg sie nam daje. Dlatego konieczny jest ruch, który uwolni w nas mistyków.

***

Ks. Grzegorz Strzelczyk - ur. 1971 r. , kapłan archidiecezji katowickiej, doktor teologii dogmatycznej, pisał m.in. o znaczeniu mistyki dla teologii. Wykłada na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego.