Kulig to tylko pretekst

ks. Roman Tomaszczuk; GN 7/2011 Świdnica

publikacja 26.02.2011 06:30

Tak to już jest, że im więcej się wie o Bogu, tym bardziej chce się być bliżej innych ludzi.

Kulig to tylko pretekst ks. Roman Tomaszczuk/ GN Ks. Witold Baczyński rozpoczyna nową tradycję wśród studentów teologii.

Po wigilijnym kolędowaniu i jasełkach przyszedł czas na kolejny punkt zimowego klimatu: kulig. Wszystko było zaplanowane: Msza św. dziękczynna za zakończoną sesję, agapa, popisy wokalne, a na koniec wyprawa do Łącznej koło Mieroszowa, gdzie jeden z mieszkańców prowadzący gospodarstwo agroturystyczne miał zorganizować kuligowe szaleństwo. Wszystko zostało zaplanowane tak jak należy. Tylko pogody nie dało się zamówić na życzenie.

Szkoła miłości

Brzmi banalnie i podejrzanie, ale tak naprawdę jest. – Pięć lat studiów żony to czas doskonalenia cierpliwości – zapewnia Dariusz Chodyra, którego żona, Agnieszka, kończy studia teologiczne na świdnickiej sekcji Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. – Gdy przychodzi sesja, Agnieszka jest w domu obecna tylko ciałem, bo duchem jest zupełnie gdzie indziej – mówi. – Z drugiej strony nie ma wątpliwości, że skoro poczuła pragnienie rozwoju w tym
kierunku, to jak najbardziej powinna była studia podjąć. Poza tym, gdy żona studiuje, to mąż może robić, co mu się tylko podoba – uśmiecha się i wylicza: myć okna, sprzątać gruntownie dom, robić zakupy. – Bo od pięciu lat sobota jest dniem spędzanym przez żonę na uczelni – wyjaśnia.

Rzeczywiście wielu świdnickich studentów teologii dla świeckich (wszystkich jest 26 na trzech rocznikach) to ojcowie i matki. – Życie rodzinne na pewno trzeba trochę przeorganizować, ale w zamian ukochany mąż i ukochane dzieci otrzymują żonę i matkę znającą się na Panu Bogu i na filozofii – zastrzega Agnieszka Chodyra. – A to z kolei daje solidną podstawę do nowej jakości rodzinnego życia – dodaje już zupełnie na serio.

Jak człowiek z człowiekiem

Dotychczas było już tak, że małe grupy poszczególnych studentów bardzo mocno się z sobą zżywały. – Teraz jednak mamy opiekuna, który daje nam możliwość przełożenia uczelnianych znajomości na konkret innych okoliczności – chwali ks. Witolda Baczyńskiego Jolanta Tekiela, także z piątego roku
studiów. – I tak: po raz pierwszy przygotowaliśmy swoje przedstawienie jasełkowe. Teraz mamy to spotkanie w Mieroszowie i byłby kulig, gdyby słońce nie roztopiło śniegu. W planach jest kwietniowa plenerowa droga krzyżowa kończąca się w Skalnym Mieście, a latem grill – mówi. – Ks. Witek stanowczo za późno pojawił się wśród nas! – dorzuca Agnieszka Chodyra. – Ostatecznie jednak nic nie dzieje się z przypadku, przynajmniej nic, co jest ważne i twórcze w naszym życiu – wtrąca Dorota Słupska-Kresa. – Zresztą ostatni semestr na studiach to bardzo intensywny czas odpowiadania sobie na Boże pytanie: co z tym wszystkim teraz zrobisz? – zawiesza głos. – Wiemy przecież, że Bóg chciał nas na tych studiach. Chciał z jakiegoś powodu. Jeśli miał to być czas duchowego
i intelektualnego rozwoju, no to sprawa jasna. Stało się. Ale jeżeli mamy jeszcze inne zadanie postawione przez Boga? Jeżeli On nas, teologów, potrzebuje do przeprowadzenia swojej woli nie tylko w naszym życiu, to sprawa się już komplikuje. Trzeba bowiem wchodzić głębiej w serce i uważniej czytać
znaki czasu – kończy.

Wokół ogniska

Tymczasem ks. Witek sięga po gitarę, a zastęp harcerek Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej rozpoczyna popis wokalny. Będą tak śpiewać do samej 15.00. Potem wszyscy rozważą tajemnicę Bożego Miłosierdzia i ruszą do Łącznej. Mimo wszystko. Zamiast kuligu będzie ognisko i zwiedzanie mini zoo. Wszyscy wiedzą, że okoliczności są tylko dodatkiem do tego, co dużo ważniejsze: wzajemności, solidarności i wrażliwości. Wszyscy przecież uczą się o Panu Bogu, który przekonuje jednoznacznie: będziesz Mnie kochał ponad wszystko, a bliźniego swego jak siebie samego.