Nie garb się!

GN 9/2022 Otwarte |

publikacja 03.03.2022 00:00

O pierwszym grzechu głównym mówi dominikanin o. Tomasz Nowak.

Nie garb się! Roman Koszowski /Foto Gość

Marcin Jakimowicz: Słyszałem ludzi, którzy prosili o dar pokory, sądząc, że spłynie na nich przy dźwiękach fugi Bacha. A „pokora – wyjaśnia papież Franciszek – bierze się z upokorzeń”. Brrr... Nie da się łatwiej, prościej i przyjemniej?

O. Tomasz Nowak: Najprostsza odpowiedź? Nie da się. Choć nie znaczy to, że jedynie upokorzenia są drogą do temperowania w nas pychy. Choć nie da się osiągnąć pokory bez upokorzeń, czyli doświadczenia swych ograniczeń, jeszcze ważniejsze jest poznanie swoich atutów, darów i bogactw. Dopiero znajomość jednych i drugich pozwala mi być pokornym.

To dlaczego ludzie, którzy mówią otwarcie o swych darach i atutach, są uważani za pysznych? Pokorni stoją za sceną i przepraszają za to, że żyją…

Czytaj też: Pycha - matka grzechów

Niestety, takie myślenie bardzo mocno się w nas utrwaliło. Ale to ślepa uliczka. Mówienie o sobie źle jest przejawem pychy, nie pokory! Pokora nie polega na wyszukiwaniu w sobie negatywnych rzeczywistości. Wedle świętego Tomasza pokora to prawda o tym, kim jestem. Akwinata podpowiada, że powinniśmy się przy tym uniżać.

Co nie oznacza samobiczowania i mówienia o sobie źle?

Oczywiście, że nie! Teresa z Ávili pisała: „Moje siostry są uniżone, ale małoduszne. Nie znają swojego obdarowania i koncentrują się jedynie na tym, co je poniża i ogranicza”.

Tomasz Merton podpowiadał: „Pycha to uparte dążenie do bycia tym, kim się nie jest ani nigdy nie miało być”.

Tak! Pokora to zgoda na bycie sobą. To bardzo Tomaszowa definicja. Na co dzień często spotykam się jednak z zahukaniem. Kiedyś na rekolekcjach u pewnych sióstr usłyszałem: „Siedź w kącie, znajdą cię”. Nie! To takie uniżenie, które sprawia, że jesteś jak zalękniony kurczak i nie ma to wiele wspólnego z pokorą. Pan Bóg nie posyła mnie po to, żebym przepraszał, że żyję, tylko żebym głosił Ewangelię pełnym głosem i pełną piersią.

Przed laty ksiądz i aktor Kazimierz Orzechowski powiedział mi: „Przejmowanie się sobą to zawsze będzie pycha, fałszywa pokora. Nie chodzi o to, by myśleć o sobie lepiej czy gorzej, ale by myśleć o sobie mniej”.

Pokora to szukanie tego, co realnie we mnie siedzi. Jeśli od tego uciekam, wybieram pychę. Mogę wówczas wybrać dwa kierunki: megalomanię, czyli robienie z siebie kogoś większego, niż jestem, albo deprecjonowanie swej osoby, pomniejszanie siebie (a w tym Bożych darów i talentów, które we mnie złożył). To również przejaw pychy. Bo ona dotyka mocno nie tylko samego człowieka, ale i jego relacji z Bogiem – obdarowania, które w nas złożył. Uderza w to, że „jesteśmy na Jego podobieństwo”. Dlatego jest pierwszym grzechem, grzechem diabelskim. To ona spowodowała upadek aniołów. Pycha to nieprzyjmowanie tego, kim jestem, i ucieczka w kłamstwo – megalomanię lub samooskarżenia.

Mój przyjaciel opowiadał, że przełomem w jego życiu było, gdy po tym, jak ktoś go pochwalił, przestał zaprzeczać: „Nie, to nie ja”, ale zaczął, wbrew uczuciom, które się w nim kotłowały, odpowiadać: „Dziękuję”.

Piękne! To właśnie to, o czym mówię. „Dziękuję” to lekarstwo na pychę. To słowo, które nie przeszło demonom przez usta. Pokora jest dziękczynieniem.

„Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem chcieć mieć zawsze rację. Dziś wiem, że to się nazywa pokora” ‒ nie miał wątpliwości Charlie Chaplin.

I wiedział, co mówi! Nie można być pokornym, nie kochając siebie. Tymczasem jesteśmy tak wychowani, by zaprzeczać, gdy nas chwalą. Na tym podobno polega dobre wychowanie… Jesteśmy nawet skłonni przepraszać, gdy mówią o nas dobrze! Przecież to absurd, który nie ma nic wspólnego z pokorą. Doskonałą sceną opisującą to, czym jest pokora, są ostatnie kadry filmu „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Gdy zwolniony, zbity jak pies nauczyciel opuszcza salę, a uczniowie zaczynają wstawać w ławkach i szeptać: „Kapitanie, mój kapitanie!”, ten na moment przystaje i – nie celebrując zbytnio chwili – wzruszony mówi: „Dziękuję!”. Zastanawiałem się, jak postąpiłbym na jego miejscu. Chyba jak najszybciej zwiałbym z klasy. A on? Przystanął i podziękował.

Mała Tereska – to brzmi nieźle. A Mały Tomasz Nowak?

Też dobrze. Choć patrząc na moje kilogramy… (śmiech)

Naprawdę chce Ojciec był mały?

Ojciec Piotr Rostworowski powtarzał: „Tylko człowiek mały przed Bogiem może być głęboko szczęśliwy”. Te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

Tyle że człowiek może się zacząć duchowo garbić, by pokazać innym, jak bardzo jest mały i pokorny…

Przed laty dostałem niezłą lekcję pokory u betlejemitek w Grabowcu. Prowadziłem tam liturgię na uroczystość Chrztu Pańskiego. W zakrystii jedna z sióstr ochrzaniła mnie z góry na dół: „Czemu ojciec się tak garbi? Proszę się wyprostować i proklamować Ewangelię, a nie jak jakiś pokurcz”.

Ostro!

Odpowiedziałem jej: „Ale właśnie czytaliśmy dziś w Ewangelii, że mamy się umniejszać, by On mógł wzrastać“, a na deser zacytowałem zdanie o. Rostworowskiego, że „tylko człowiek mały przed Bogiem może być głęboko szczęśliwy”. Ona nie dała jednak za wygraną i odparowała: „Można być małym, ale wyprostowanym!”. Ooo! To była świetna lekcja. Jestem tym mniszkom niezmiernie wdzięczny, do dziś nauka ta bardzo mi pomaga i wciąż we mnie rezonuje. Mam być wyprostowany, a nie robić z siebie udającego pokorę pochylonego karzełka…

Niewielu kaznodziejów ma doświadczenie przemawiania do kilkunastotysięcznego tłumu wiernych zgromadzonych w Spodku czy w Tauron Arenie. Co Ojciec robi, by słowa „Ad maiorem Dei gloriam” nie zabrzmiały jak pusty frazes?

Modlę się. Badam swoje serce. Mam świadomość, że gdy tłumy gromadzą się w Spodku czy Tauron Arenie, nie przychodzą na spotkanie ze mną. Chcą spotkać Boga. Ja nie szukam tych sytuacji. Kiedyś skarżyłem się Panu Jezusowi: „Czemu mi to robisz? Wiesz przecież, że ja nie chcę tak, żebym nie mógł normalnie przejść ulicą”. I wtedy usłyszałem w sercu głos: „Chcesz być taki jak Ja?”. Odpowiedziałem, że niczego bardziej nie pragnę, a On: „Ja tak miałem”. Wtedy sobie uświadomiłem, że Jezus też nie mógł spokojnie przejść, ale to nie spowodowało, że został gwiazdorem. Został Zbawicielem. Jeśli ktoś mnie zaczepi na ulicy, by podziękować za rekolekcje czy poprosić o błogosławieństwo, pokornie – na ile umiem – spełniam jego prośbę. A potem idę dalej. Oczywiście badam w sercu, czy nie gwiazdorzę. Bo – podsumowując naszą rozmowę – pokora to pragnienie bycia takim jak On. Nie wybieganie przed szereg, ale dążenie do tego, by iść tuż za Mistrzem. Po Jego śladach.•


Tomasz Nowak

dominikanin, ceniony rekolekcjonista, autor popularnych ewangelizacyjnych vlogów „Strefa wodza” i „Mocno stronniczy”.