Ksiądz cywil

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 25.02.2011 06:30

Przy ołtarzu czy na ambonie słowa i postawa są wpisane w konwenans narzucający także specyficzny odbiór osoby. Wszystko jest ustalone i oczywiste. Wśród kabli, monitorów i układów scalonych konwenans przestaje działać.

Ksiądz cywil Ks. Roman Tomaszczuk/ GN Ten nauczyciel zna się tak samo dobrze na doksologii, transfiguracji czy kerygmacie, jak na oscyloskopach, multimetrach cyfrowych i półprzewodnikach/

Spotkanie towarzyskie. Przy jednym stole siedzą m.in. Krystyna Kowalonek i ks. Wojciech Drab. Ona jest dyrektorem Zespołu Szkół Budowlano-Elektrycznych im. Jana III Sobieskiego w Świdnicy. On księdzem od dziewięciu lat i świeżym wikarym w parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Świdnicy. Jest jeszcze proboszcz. I to on właśnie oznajmia: – O, to jest dyrektorka szkoły, w której nie ma godzin dla ciebie - zwraca się do ks. Wojtka, przedstawiając go pani Krystynie.

Jeszcze tylko przez kilka chwil panuje niezręczna atmosfera. Pani Krystyna tłumaczy się, że brakuje godzin, bo mniej dzieci, że nie ma jak choćby pół etatu wygospodarować. Dla katechety. Zaraz potem, żeby nie było, że tylko ks. Wojtek jest pokrzywdzony przez los, dodaje: – Ja też mam kłopot. Nie mogę znaleźć inżyniera do uczenia elektrotechniki. W tym samym momencie niezręczna atmosfera znika. Pojawia się zaskoczenie i nadzieja. Obie bardzo uszczęśliwiające rozmówców.

Asystent

Wydział Elektroniki i Telekomunikacji Politechniki Wrocławskiej był w tamtych czasach bardzo prestiżowy. Tamte czasy to połowa lat dziewięćdziesiątych. Wojtek Drab wiedział jednak, że to jego świat. I nie mylił się. Inni także tak uważali, dlatego młody magister inżynier został na uczelni asystentem. Jego specjalność: cyfrowe przetwarzanie sygnałów, zwiastowała niesamowite możliwości m.in. w dziedzinie odbiorników telewizyjnych czy fotografii cyfrowej. Wtedy jednak nikt nawet nie marzył o płaskich jak stół telewizorach o rozdzielczości HD i o aparatach, w których zamiast kliszy będzie procesor.
Wojtek bierze udział w projekcie budowy sejsmografów dla KGHM. Czujniki drgań zainstalowane w kopalni są gwarancją bezpieczeństwa górników. Jego wiedza pozwala na udoskonalanie pracy telefonii komórkowej, która powoli zdobywa sobie powszechne uznanie i rozpoczyna rewolucję komunikacyjną. A wszystko dzięki umiejętności tworzenia procedury matematycznej, która to, co fizyczne (obraz, drgania czy dźwięk), zamienia na to, co zrozumiałe dla elektroniki. – Lubiłem to nawet – przyznaje dzisiaj w swoim mieszkaniu na Rolniczej. Mieszka w bloku.

Ksiądz

Ma 27 lat. Niby wszystko jasne, ale dzieje się coś, co burzy pozorny spokój. Pojawia się pytanie o kapłaństwo. Musi zmierzyć się z dylematem: kariera naukowa na politechnice czy ryzyko nieznanego w seminarium. – Praca na uczelni sprawiała mi satysfakcję. Rezygnując z niej, musiałem ponieść ofiarę – nie boi się wyznać.

Seminaryjne życie. – Bywały dni, gdy męczyło mnie pragnienie zajęcia się matematyką i tym wszystkim, na czym tak dobrze się znałem – mówi, sięgając po książki, z których każda w swoim tytule ma w jakimś momencie przedrostek „elektro”. – Jednak wtedy nie było na to ani czasu, ani możliwości.

Duszpasterstwo. Jeśli w seminarium jest mało czasu na hobby, to już zupełnie nie ma go w pracy parafialnej. Jednak ks. Wojtek prędzej czy później dawał się poznać jako niezły matematyk. Najpierw z prośbą o pomoc przychodzili uczniowie, a potem przydzielano mu oficjalne zajęcia wyrównawcze z matematyki. Tak było w ostatniej podstawówce, w której uczył. Dzięki temu egzamin klas szóstych wypadł nadzwyczaj dobrze.

Nauczyciel
Kolejna placówka wikariuszowska. Niestety po usilnych poszukiwaniach już wiadomo, że nie ma wolnych godzin katechezy dla nowego wikarego. – Pogodziłem się z tym – zapewnia. – Nawet pomyślałem, a proboszcz nalegał, żeby wziąć się za doktorat – napomyka. No tak, bo co tu robić do południa? Bóg chciał inaczej. Po raz kolejny zresztą. Albo: jak zwykle; On wie lepiej. Biskup zgodził się, by duchowny uczył innego przedmiotu niż katecheza. Zrozumienie dla sytuacji wyraził także ks. Korgul z wydziału katechetycznego. – Dawać świadectwo kapłańskiego i ewangelicznego życia można w każdych okolicznościach – argumentował.

A w sercu ks. Wojtka odezwała się stara pasja. Odszukał podręczniki akademickie i jeszcze raz uporządkował swoją wiedzę. Tę, z którą swego czasu wiązał całe życie, którą potem złoży w ofierze, a która teraz nieoczekiwanie znowu może się do czegoś przydać.

Jego pojawienie się w gronie pedagogicznym przyjęto z wielką uwagą. W budowlance znają katechetów w sutannach. Nie znają obłóczonych elektrotechników. Uczniowie dali mu kredyt zaufania. Elektrotechnika nie zamieniła się w kolejną lekcję katechezy. To dobrze. Tylko niekatolicy mieli pewne obawy. Niepotrzebnie. Ksiądz czy nie ksiądz, najważniejsze, żeby znał się na oscyloskopach, multimetrach cyfrowych czy trenażerach układów elektronicznych. Najważniejsze, żeby wiedział, jak badać elementy półprzewodnikowe i optoelektroniczne i umiał tego nauczyć przyszłych elektroników. Wojciech Drab wie i umie uczyć. – No to spoko – kwitują niedowiarki.

Pracownik – Sprawiał wrażenie zarozumiałego – wyznaje Krystyna Kowalonek. – Gdy przyszło co do czego, dał się poznać jako skromny i pokorny ksiądz. Jest rzetelny i konkretny, to właśnie w pierwszym kontakcie odebrałam jako zbytnią pewność siebie – wyjaśnia. – Co jednak najistotniejsze, jest świetnym pedagogiem i błyszczy autentyczną wiedzą. Darzę go z tego tytułu wielkim szacunkiem – mówi.

Ks. Wojciech Drab jest w świdnickiej budowlance najmłodszym nauczycielem przedmiotów zawodowych. Co z tego? A no to, że jego wiedza jest najświeższa. Poza tym potrafi ją przekazać. – Ma także czas dla uczniów. Elektrotechnika jest trudnym przedmiotem, dlatego cieszy, że ksiądz oddaje swój wolny czas na pracę z uczniami – podkreśla dyrektorka. Koniec końców kapłan w zupełnie niespodziewanym kontekście staje się jeszcze wyraźniejszym znakiem królestwa. Przy ołtarzu czy na ambonie słowa i postawa są wpisane w konwenans narzucający także specyficzny odbiór osoby. Wszystko jest ustalone i oczywiste. Wśród kabli, monitorów i układów scalonych konwenans przestaje działać. Kapłan może istnieć bardzo szczególnie. Jak nigdzie indziej. – Ksiądz cywil – tak o wikarym z Miłosierdzia mówią uczniowie. Mówią: cywil, ale przeżywają: świadek. Jak rzadko kto.

Nauczyciel i kapłan

RAFAŁ FASUGA, wicedyrektor szkoły, Świdnica
– Miałem na początku obawy, czy człowiek, który wykładał kiedyś na politechnice, odnajdzie się w technikum. Inaczej pracuje się z dorosłymi ludźmi, inaczej z młodzieżą. Okazało się, że dla ks. Wojtka nie jest to problem. Co więcej, pokazał nam wszystkim nowy sposób prowadzenia zajęć w pracowni. Cenimy sobie jego zaangażowanie i ogromną wiedzę merytoryczną. Mamy nadzieję, że będzie z nami bardzo długo.

KRZYSZTOF SZYBIŃSKI, Maturzysta, Lutomia Dolna
– W pracowni nie ma to dla nas znaczenia, że jest kapłanem. wymagamy od niego konkretnej wiedzy i otrzymujemy to, na co liczymy. Jest świetnym fachowcem. Pasjonuje się tym, co robi, i uważam, że jest jednym z najlepszych nauczycieli, jacy mnie uczyli w tej szkole. Ma bowiem nietuzinkowe podejście do uczniów.

MARCIN PŁAWECKI, Maturzysta, Bystrzyca Dolna
– Zwracamy się do księdza per ksiądz. na początku było pewne wahanie w tym temacie, ale teraz już sprawa jest jasna. Gdyby jednak było trzeba, potrafiłbym przyjść do niego jako do księdza, choć znam go przede wszystkim jako wykwalifikowanego nauczyciela. Ważne jest dla nas i to, że potrafi przyjść do pracowni nawet wtedy, gdy nie ma z nami zajęć. Pomaga nam.