publikacja 19.02.2011 06:30
Zaledwie kilka wspomnień i wpis w wykazie wywiezionych do obozu – tyle zachowało się po o. Maksymilianie Kolbe, który przez trzy miesiące był więziony na Pawiaku. Stąd wyruszył do Oświęcimia na śmierć.
– Mimo zakazów gestapowców w więzieniu odprawiano nabożeństwa, spowiadano, wspólnie się modlono – mówi kurator wystawy Joanna Gierczyńska
Joanna Jureczko-Wilk/ GN
Naturalnej wielkości zdjęcie o. Kolbego to jedyna pamiątka po nim, jaką można zobaczyć w warszawskim Muzeum Więzienia „Pawiak”. Zachowała się jeszcze lista wywiezionych do Oświęcimia, sporządzona w konspiracji i przemycona za mury Pawiaka, a na niej nazwisko franciszkanina o. Maksimiliana Romualda Kolbego. Żadnych dokumentów, depozytów, wpisów, bo Niemcy wysadzili więzienie w 1944 r. wraz z całą dokumentacją. Do teraz udało się ustalić tożsamość jedynie połowy ze 100 tysięcy osadzonych.
Sześć listów z więzienia
Franciszkański klasztor w Niepokalanowie - liczący ponad 600 zakonników i będący prężnym ośrodkiem wydawniczym - był na celowników Niemców od początku wojny. Już 19 września 1939 r. zabrali o. Maksymiliana i 34 braci do obozu w Łambinowicach, potem do Gębic, a stamtąd do Ostrzeszowa. W grudniu franciszkanie wrócili do Niepokalanowa, ale nie na długo. Przed południem 17 lutego 1941 r. gestapo znów aresztowało o. Maksymiliana Kolbego wraz z braćmi: o. Justynem Nazim i o. Urbanem Cieślakiem.
Nie istnieje już oddział piąty i cela numer 103, do której trafił o. Maksymilian. Wiadomo, że w czasie trzymiesięcznego pobytu z powodu choroby płuc trafił do więziennego szpitala, potem krótko pracował w bibliotece. „Dużo i dobrze się módlcie. I nie martwcie się, bo bez wiedzy Niepokalanej i dobrego Boga nic stać się nie może” – pisał do swoich braci w krótkich listach z Pawiaka. Oni zaś napisali do niemieckich władz, że gotowi są sami pójść do więzienia w zamian za uwolnienie ich przełożonego i innych uwięzionych franciszkanów. Propozycja pozostała jednak bez odpowiedzi.
Hostie w puderniczce
Pawiak był jednym z większych i okrutniejszych niemieckich więzień w okupowanej Polsce. Bicie, egzekucje, przesłuchania na Szucha… W trzyosobowych celach Niemcy upychali po kilkunastu więźniów. Nie było mowy o spaniu, myciu się, dokuczało robactwo i głód. Obowiązywał zakaz czytania, modlitw, odprawiania nabożeństw… Dawne kaplice zamieniono w cele śmierci, w których wykonywano egzekucje.
- Na wystawie Pawiaka możemy oglądać medaliki, które gestapowcy zrywali więźniom i na ich oczach bezcześcili. Obok zaś leżą małe różańce, po kryjomu wykonane z więziennego chleba. Zachowały się religijne wiersze, modlitewniki, obrazki, cząsteczki opłatków, przemycanych na Boże Narodzenie – pokazuje pamiątki Joanna Gierczyńska, kurator wystawy na Pawiaku.
Właśnie w tych nieludzkich warunkach działała wyjątkowo dobrze zorganizowana siatka konspiracji, która do obozu przemycała żywność i lekarstwa, a na zewnątrz wynosiła grypsy. Leon Wanat, pisarz więziennej kancelarii, w swoich wspomnieniach z Pawiaka opisuje, jak księża wykorzystywali każdą okazję, żeby spowiadać chętnych: w czasie regulaminowych spacerów, podczas kąpieli w łaźni, na korytarzach, a nawet w ubikacji. Pamięta też o. Kolbego spowiadającego w ciemnym kącie biblioteki, w której przez krótki czas pracował, i ks. Anatola Sałagę - rozgrzeszającego, kiedy pomagał przy goleniu więźniów.
Przed spodziewanymi egzekucjami oraz dla chorych zaufana polska strażniczka Ludwika Uzar-Krysiakowa przemycała na Pawiak Hostie. Za pozwoleniem biskupa przynosiła je z kościoła Świętego Krzyża w medalionie albo w puderniczce, specjalnie zakupionej na ten cel przez pisarkę Zofię Kossak.
Przez Pawiak przewinęło się wielu duchownych różnych wyznań. Siedzieli w nim m.in. ks. Edward Detkens - rektor kościoła akademickiego św. Anny, ks. Tadeusz Joachimowski - profesor seminarium duchownego, ks. Julian Chruściski - proboszcz warszawskiej parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus, ks. Roman Archutowski - rektor seminarium duchownego, ks. Zygmunt Sajna - proboszcz w Górze Kalwarii. Niektórzy z nich to dziś błogosławieni męczennicy.
Chodzący spokój
„Obecność o. Kolbego i jego spokój, którym się wyróżniał, jak również opowiadania i prowadzone z nim rozmowy wywarły doskonały wpływ na uspokojenie moich nerwów” – wspominał po wojnie Edward Gniadek, były więzień Pawiaka, Oświęcimia i Dachau. Pamięta, kiedy do ich celi wszedł gestapowiec i na widok habitu o. Kolbego wpadł w gniew. Złapał franciszkanina za krzyżyk, krzycząc, czy w „to wierzy”. Ojciec Kolbe spokojnie odpowiadał, że wierzy i za każdym razem otrzymywał cios w twarz.
„Nie zauważyłem u niego najmniejszego zdenerwowania - opisuje Gniadek. - Po wyjściu gestapowca z celi o. Kolbe chodził po izbie i modlił się. Na jego twarzy było widać czerwone plamy od uderzeń. Zajściem tym byłem bardzo zdenerwowany i powiedziałem coś, czego już dzisiaj nie pamiętam. Ojciec Kolbe zwrócił się wtedy do mnie ze słowami: „Proszę się nie denerwować, pan ma wiele własnych kłopotów. A to, co się stało... to nic takiego, bo to wszystko dla Mateczki...”.
Nieliczne pamiątki kaźni można zobaczyć w piwnicach dawnego VII i VIII oddziału więzienia, także w części odtworzonych cel. Joanna Jureczko-Wilk/ GN
Na śmierć
Na około 100 tys. więźniów, którzy trafili na Pawiak podczas okupacji, 37 tys. zginęło. Pozostałych wywieziono do obozów koncentracyjnych i obozów pracy: Auschwitz-Birkenau, Ravensbrück, Gross-Rosen, Majdanka. O. Kolbe 28 maja 1941 wraz z 303 więźniami, trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Tam dobrowolnie oddał życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka. Zginął 14 sierpnia 1941 r. w bunkrze głodowym.
17 października 1971 r. został uznany za błogosławionego wyznawcę. 11 lat później Jan Paweł II ogłosił go świętym męczennikiem. Polskie władze w 1972 r. przyznały mu pośmiertnie Krzyż Złoty Orderu Virtuti Militari.