Facet, który palił w piecu

Marcin Jakimowicz

GN 4/2022 |

publikacja 27.01.2022 00:00

Jego sufit jest podłogą dla nowych pokoleń, które czerpią z jego przykładu, mądrości, odwagi i świętej bezczelności. Nieprzypadkowo Andrzej Sionek nazywany był prorokiem jedności.

Facet, który palił w piecu Roman Koszowski /Foto Gość

Gdy 22 stycznia Sanita, jego żona, napisała na Facebooku: „Dziś w nocy mój mąż odszedł do Boga, któremu służył całe życie”, nie było w tym cienia przesady. On naprawdę służył Mu całym życiem. „Gdy w Lanckoronie paliłem w piecu, przez radiowęzeł usłyszałem rozmowę studentów: »Słuchajcie, czy ten facet, który pali w piecu, będzie nam głosił konferencje?« – opowiadał mi przed laty. „Przyjmowanie namaszczenia Ducha Świętego zawsze zaprowadzi cię do służby. Służba to styl nieba”. Te słowa Andrzeja Sionka wracają do mnie nieustannie. I są kwintesencją jego życia.

Wkręcony w oazę fortelem

„Duch wieje, kędy chce. Nie wiadomo, skąd i dokąd podąża. Pewne jest to, że Andrzej Sionek po czasie opisze Jego działanie i zanalizuje je we właściwy dla siebie, profetyczny sposób” – pisałem o nim. Z błyskiem w oku opowiadał o swym mistrzu ks. Franciszku Blachnickim: „Płonął w nim ogień, żył pasją, był prawdziwie zainteresowany Bogiem. Był w stanie wszystko rzucić na jedną szalę. Był niezwykle wrażliwy na najmniejsze poruszenia Ducha Świętego”. Zaraz, zaraz! Przecież dokładnie to samo można powiedzieć o nim samym!

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.