Błoto dla zuchwałych

Marcin Jakimowicz; GN 6/2011

publikacja 15.02.2011 06:30

Pojechałem zobaczyć największą kupę cegieł na świecie, a niespodziewanie odbyłem duchową podróż. I ze zdumieniem odkryłem: jestem 100-procentowym Krzyżakiem.

Pamiętaj: w fotografii jest zasada: albo robisz gwóźdź, albo stodołę. Albo detal, albo widok ogólny. Nie da się pokazać i tego, i tego – uczył mnie nasz fotoedytor Józek Wolny. Robimy gwóźdź czy stodołę? – drapałem się pod głowie pod 660-metrowym murem nad Nogatem. Tysiące książek, przewodników… Jak ugryźć tego kolosa? – A po co gryźć? – zapytał kustosz Marek Stokowski. – Malbork trzeba przeczytać! No to zaczęliśmy czytać…

Błoto dla zuchwałych   Henryk Przondziono/ Agencja GN Mediolan zbudowano z marmuru, Budę ze skały, a Malbork z błota – chwalili się Krzyżacy. Stokowski, autor świetnej powieści „Stroiciel lasu”, tym razem – jako malborski kustosz – był naszym „Stroicielem zamku”. Zna go jak własną kieszeń. Na pytanie, gdzie mieszka, z łobuzerskim uśmiechem odpowiada: w starym budownictwie. I pokazuje ogromną krzyżacką wieżę.

Nieprzypadkowo najechaliśmy Marienburg (niemiecka nazwa Malborka) 1 lutego. Tego dnia, dokładnie 600 lat temu, Krzyżacy podpisywali w Toruniu pokój. Wówczas coś w zakonie pękło. Zuchwałość braci została stępiona. Odtąd zastanowią się dziesięć razy, zanim staną z Polakami w otwartym polu. Chcieliśmy pobyć z zamkiem sam na sam. Bez przedzierania się przez ośmiotysięczny tłum turystów, którzy latem zdeptują posadzki Średniego i Wysokiego Zamku. Rocznie do kolosa nad Nogatem ściąga pół miliona osób.

Gotyk na dotyk

Cytat z jednego z westernów: „Co pan potrafi robić?”. „Gwałcić, rabować, zabijać i gwałcić” – odpowiada kowboj. Mniej więcej taki obraz rycerza w białym płaszczu pokutuje nad Wisła. Patrzymy na zakon przez pryzmat historii Juranda ze Spychowa. – Tymczasem bracia Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie nie byli w pierwszym rzędzie wojownikami. Byli bardzo skutecznymi biznesmenami – opowiada Stokowski. – Na swym rozległym terytorium kontrolowali całkowicie handel zbożem, bursztynem, okrzykniętym złotem Północy, i wysokiej klasy drewnem. W każdym większym mieście Europy mieli swego przedstawiciela handlowego. Spichlerze zbierające zboże z żyznej ziemi Żuław pękały w szwach. Komturowie poszczególnych zamków (Krzyżacy zbudowali siec 120 warowni) słali do grodu Marii długie raporty. Niezwykle precyzyjna siatka wydawała sie nie do rozerwania. Znakomita ekipa PR zjednała sobie możnych tego świata. O ucztach w refektarzu szeptano w całej Europie. Stworzyli – jak pisał prof. Geremek – pierwsze gigantyczne przedsiębiorstwo kapitalistyczne świata. Do zakonu należały aż dwie trzecie ziem w państwie. Żaden władca nie mógł pozwolić sobie na taki luksus.

Grzejemy się przy posadzce refektarza. – To high technology building – uśmiecha się Stokowski. – Piec nagrzewał ogromną izbę do temperatury 18 st. C. A potem wnoszono tony jadła. – Wyobraźmy sobie wnoszone przez kilku facetów na specjalnych lektykach gigantyczne pasztety. Przecinane były przez krajczego i wylatywały z nich kolorowe ptaki. Popijano najlepszymi winami Europy – oblizuje się kustosz. – Krzyżacy byli znakomitymi inwestorami. Mówimy „budowali, prowadzili wojny”, ale to oznacza: wynajmowali ludzi, którzy projektowali, budowali i walczyli. Zakonnicy rzadko byli mięsem armatnim. Stanowili mniejszość w swych wojskach, ale pociągali za wszystkie sznurki. Brr. Znad Nogatu zawiewa mroźny wiatr. Maszerujemy wzdłuż murów, spoglądając na 3 miliony cegieł, „arcydzieło z błota”. Idealne położenie, 3 godziny rejsu nad morze, okno na świat otwarte na oścież. Nic dziwnego, że Zygfryd von Feuchtwangen przeniósł tu siedzibę z Elbląga. Z całego świata spływały towary. Modne ciuchy, zboże, ryż, żółtawe bryły cukru i… sporo anyżowych cukierków. Chłopcy dosładzali sobie żmudną służbę?

Zespół zamkowy przypomina łódź podwodną – nie ma wątpliwości kustosz. – Dzielone grodziami sekcje łodzi są samowystarczalne. Gdy jedna pada, pozostałe funkcjonują. Pełne zboża spichlerze były przygotowane na 2 lata oblężenia! Państwem, w którym mieszkało pół miliona ludzi, rządziło zaledwie 900 ludzi w białych płaszczach. Krzyże nie były tak imponujące jak w filmie Forda czy na straganach pod zamkiem. Ot, cieniutkie krzyżyki przylegające do serca. To nie był przypadek.

Błoto dla zuchwałych   Henryk Przondziono/ Agencja GN Zamek w Malborku. Refektarz. Bardzo pobożni faceci

Sygnaturka budziła braci około północy. Komtur domowy – odpowiednik opata – sprawdzał, czy wszyscy zjawili się na modłach. Potem mogli jeszcze trochę pospać, bo o 3, 4 nad ranem mieli już kolejne modlitwy brewiarzowe i Mszę św. Komunię przyjmowano rzadko, kilka razy w roku. W czasie posiłku panowała cisza jak makiem zasiał. Czytano Stary Testament. Dzień kończyła modlitwa. Krzyżacy kładli się spać wcześnie; już koło 18. Kolos pogrążał się we śnie. W kompleksie zamkowym wybudowano siedem kościołów i kaplic. To więcej niż w niejednym sporym polskim mieście!

U krzyżackiego kapłana spowiadała się pochodząca z Żuław św. Dorota z Mątowów. Stała się dla mitu zamkowego niezwykle ważną postacią. Gród Marii był popularnym miejscem pielgrzymek. Zakonnicy zaszczepili na tych ziemiach kult Marii. Jej obraz spotykam na każdym kroku. Nie znajdziemy tu jednak pokornej Służebnicy Pana. Nie ma łez krzyża, samotności Golgoty. Jest pełna przepychu koronacja, wniebowzięcie, chwała, triumf. Alleluja i do przodu…

Czy Krzyżaków zgubiła biurokracja? Można tak powiedzieć – śmieje się Marek Stokowski. – To teza wielu historyków. Ugrzęźli w papierkach. Gorliwi mnisi stali się urzędnikami. Bardzo symboliczny jest rok 1457. Krzyżacy zwiewają ze swojego stołecznego zamku. Co ratują w pierwszej kolejności? Bezcenną drzazgę Krzyża? Relikwiarze, do których pielgrzymowały tłumy? Nie. Raporty, dokumenty, księgi rachunkowe. To pokazuje, jak rozłożyli akcenty, co było dla nich prawdziwą wartością. Państwo. Posiadłości. Życie monastyczne rozmywało się. W jednym z tekstów czytamy gorzkie: „Modlitwami niech się zajmą klechy, a nie my, bracia rycerze”.

Ideały monastyczne rodem z Palestyny? A co to takiego? W XIV wieku zakonnicy nie zwracają się już do siebie „bracie”, mówią „herren”. Od ideałów ascezy szybciutko przeszli do ideałów dworskich. Mistyczka św. Brygida Szwedzka straszliwie krytykowała ich hipokryzję. W ostrych słowach upominała Krzyżaków: „Zapominacie o królestwie niebieskim, a przywiązujecie się do ziemskiego państwa. To się na was zemści” – prorokowała.

Bracia, którzy zrywali się w środku nocy, by śpiewać psalmy, stopniowo zapominali o Tej, której imieniem nazwali „niezatapialne” zamczysko. Niezwykle symboliczną chwilą był hołd pruski. Rynek krakowski pękał w szwach. – Zdarzenie, w którym widzimy przede wszystkim aspekt polityczny, miało gigantyczne znaczenie duchowe – opowiada Stokowski. – Zakonnicy… ściągnęli krzyże.

Błoto dla zuchwałych   Henryk Przondziono/ Agencja GN Największa kupa cegieł na świecie wpisana na Listę UNESCO to lektura obowiązkowa. Ale na wszelki wypadek...

Starsi mieszkańcy Malborka pamiętają trzaskający mróz. I przerażający apokaliptyczny ogień artylerii. Rosjanie rzucili się na zamek z nieokiełznaną furią. Oblężenie trwało od stycznia do marca 1945 roku. Prusy Wschodnie były dla Sowietów pierwszym terytorium Niemiec, na które weszli. Eksplodowali. Ogrom barbarzyństwa zatrważał samych dowódców sowieckich – opowiada Stokowski. – Przez 7 tygodni Rosjanie próbowali zrównać zamek z ziemią.

Patrzę na pokruszoną dłoń Marii, fragment XIV-wiecznej figury. Cacko. Dzieło weneckich mistrzów. Obsadzona barwną szklaną mozaiką stała w absydzie kościoła Najświętszej Maryi Panny. Patrzyła na wschód. O świcie lśniła feerią barw. Rozerwali ją pociskiem Sowieci. Kościół został zrujnowany w sposób straszliwy, jak żaden inny budynek zamkowy.

– Wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO kompleks zamkowy to absolutna ekstraklasa zabytków świata. Dla mnie to lista lektur, którą koniecznie trzeba przeczytać, by zrozumieć historię – mówi Stokowski. – Malbork czytamy zazwyczaj w kontekście bójki: „tłukliśmy się z Niemcami, którzy zbudowali taaaaakie zamczysko”. Ale to nie ta bajka… Czytając Malbork, w skupieniu odkryjemy niesłychane rewelacje na nasz własny temat. Ja zmagam się z nimi każdego dnia: to jest tekst o dramacie chrześcijanina, który nie do końca jest w stanie zawierzyć Panu Bogu. Nie wierzy już, że otrzyma od Niego pomoc, i na wszelki wypadek otacza się pancerzem, grubymi murami. Na wszelki wypadek zapełnia po brzegi skarbiec, na wszelki wypadek buduje fosy, na wszelki wypadek organizuje siatkę kontaktów. Musi się obudować, by poczuć się pewnie. Flaubert powiedział „Pani Bovary to ja”. Gdy mówię o Krzyżakach, mówię o sobie. Malbork to opowieść o ludziach, którzy zapewnili sobie maksymalne bezpieczeństwo… i przegrali wszystko.

Przeczytajcie ten zamek. Cegła po cegle. Efekt, dosłownie, murowany.