Babcie i wnuki w necie

ks. Tomasz Horak; GN 6/2011

publikacja 14.02.2011 06:30

Może niektórzy powinni się spowiadać z tego, że marnują możliwości internetu?

Babcie i wnuki w necie Józef Wolny/Agencja GN Ks. Tomasz Horak

Wyczytałem niedawno w komentarzu na portalu Wiara, że „internet nie jest jakimś światem wirtualnym, tylko realnym elementem naszej rzeczywistości”. Znam internetową aktywność ks. Artura, autora tego stwierdzenia. Ucieszyłem się więc, bo powtarzając za innymi sformułowanie „wirtualny świat”, czułem, że to nie całkiem prawda. Kilka ilustracji. Odwiedziłem parafian, tak poza kolędą, na dłuższą pogawędkę. Zgadało się o kazaniach. „Bo wie ksiądz, jak się słucha, to czasem jakieś zdanie przykuje uwagę, a wtedy kolejne myśli umykają. Fajnie, że można w internecie wrócić do tego kazania i do tej myśli, która uciekła...”.

No tak, można. Pod warunkiem, że tekst aktualnego kazania znajduje się na parafialnej stronie. Zatem kazanie nie może być improwizowane, ale przygotowane i na internetowej stronie umieszczone. Ten ciąg następstwa zdarzeń nie należy do „świata wirtualnego”. Jest częścią rzeczywistego świata. Inny przykład. Dzielę się w niedzielę kolędowymi spostrzeżeniami, mówię między innymi o rosnącej liczbie konkubinatów wśród młodych.

W ogłoszeniach zaś informuję o nowej zakładce na parafialnej stronie, gdzie są zaznaczone terminy ślubów. Ma to ułatwić młodym planowanie własnej „imprezy” – informacja jest tu niezbędna. Zarówno moje pokolędowe uwagi, jak i ogłoszenia były w sieci. Następnego dnia telefon w sprawie daty ślubu na termin dość odległy – a para żyje w konkubinacie. Wiem, że było to następstwo nie komentarzy w kościele, lecz realnej dostępności do informacji właśnie w internecie.

Zabrałem się zatem za przeglądanie internetowych stron diecezjalnych i parafialnych. Wyrywkowo, bo obszar jest rozległy. Jakie spostrzeżenia z tej wycieczki po sieci? Mieszane, proszę państwa, mieszane. Są diecezje, są parafie, których strony są żywe. Bieżące wiadomości, aktualne zdjęcia, dzisiejsze nekrologi, świeże powitania nowo narodzonych, na niejednej jest kazanie, czasem nawet do posłuchania. Jednak wiele parafii nie ma w ogóle stron (ani internetowych adresów, co bywa bardzo uciążliwe). Inne mają – ale najświeższe wiadomości opatrzone są datą sprzed roku albo i więcej.

Na stronach diecezjalnych skala jakości też szeroka. Jedne przypominają portale, gdzie czuje się puls życia lokalnego Kościoła. Inne są sztywną tablicą ogłoszeń. Gdyby tak apostoł Paweł miał do dyspozycji ten cały internetowy kram! A może co niektórzy powinni się spowiadać z tego, że marnują te możliwości? Mówisz, że mało kto zagląda na parafialne strony? Mylisz się. Jedni czytają kazania, inni wiadomości o urodzinach i zgonach. Parafianie z Anglii alarmują, gdy spóźnię się z ogłoszeniami. A babcia wysyła drugoklasistkę: „Zobacz w necie, za kogo będzie dzisiaj Msza”.