Pora kończyć

Andrzej Grajewski, Gość Niedzielny 40/2010

publikacja 30.01.2011 17:54

Przedstawiciele strony rządowej i kościelnej zapowiedzieli likwidację Komisji Majątkowej. Jaki jest bilans jej działalności? Czy to największy "przekręt finansowy w historii Polski", jak publicznie głosi poseł SLD Sławomir Kopyciński?

Pora kończyć Stanisław Rozpędek/ Agencja Gazeta/ GN Tereny u zbiegu ulic Bosaków i Lublańskiej w Krakowie zostały odebrane ojcom karmelitom bosym. Dziś stoją tu bloki mieszkalne. Karmelici złożyli wniosek w Komisji Majątkowej o rekompensatę za te utracone dobra.

Prace Komisji miały trwać kilka miesięcy i umożliwić Kościołowi odzyskanie własności zagrabionej przez władze PRL z pogwałceniem obowiązującego wówczas prawa. Mechanizm funkcjonowania Komisji został opisany w ustawie o stosunku państwa do Kościoła z maja 1989 r. Zakłada on wspólne podejmowanie decyzji przez 12 jej członków, z których 6 reprezentuje stronę kościelną, a 6 stronę rządową.
Ks. prof. Dariusz Walencik, autor podstawowych publikacji naukowych o prawnych aspektach działalności Komisji Majątkowej, wyjaśnia, że aby uniknąć długich sporów sądowych, nadano Komisji status swoistego sądu polubowno-arbitrażowego. Warto dodać, że działają także komisje regulacyjne do spraw majątkowych dla innych wyznań i religii, m.in. Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich czy Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.

Przeciwnicy działań Komisji twierdzą, że dla rewindykacji mienia kościelnego lepszy byłby tryb sądowy. Zapominają jednak dodać, że przyjęcie takiego rozwiązania przyniosłoby większe obciążenia dla Skarbu Państwa. W miarę upływu lat bowiem cena gruntów poszła kilkakrotnie w górę. Zasądzane dzisiaj odszkodowania dla podmiotów kościelnych będą Skarb Państwa kosztowały więcej aniżeli ugody zawierane przed Komisją Majątkową, w których podmioty kościelne wielokrotnie rezygnują z dochodzenia całości utraconego majątku. Na skutek tego, że rewindykacja zagrabionego mienia trwała tak długo, zmieniło się także całkowicie otoczenie prawne Komisji. W momencie jej tworzenia nie istniał jeszcze w Polsce samorząd, który został uwłaszczony mieniem należącym wcześniej do Skarbu Państwa.

Pojawiły się także inne podmioty, które faktycznie stały się stronami postępowań prowadzonych przez Komisję, choć ustawa z 1989 r. tego nie przewidywała. Stało się to później zarzewiem wielu ostrych konfliktów między samorządami a podmiotami kościelnymi, które przez lata bezskutecznie próbowały od nich otrzymać mienie zastępcze. Gdy wreszcie następowała skuteczna egzekucja przyznanej przez Komisję własności, samorządy podnosiły w mediach raban. Pokrzywdzeni – a więc poszczególne parafie czy zakony – byli przedstawiani nieomal jako zaborcy cudzego mienia, a cały proces rewindykacji jako ciąg nieprawidłowości, przejaw pazerności Kościoła na dobra materialne, na domiar odzyskiwane w towarzystwie osobników o dwuznacznej reputacji. W ten sposób próbowano utrwalić w opinii publicznej nie istotę tego procesu, lecz konflikty, a także wynaturzenia, które czasem występowały na jego obrzeżach.

 

Ile oddano?
W przestrzeni publicznej pojawia się mnóstwo spekulacji na temat wartości mienia przekazanego przez Komisję Majątkową poszczególnym podmiotom kościelnym. Poseł SLD Sławomir Kopyciński ogłosił nawet, że wartość przekazanego majątku wynosi ok. 100 mld zł, a całą operację nazwał „największym przekrętem finansowym w historii Polski”. Nie ujawnił ani źródła swej wiedzy, ani dokumentów, na podstawie których dokonał takich księżycowych szacunków. Osobą kieleckiego posła, współpracującego z tygodnikiem „Fakty i Mity” zajmę się w innym miejscu. W tej sprawie znane jest natomiast oficjalne stanowisko MSWiA, zawarte chociażby w piśmie wiceministra Tomasza Siemoniaka z 23 lutego br., w którym odpowiada on na interpelację pos. Jarosława Matwiejuka (SLD) . Dokument ten nie zawiera żadnych danych szacunkowych, co do wartości całego mienia, zawiera jednak wykaz gruntów oraz innych nieruchomości przekazanych Kościołowi przez Komisję.

Jak z niego wynika do końca stycznia br. w wyniku zakończonych postępowań regulacyjnych Komisja Majątkowa wydała orzeczenia o przekazaniu kościelnym osobom prawnym nieruchomości o łącznym obszarze ok. 60 000 ha oraz przyznała rekompensatę i odszkodowania na kwotę ok. 107,5 mln zł. Kościelnym osobom prawnym przekazano także 490 nieruchomości zabudowanych, w tym m.in.: 9 przedszkoli, 8 szkół podstawowych, 18 szkół ponadpodstawowych, 8 domów dziecka, 10 domów pomocy społecznej, 19 szpitali, 45 obiektów związanych z wykonywaniem kultu religijnego (kościoły, kaplice, plebanie). W przypadku tych nieruchomości najczęściej chodzi o obiekty, które w przeszłości były w posiadaniu poszczególnych parafii bądź zgromadzeń zakonnych i obecnie zostały im zwrócone. Jak ocenia ks. prof. Dariusz Walencik, Kościół w wyniku prac Komisji Majątkowej odzyskał ok. 20 proc. swego mienia, które posiadał przed wybuchem II wojny światowej. Są to oczywiście tylko obliczenia szacunkowe.

Aktualnie do rozpatrzenia pozostało jeszcze 215 wniosków, głównie zgromadzeń zakonnych, parafii z ziem zachodnich i północnych oraz podmiotów kościelnych należących do Kościoła greckokatolickiego. Ta ostatnia wspólnota, która formalnie została zarejestrowana dopiero po 1991 r. , a w przeszłości doświadczyła tak wielu prześladowań, jest szczególnie poszkodowana. Zwłaszcza w kontekście umiejętnych starań Kościoła prawosławnego, który także w czasach PRL był beneficjentem wielu działań komunistycznych władz, podejmowanych niekiedy ze szkodą wspólnoty greckokatolickich.

 

Cud w „Gazecie”
W poprzednim numerze GN pisałem, w jak skandaliczny sposób „Gazeta Wyborcza” opisywała sprawy związane w pracami Komisji Majątkowej. Kolejne dni przyniosły podobną w tonie, publikację pod tytułem „Cud na ziemi”. Zamieszczono ją na pierwszej stronie gazety z nadtytułem „Niezwykłe rozmnożenie przekazanych Kościołowi gruntów” (GW nr 220). Opierając się na wywodach wspomnianego posła SLD Sławomira Kopycińskiego, „Wyborcza” napisała, że w trakcie prac Komisja Majątkowa „zgubiła gdzieś 16 tys. hektarów. Drobiazg. To miasto znacznie większe od Kielc”. To, że poseł Kopyciński nie potrafi czytać dostarczanych mu dokumentów, jest jego sprawą. Obowiązkiem dziennikarzy jest natomiast weryfikowanie bzdur wygłaszanych przez polityków.

Pos. Kopyciński otrzymał od Agencji Nieruchomości Rolnych dokument, w którym jest wyraźnie napisane, że Agencja przekazała kościelnym osobom prawnym 76 tys. hektarów, tzn. zarówno na podstawie orzeczeń Komisji Majątkowej, jak i na podstawie decyzji wojewodów, wydawanych za zgodą Prezesa Agencji Nieruchomości Rolnych. Ten drugi tryb wynika z faktu, że w ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego przewidziano także możliwość nieodpłatnego przekazania na własność kościelnym osobom prawnym, które po 8 maja 1945 r. podjęły działalność na Ziemiach Zachodnich i Północnych, gruntów znajdujących się w Zasobie Własności Rolnej Skarbu Państwa. Tak więc Komisja niczego nie zgubiła. To, że poseł SLD nie potrafi poprawnie odczytać przekazanych mu informacji, mnie nie dziwi. Szokujące jednak jest, że te bzdury powtarza na pierwszej stronie ogólnopolski dziennik, chwalący się swoją rzetelnością i dziennikarskim profesjonalizmem.

Nowelizować czy likwidować?
Pod koniec 2009 r. na prośbę Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski opracowany został przez ks. prof. Walencika projekt nowelizacji ustawy, na podstawie której działa Komisja. Przewidywał on szereg rozwiązań, które zmieniały przepisy wywołujące największe protesty i będące także przedmiotem skargi SLD do Trybunału Konstytucyjnego. Chodziło przede wszystkim o obowiązkowy udział w postępowaniu regulacyjnym, poza wnioskodawcami, także przedstawicieli zainteresowanych jednostek państwowych, w tym Agencji Nieruchomości Rolnych, Ministra Finansów, jednostek samorządu terytorialnego i podmiotów kościelnych, których interesu prawnego dane postępowania będą dotyczyć. Położyłoby to kres sytuacji, w której jednostki samorządu dowiadywały się o rozstrzygnięciach dotyczących ich mienia, bez możliwości zajmowania w tej sprawie stanowiska przed zespołami orzekającymi.

Nowelizacja proponowała także modyfikację najbardziej kwestionowanej sprawy, a mianowicie ostatecznego charakteru orzeczeń Komisji. Od orzeczeń dokonywanych przez poszczególne zespoły orzekające w I instancji w składzie czteroosobowym, po dwóch z każdej strony, przysługiwałoby prawo odwołania się do pełnego składu Komisji, czyli 12 członków, po 6 ze strony rządowej i kościelnej, jako II instancji. Strona kościelna jednak z taką nowelizacją nie wystąpiła.

Tymczasem klub poselski SLD wystąpił z wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z ustawą zasadniczą przepisów stanowiących, że od orzeczeń Komisji nie ma odwołania. Nie jest przy tym wcale oczywiste, że wniosek ten zostanie pozytywnie rozpatrzony, w tej chwili ma uchybienia proceduralne. Jednak nie ulega wątpliwości, że w chwili obecnej klimat społeczny wokół tej sprawy jest tak niedobry, że każda próba naprawy obecnego stanu prawnego – a nowelizacja ustawy wymagałaby sporo czasu – skazana jest na niepowodzenie. Jak się wydaje nie pozostaje nic innego jak doprowadzić do szybkiego zakończenia prac Komisji Majątkowej.

Jak to zrobić?
Przy obecnym stanie prawnym są dwie możliwości likwidacji Komisji. Strona kościelna bądź rządowa odwołuje swoich przedstawicieli i działalność Komisji faktycznie zamiera, gdyż procedować ona może jedynie w pełnym składzie. To rozwiązanie najprostsze, ale mające podstawową wadę: pozostawia „na lodzie” podmioty kościelne, których wnioski nie zostały dotąd rozpatrzone. Prawo bowiem jasno stanowi, że na drogę sądową mogą wkroczyć jedynie wtedy, gdy ich wniosek przez Komisję Majątkową został rozpatrzony, ale Komisja nie była w stanie wydać orzeczenia.

Lepszym wyjściem wydaje się więc zakończenie prac Komisji przez nieuzgodnienie orzeczeń w sprawach spornych, czekających na rozpatrzenie, poza tymi, gdzie jest już przygotowany projekt ugody wraz z pełną dokumentacją. W ten sposób podmioty kościelne będą miały wolną rękę i zadecydują, czy chcą nadal dochodzić swych praw na drodze sądowej z dużym prawdopodobieństwem wygranej. Byłoby najlepiej, gdyby decyzja o zakończeniu prac komisji w tym trybie zapadła w wyniku ustaleń kościelno-państwowych i przybrała charakter porozumienia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu.