Mała Polska w ojczyźnie Jezusa

ks. Rafał Bogacki

GN 43/2021 |

publikacja 28.10.2021 00:00

Są na mapie Jerozolimy dwa miejsca, w których Polacy czują się jak w domu. To Dom Polski oraz Nowy Dom Polski. O polską, gościnną atmosferę w nich dbają siostry elżbietanki.

Elżbietanki posługujące aktualnie w Nowym Domu Polskim, od lewej: s. Klara Wdowikowska, s. Róża Pacocha, s. Benigna Okupnik, s. Caritas Ziółkowska. ks. Rafał Bogacki /foto gość Elżbietanki posługujące aktualnie w Nowym Domu Polskim, od lewej: s. Klara Wdowikowska, s. Róża Pacocha, s. Benigna Okupnik, s. Caritas Ziółkowska.

Biedni pielgrzymi polscy są narażeni na pogardę i pośmiewisko cudzoziemców, nie mają gdzie głowy skłonić – taką notatkę zostawił w swoich wspomnieniach ks. Marcin Pinciurek, kapłan pochodzący z ziemi lubelsko-zamojskiej, który w 1903 roku rozpoczął posługę w Patriarchacie Łacińskim w Jerozolimie. Tereny Ziemi Świętej znajdowały się jeszcze w granicach Imperium Osmańskiego, a Polska jako państwo nie istniała na politycznej mapie świata. Jednak zdeterminowany kapłan postanowił rozpocząć starania o nabycie domu, w którym polscy pątnicy mogliby zatrzymać się w czasie pielgrzymowania po Ziemi Świętej.

Marzenie o domu

Ta decyzja dojrzewała przez kilka lat. – Bezpośrednim impulsem było wydalenie polskiego kapłana odprawiającego indywidualne rekolekcje w hospicjum francuskim. Przybyła akurat grupa z Francji i brakowało miejsca. Poproszono go wówczas, aby je zwolnił – mówi siostra Róża Pacocha, posługująca od 27 lat w Ziemi Świętej przełożona Nowego Domu Polskiego.

W tamtym czasie wiele narodowości miało w Ziemi Świętej swoje hospicja. Francuzi, Niemcy czy Austriacy wybudowali duże domy, w których mogli przyjąć liczne grupy. Polacy takiego miejsca nie mieli. Ksiądz Pinciurek rozpoczął zatem starania o fundusze na budowę domu. Liczne odezwy z prośbą o datki, kierowane do Polaków rozsianych po całym świecie, przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych zbiórki, sprzedaż modlitewników – to główne sposoby zdobywania środków na ten cel. Ostatecznie w 1908 roku ks. Pinciurek kupił dom od rodziny arabskiej. Znajduje się on w obrębie murów Jerozolimy, przy VII i VIII stacji drogi krzyżowej. Od bazyliki Grobu Bożego dzieli go zaledwie pięć minut drogi.

Ale na tym plany ks. Pinciurka się nie skończyły. W jego sercu zaczął dojrzewać kolejny projekt – budowa nowego, większego domu poza murami Starego Miasta. Stan zdrowia nie pozwolił mu jednak zrealizować planu. Umarł 6 lipca 1930 roku. Dom Polski oraz zgromadzone fundusze przejął ówczesny prymas Polski kard. August Hlond.

Istne cacko

Kilka miesięcy po śmierci ks. Pinciurka prymas zwrócił się do kilku zgromadzeń zakonnych, które miały doświadczenie w pracy misyjnej, z prośbą o podjęcie posługi w Domu Polskim. Spotkał się z odmową. Wobec tego poprosił siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety w Poznaniu o prowadzenie placówki w Jerozolimie. Odpowiedź była pozytywna. 25 marca 1931 roku pierwsze trzy elżbietanki przybyły do Jerozolimy.

Mimo wysiłków ks. Pinciurka budynek nie był ostatecznie wykończony. Po jego śmierci został okradziony i przez kilka miesięcy stał pusty. „Godność Polski wymaga, aby ten dom był na innym poziomie, przykro bowiem jest, jeżeli Patriarcha lub Arcybiskup nie ma porządnie na czym usiąść” – napisała do kard. Hlonda pierwsza przełożona domu, siostra Innocenta Gierszewicz. Już sam język listu pokazał jej temperament i determinację. Dodała, że zastały dom „w takim stanie, że największy nędzarz nie odważyłby się w nim zamieszkać”.

W ciągu kilku miesięcy s. Innocenta zakupiła konieczny sprzęt i przy pomocy lokalnych pracowników arabskich wykonała niezbędne prace. Elżbietanki mogły rozpocząć działalność w jerozolimskiej placówce. – Od początku ich służba obejmowała dwa kierunki. Z jednej strony byli to pielgrzymi, z drugiej lokalna ludność. Siostra Innocenta założyła przy domu małe ambulatorium, w którym można było uzyskać podstawową, pierwszą pomoc. W ten sposób realizowała nasz charyzmat – mówi s. Róża.

Przebywający z wizytą w Ziemi Świętej ks. Kaczyński z Katolickiej Agencji Prasowej pisał pod koniec 1931 roku, że „w przeciągu kilku miesięcy siostry Elżbietanki doprowadziły dom do takiego stanu, że obecnie zasługuje w całej pełni na nazwę hospicjum”. Pełen uznania dla pracy sióstr był także biskup częstochowski Teodor Kubina, który stwierdził: „Zasługuje na poparcie nasz Dom Polski. Siostry Elżbietanki zrobiły z niego istne cacko”.

Potrzeba budowy nowego domu była jednak coraz większa. Niewielki budynek na Starym Mieście mógł przyjąć w tamtym czasie osiem osób jednocześnie, a liczba pielgrzymów z Polski wzrastała. Parcela przy drodze do Nablus w dzielnicy Musrara, zamieszkiwanej wówczas przez chrześcijan, została zakupiona 14 marca 1934 roku. Środki zgromadzone przez siostry nie wystarczały jednak na rozpoczęcie budowy. Sprzedały więc tereny zakupione w Jerychu i Betlejem, a także zajęły się produkcją rzeźb, różańców, albumów i obrazków. Cały dochód ze sprzedaży tych dewocjonaliów przeznaczyły na materiały budowlane.

Niespokojny czas

Gdy w końcu w 1939 roku udało się postawić pierwsze mury, wybuchła wojna. Prace trzeba było zawiesić. Nikt wówczas nie wiedział, czy kiedykolwiek uda się je wznowić.

Po pierwszych miesiącach wojny i przegranych walkach w kraju wielu polskich żołnierzy znalazło się na Bliskim Wschodzie. Zorganizowana przez gen. Sikorskiego Brygada Strzelców Karpackich, której docelowym miejscem działalności była Syria, przybyła na jakiś czas do Ziemi Świętej. – Pierwsi żołnierze pojawili się w lipcu 1940 roku. Doświadczyli wówczas gościnności naszych sióstr. Pomogli też przy budowie domu. Budownictwo cywilne było w tamtym czasie wstrzymane, ale budynek miał służyć także jako ambulatorium, dlatego jego budowę można było kontynuować. Na Boże Narodzenie 1941 roku dom został poświęcony, choć wymagał jeszcze wielu prac wykończeniowych – opowiada siostra Róża. Przez kolejne lata Nowy Dom Polski stał się przystanią dla żołnierzy i oficerów polskich, którzy chętnie spędzali w nim wolny czas.

Kolejnym trudnym okresem były lata powojenne. W Jerozolimie nie zapanował jeszcze pokój. W 1948 roku skończył się mandat brytyjski w Palestynie i rozpoczęła się kolejna, izraelsko-arabska wojna. Pod groźbą śmierci siostry musiały opuścić dom, który już wówczas był dobrze wyposażony. Gdy wróciły dwa lata później, zastały go w ruinie. Nowa sytuacja polityczna sprawiła też, że budynek znalazł się na terytorium Izraela, co praktycznie uniemożliwiało zatrzymującym się w nim pątnikom pielgrzymowanie śladami Jezusa. Wszystkie święte dla chrześcijan miejsca, z wyjątkiem Wieczernika i góry Syjon, znalazły się bowiem na terenie Jordanii. Dom, na którym konsul generalny pozwolił zawiesić biało-czerwoną flagę, zmienił więc swój charakter. Stał się bezpieczną przystanią dla wielu małżeństw polsko-żydowskich, które od 1950 roku emigrowały z Polski. Dopiero przesunięcie granic po wojnie sześciodniowej w 1967 roku sprawiło, że ponownie może służyć on jako dom pielgrzyma.

Więcej niż hotel

„Wszystko jest tu na nasz gust, bo Mateczka [s. Innocenta], dawna poznanianka, jest osobą bardzo pracowitą, ogromnie miłą i serdeczną staruszką, która traktuje nas jak synów. Czuję się tu bardzo dobrze i wypoczywam w całej pełni” – napisał w swoim dzienniku Franciszek Koprowski, żołnierz Brygady Strzelców Karpackich, który wielokrotnie przebywał w polskich domach w Jerozolimie. Dobra atmosfera tych miejsc znana jest niejednemu polskiemu pielgrzymowi. Wraz z siostrami przetrwała próbę czasu.

– Zawsze starałyśmy się, by nasza posługa nie była typowo hotelarska. Chciałyśmy pomagać pielgrzymom na wszelkie sposoby. Dziś, w czasach internetu, łatwo znaleźć nocleg czy wszystkie niezbędne pielgrzymom i turystom informacje. Ale pamiętam czasy, gdy same oprowadzałyśmy po miejscach świętych słabo zorientowanych pielgrzymów – mówi s. Róża.

Jednak zakonnice przychodziły z pomocą także na wielu innych polach. – Pamiętam, jak kiedyś zadzwoniła do nas ­Polka, której mąż podczas pobytu w Ziemi Świętej dostał wylewu. Środków na karcie starczyło zaledwie na kilka chwil rozmowy. Zdążyłyśmy się umówić pod szpitalem. Zamieszkała u nas na kilka tygodni i mogła towarzyszyć mężowi aż do momentu, gdy stan zdrowia pozwolił na powrót do Polski – wspomina siostra Róża. Podobnych historii pamiętają mnóstwo. – Pewnego razu policja przywiozła do nas pielgrzyma, który się zgubił. Grupa przebywała w Izraelu przez jedną dobę i wróciła do Egiptu. Po kilku godzinach udało się znaleźć biuro podróży w Polsce, które było organizatorem wycieczki. Wskazano nam adres, a jeden z polskich księży zorganizował transport przez granicę – opowiada elżbietanka.

Setki grup przewinęły się przez polskie domy w Jerozolimie. Każdy pielgrzym zawsze mógł tu liczyć na gościnę, nocleg i posiłek, udostępnienie kaplicy, pomoc medyczną w nagłych wypadkach, a nawet na pomoc w wyrobieniu zastępczego paszportu.

W prowadzonych przez elżbietanki domach mieszkało wielu polskich księży studiujących na jerozolimskich uczelniach, a także studenci świeccy, którzy w ramach uczelnianych wymian nie znaleźli odpowiednich warunków w innych miejscach. Dzieło zapoczątkowane na początku XX wieku przez ks. Marcina Pinciurka trwa nadal. Siostry elżbietanki z oddaniem je kontynuują. W ziemi, po której chodził Chrystus, mają jeszcze wiele do zrobienia.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.