Mała droga pobożności

Tomasz P. Terlikowski

publikacja 19.09.2021 06:00

Objawienie w La Salette, choć dokonało się niemal dwa wieki temu, pozostaje nadal aktualne i żywe.

Mała droga pobożności Fragment okładki książki Tomasza P. Terlikowskiego "La Salette. Objawienia, które wstrząsnęły Kościołem", wydanej nakładem Espritu.

W xix i xx wieku powoływało się na niego wielu katolickich intelektualistów. Podobnie dzieje się teraz, w xxi wieku – objawienie jest przywoływane i komentowane, a wiele jego interpretacji, szczególnie tych związanych z „sekretami”, zdobywa sobie nowych wyznawców. Tak jak w dziewiętnastowiecznej Francji, wielu dostrzega w nim zapowiedź rozpadu starego świata, co uznawane jest za „koniec czasów” w ogóle. Jednak jak się zdaje, nie taki sens przekazu – odrzucany zresztą przez biskupów, którzy badali wiarygodność objawienia – jest kluczowy dla tego objawienia. Ono (...) uświadamia znaczenie kultu maryjnego, ukazuje poprawne rozumienie opatrzności Bożej i wreszcie wskazuje „małą drogę pobożności”, która jest zapowiedzią choćby drogi św. Tereski od Dzieciątka Jezus czy naszej św. Faustyny (i wielu innych mistyczek). Maryja w La Salette uświadamia, jak drobne decyzje w naszym życiu określają rzeczywistość nie tylko naszej codzienności, ale także historię świata, a nawet przyszłość naszej planety. Nie ma grzechu, który nie wpływałby na przyszłość świata, a wierność Bożemu prawu w najdrobniejszych sprawach buduje lepszy świat.

Niezwykłą moc ma także historia życia obojga wizjonerów. Żadne z nich nie osiągnęło sukcesu. Maksymin nie został kapłanem, a Melania świętą zakonnicą. Ich życie rodzinne naznaczone było problemami. Można rzec, że koleje ich losu to ciąg zaprzepaszczonych szans. Nic im się nie udawało. Są zaprzeczeniem stereotypowego chrześcijańskiego modelu życia. To jednak tylko pozory. Melania i Maksymin są niezwykłym przykładem tego, że Pan Bóg, wybierając swoich posłańców, nie kieruje się ani ich możliwościami, ani pochodzeniem, ani zdolnościami, ale… własną wolą. Święty Paweł pouczał:

Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Według oceny ludzkiej niewielu [tam] mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nieszlachetnie urodzone według świata oraz wzgardzone, i to, co [w ogóle] nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga” (1 Kor 1, 26–29)

 I trudno tych słów nie odnieść do wizjonerów z La Salette. Ich życie uświadamia nam, że wszystko, co mamy, co otrzymaliśmy od Boga, jest czystą łaską. Ani nasza wiara, ani religijne życie, ani zbawienie nie jest nagrodą za cokolwiek. Nie jest wyrazem docenienia naszych wysiłków, ale czystą łaską. „Kościół wielokrotnie nauczał, że nie jesteśmy usprawiedliwieni przez nasze uczynki lub nasze wysiłki, ale przez łaskę Pana, który podejmuje inicjatywę”  – przypomina papież Franciszek. Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą to objawienie, a może dokładniej losy jego świadków ukazują z całą mocą – mianowicie fakt, że miarą świętości nie jest ocena dokonywana przez oczy ludzkie, nie jest przystawanie bądź jego brak do aktualnych wymogów życia kościelnego, czy opinia sprawiedliwych, ale jest nim… ufne pójście za słowem Pana.

Melania i Maksymin, choć wiele rzeczy w życiu im nie wyszło, choć w wielu kwestiach zawiedli, zachowali wierność temu jednemu spotkaniu, które określiło całe ich życie. Tego samego, wierności Słowu, będzie od nas wymagał Pan na sądzie. Objawienie w La Salette przypomina o tym z niezwykłą mocą.

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki Tomasza P. Terlikowskiego "La Salette. Objawienia, które wstrząsnęły Kościołem". Wydawnictwo: Esprit.