Odwaga wielkich marzeń

Magdalena Dobrzyniak

GN 30/2021 |

publikacja 29.07.2021 00:00

Pięć lat temu o tej porze kończyły się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Jakie owoce tego spotkania przetrwały próbę czasu?

Andrzej Pietrzyk (na pierwszym planie) dziś jest jezuitą. Jego powołanie  jest owocem ŚDM. Paulina Krzyżak /ŚDM Kraków Andrzej Pietrzyk (na pierwszym planie) dziś jest jezuitą. Jego powołanie jest owocem ŚDM.

Kiedy w 2013 roku w Rio de Janeiro papież Franciszek ogłaszał, że kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Krakowie, Gabrysia Flaszczyńska była w Łagiewnikach, gdzie w łączności z młodymi zebranymi w stolicy Brazylii trwało spotkanie „Rio w Krakowie”. – Gdy padły te cudowne słowa, wszyscy płakaliśmy z radości, a ja, patrząc w oczy Jezusa Miłosiernego, czułam, że to jest moje miejsce, że bliżej już się nie da. Chciałam zaangażować się na 100 procent. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że to mnie tak zmieni – wspomina. Dziś kończy studia dziennikarskie, niebawem założy rodzinę. Przyszły mąż zobaczył ją po raz pierwszy na Lednicy, gdy z przejęciem opowiadała o przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży.

Jak w rodzinie

ŚDM-owych małżeństw jest sporo. W samym komitecie organizacyjnym narodziło się kilkanaście związków, najczęściej międzynarodowych. Niektórzy z wolontariuszy zostali w Polsce. Młodzi się pobierają, rodzą się dzieci. Są też powołania do życia zakonnego czy kapłaństwa. – Jesteśmy dziś w różnych miejscach, na różnych etapach życia, ale więź przetrwała. Od czasu do czasu spotykam się z kimś z komitetu. Za każdym razem czuję, że jesteśmy jednością, rodziną mimo różnic – zapewnia Gabrysia.

Andrzej Pietrzyk w 2013 roku był na plaży Copacabana wśród młodych z całego świata. Zaraz po tym wydarzeniu, prosto z Rio, poleciał do Limy na misje. Nie mógł zaangażować się w przygotowania do krakowskich dni, bo miał swoje życie i pracę w Peru, ale pod koniec misji zgłaszał już chęć pomocy organizatorom w Krakowie. Po powrocie do Polski myślał, co zrobić ze swoim życiem. Gdy wykrystalizowały się jego zawodowe plany, przyszła wiadomość z Krakowa – w zespole do spraw kontaktów międzynarodowych potrzebowano kogoś ze znajomością języka hiszpańskiego i doświadczeniem ŚDM. – Zastanawiałem się równe 15 sekund. Wewnętrznie czułem, że chcę się zaangażować w Światowe Dni Młodzieży i postanowiłem: „Dobra, biorę to!” – opowiada. Dziś jest jezuitą. – Moje powołanie narodziło się pod koniec pracy w komitecie. Pan Bóg mocno mi objawił, że chce mnie jako księdza. Początkowo powiedziałem Mu: „Nigdy w życiu!”, negocjacje jakiś czas trwały. Żyłem fajnie, ale od wydarzenia do wydarzenia. Robiłem ŚDM, jeździłem na misje, ciągle się coś zmieniało. Chciałem się zakotwiczyć, prosiłem o to Boga, a On pokazał mi drogę życia w zakonie – wspomina, dodając że takie wydarzenia jak ŚDM są ważne, ale nie mogą być sposobem na całe życie.

Dostępne jest 26% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.