Na nieoczywistych drogach

GN 29/2021 |

publikacja 22.07.2021 00:00

O Camino de Santiago, które jest jak życie w pigułce, oraz jubileuszu jakubowym opowiada o. Roman Bielecki, dominikanin.

Na nieoczywistych drogach Tomasz Jastrzebowski /REPORTER/east news

Jakub Jałowiczor: Czym w pielgrzymowaniu do Santiago de Compostela różni się cel duchowy od celu religijnego?

O. Roman Bielecki: Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy, kto idzie do Santiago. W biurze pielgrzymów, które wydaje popularne „compostelki”, certyfikaty potwierdzające dotarcie do celu, trzeba wypełnić specjalną ankietę i zaznaczyć jeden z trzech powodów podjęcia drogi: duchowy, religijny albo sportowy.

Sportowy jest jasny.

To prawda, nie ma co ukrywać, że wiele osób traktuje camino jak wyzwanie podobne do zdobycia Matterhornu czy przejścia via ferrata w Dolomitach. Co do celu religijnego – też nie ma wątpliwości. Natomiast cel duchowy brzmi nieco mgliście i zdefiniowałbym go jako poszukiwanie „czegoś” w swoim życiu. W ciągu ostatnich dziesięciu lat szedłem do Santiago siedemnaście razy i widziałem, że nie maszerują tam wyłącznie ludzie, którzy wiedzą, kim jest Pan Bóg i wyznają światopogląd chrześcijański. Są jednak przeświadczeni, że ten świat to nie wszystko, dlatego szukają i zadają pytania. Jako ksiądz rozmawiam z nimi, bo dla nich spotkanie w trasie to często pierwsza okazja do kontaktu z duchownym.

To taka praktyczna definicja współczesnego Europejczyka. Człowieka, który wymazał z życia Kościół i Boga, ale nie pozbył się duchowych pragnień i tęsknot. Nasz słynny podróżnik Marek Kamiński, który przeszedł kilka lat temu od grobu Immanuela Kanta w Kaliningradzie do grobu św. Jakuba Apostoła, po powrocie napisał, że w zeświecczonej Europie camino to wąska pulsująca duchowa nić.

Czy dla poszukujących camino jest drogą do Boga, czy elementem duchowości w stylu Paulo Coelho: czymś mistycznym i głębokim, tylko nie wiadomo czym?

Bez wątpienia istnieje pewien rodzaj naskórkowej duchowości bez większych zobowiązań: przeżyjmy „coś” i odświeżmy się duchowo. A z drugiej strony z Panem Bogiem jest tak jak z powietrzem – oddychamy cały czas, jednak nie zwracamy na tę czynność uwagi. Dopiero kiedy powietrza zaczyna brakować, zaczynamy to dostrzegać. Camino bez wątpienia daje szansę podłączenia się do tego zagubionego tlenu.

Jak to wygląda w praktyce?

Duszpasterskie zagospodarowanie trasy to główny problem hiszpańskiego Kościoła. Według statystyk w 2019 r. do Santiago dotarło około 350 tys. osób. To ogromna rzesza ludzi. Część z nich pewnie miałaby ochotę przyjść wieczorem do kościoła, pomodlić się i wyspowiadać. Ale nie ma takiej możliwości. Bliżej Santiago jest lepiej, im jednak dalej, tym gorzej. Można przejść całą drogę i nie uczestniczyć we Mszy św. Camino nie znosi pustki. Skoro nie ma propozycji duchowych, jest komercja: wyśmienite jedzenie, hiszpańskie wino, miłe towarzystwo i w sumie dosyć tanie wakacje w ciepłym i egzotycznym kraju. Na pamiątkę kupimy sobie muszlę, wrócimy – i koniec.

Trzeba więc mocno sobie przypominać, że camino nazywane jest drogą spoza tego świata, mimo że przecież znajduje się w świecie, który jest nam dobrze znany. Panują na niej inne reguły i Pan Bóg mówi tu w zaskakujący sposób.

Dostępne jest 27% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.