Kard. De Kesel: koniec chrześcijaństwa kulturowego to nie koniec chrześcijaństwa

KAI |

publikacja 20.07.2021 22:05

„Wielu ludzi opuszcza Kościół”? „Nigdy do niego nie wstąpili”.

Kard. De Kesel Centro Televisivo Vaticano Kard. De Kesel

Koniec chrześcijaństwa jako religii kulturowej nie jest wcale końcem chrześcijaństwa – przekonuje kard. Jozef De Kesel w swej najnowszej książce „Foi et religion dans une societé moderne” (Wiara i religia we współczesnym społeczeństwie), jaka właśnie ukazała się we Francji.

Zdaniem prymasa Belgii Kościół „jest powołany do życia w świecie zsekularyzowanym i pluralistycznym oraz do zintegrowania się z nim”. Hierarcha tłumaczy, że „chrześcijaństwo na Zachodzie nie jest już religią kulturową. Takie chrześcijaństwo już nie istnieje. Koniec tego chrześcijaństwa nie oznacza jednak końca chrześcijaństwa. Chodzi o koniec jego pewnej historycznej postaci”.

– Chrześcijaństwo i Kościół były przez wieki czynnikami determinującymi w budowie życia społeczeństwa. Ich pozycja nieuchronnie była bardzo wpływowa i z pewnością wygodna. Ale w żadnej części Nowego Testamentu nie powiedziano, że jest to idealna pozycja chrześcijaństwa, ani że jest najbardziej odpowiednia – zauważa metropolia Mechelen-Brukseli.

Tym, którzy ubolewają, że „wielu ludzi opuszcza Kościół”, odpowiada, że „nigdy do niego nie wstąpili”. Wiara jako wybór wynikający z osobistego nawrócenia jest bowiem czymś innym, niż religia kulturowa polegająca na tym, że przynależy się do Kościoła ze względu na społeczny zwyczaj, tradycję, kontekst środowiskowy.

Według kard. De Kesela dzisiejszy człowiek, za sprawą wolności, jest inny niż przed wiekami. Jest to wynik „długiego procesem, powolnego i złożonego, ewolucji trwającej kilka stuleci, która stanowi prawdziwą rewolucję”. Człowiek ma obecnie inny ogląd rzeczywistości, inne rozumienie samego siebie i swego miejsca w świecie. Żyjemy więc „w innej kulturze, w innym świecie”. Dawny świat „kultur, które nazywały się chrześcijańskimi” się skończył wraz z kulturą religijną.

Bezużyteczne jest więc marnowanie sił na próby „rechrystianizacji społeczeństwa”, na zamartwianie się albo na „podejmowanie kontrofensywy”. Chrześcijaństwo, nawet pozostające w mniejszości, może postawić na sojusz z ludźmi dobrej woli – „jak twierdził już Sobór Watykański II i co powtarza papież Franciszek” – by czynić świat „bardziej ludzkim i braterskim”. Dlatego nie można pozwolić na zepchnięcie wiary do sfery prywatnej, lecz należy podkreślać jej prawo do publicznego zabierania głosu w takich sprawach, jak przyjmowanie migrantów czy odrzucenie eutanazji.

Odnosząc się do obecności islamu w Europie prymas Belgii zaznacza, że czy tego chcemy, czy nie, to właśnie „obecność islamu wśród nas umieściła religię z powrotem na porządku dziennym” w życiu społecznym. Jednocześnie „ekstremistyczny islamizm”, stosujący przemoc, stanowi zagrożenie, którego nie wolno ignorować. W tej sytuacji Kościół tym bardziej winien czuć się pobudzony do publicznego zabierania głosu, aby zapobiec temu, że „islam byłby jedyną opcją religijną istniejącą w całkowicie zsekularyzowanej kulturze”.

Kościelnym lekarstwem na sekularyzację ma być atrakcyjność samej wiary. – Prawdziwym pytaniem jest nie tyle to, czy Kościół jest w stanie zachować obecną liczbę swych członków, choć pozostaje to powodem jego troski. Prawdziwe pytanie brzmi: czy może on przyciągnąć nowych członków? To tu rozpoznaje się żywotność Kościoła: nie tyle po liczbie członków, których ma dotychczas, ile po tym, że ktoś w pełni zanurzony we współczesną zsekularyzowną kulturę może być dotknięty prawdą, mocą i pięknem Ewangelii – przekonuje belgijski purpurat.