Uważność

GN 27/2021 |

publikacja 08.07.2021 00:00

O kupowaniu niepotrzebnych rzeczy, laniu wody i betonozie paraliżującej nasze ulice mówi franciszkanin o. Cordian Szwarc.

Uważność caritas polska

Marcin Jakimowicz: Słyszał kiedyś Ojciec w konfesjonale: paliłem w piecu plastikami?

O. Cordian Szwarc: Generalnie nie mówię o tym, co słyszałem w konfesjonale. Coraz więcej jest jednak ludzi mających świadomość tego, że nie są uważni i na przykład marnują jedzenie, wyrzucają je po świętach, kupują zbyt dużo, bezmyślnie wyrzucają nieposegregowane śmieci. Ci, którzy palą oponami, jeszcze do mnie nie dotarli, ale mam nadzieję, że przyjdą może dziś po południu…

Las, rzeka. Sielsko, anielsko. Do czasu, gdy nie wejdziemy w zarośla. Czego tam nie ma? Butelki, wiadra, szmaty, zdarzało mi się nawet widzieć pralkę.

To, że wyrzucamy śmieci do lasu, jest pokłosiem tego, w jaki sposób traktujemy własne ciało. A nie oszukujmy się, traktujemy je często jak śmietnik. Wrzucamy do niego mnóstwo śmieci, nie zastanawiając się, jakie będą tego konsekwencje. Do pewnego czasu wydaje się nam, że jesteśmy nieśmiertelni. Kupujemy byle jaką żywność, bo jest korzystna cena i ładnie wygląda, i dewastujemy w ten sposób nasze ciała. Myjemy stoły detergentami, „bo ładnie pachną”, nie zastanawiając się, czy ten chemiczny środek nie będzie miał wpływu na nasze zdrowie. A potem dziwimy się, że tak gwałtownie rośnie liczba alergików… Ilość śmieci, niepotrzebnych do życia gadżetów, którymi zasypujemy swoje domy, jest zatrważająca. Nie potrzebujemy ich, choć ktoś wmówił nam, że jest odwrotnie. Jeśli nie dbamy o nasze ciała i domy, trudno wymagać, byśmy zadbali o las, który „nie jest nasz”. Należy do wszystkich, czyli… do nikogo. „Ktoś na pewno się tym zajmie”. „Ktoś to zrobi. Ktoś przecież sprzątnie te pralki i szmaty”.

Często na wypowiedzi papieża Franciszka niektóre środowiska reagują w mediach społecznościowych ikonką oburzonej buźki. Gdy pisał o grzechu ekologicznym, pojawiała się rozbawiona ikonka „ha, ha”. Naprawdę to takie śmieszne?

Mówimy o pewnym poziomie wrażliwości. Zobaczmy, jak ewoluują w naszym kraju tematy społeczne. Ci, którzy je podnosili przed laty, spotykali się z ironicznym uśmieszkiem. Tak traktowani byli ci, którzy mówili o jakości żywności, segregacji śmieci. Dziś to normalne, że sprzątasz kupy po swoim psie, a jeszcze kilkanaście lat temu ludzie patrzyliby na ciebie jak na dziwaka. Papież podejmuje pionierskie tematy, bo dostrzega, że skutki bezmyślnego działania są po pierwsze długoterminowe, a po drugie ich ogromną cenę płacą najubożsi. Myślę, że trzeba przemilczeć te wszystkie rozbawione ikonki w mediach społecznościowych i robić swoje, nie oglądając się na hejt i złośliwe opinie. Odpowiadać można jedynie na merytoryczną krytykę. Nie można zejść do poziomu emotikonów na Facebooku.

Czyta Ojciec złośliwe komentarze „wszystkowiedzących” internautów?

To nie jest dla mnie płaszczyzna do rozmowy. Trzeba się spotkać z człowiekiem, twarzą w twarz! Szkoda życia na szarpaniny w internetowych pyskówkach. Wchodzenie w proponowaną przez papieża ekologię integralną, spajającą całego człowieka, nie dokona się w internecie. On jest jedynie komunikatem, słupem ogłoszeniowym. Jeżdżę po Polsce tzw. ambasadą mobilną Caritas Laudato si’, spotykam ludzi, rozmawiamy. Nadal zdarzają się nieprzekonani, ale najczęściej jednak okazuje się, że mamy bardzo podobne wartości.

Młodzi, z którymi rozmawiam, doskonale wiedzą, o czym papież mówi…

Bo tym żyją! Żyją uważnie. Są wrażliwi na dokonywanie wyborów. Prowadzę właśnie kolejne warsztaty w stylu Laudato si’. Oparte są na czterech filarach: moja relacja do Boga, moja relacja do samego siebie, moja relacja do bliźniego, moja relacja do przyrody. Uważność – to słowo klucz.

Dokument synodu amazońskiego podaje, że grzech ekologiczny to „grzech przeciwko przyszłym pokoleniom”.

W tej chwili jestem z ludźmi ze stowarzyszenia Ziarno w Grzybowie, którzy od trzydziestu lat walczą o ziemię. Prowadzą ekologiczne gospodarstwo, bez pestycydów. Szliśmy wczoraj, a oni mówili: „A tutaj posadzimy naturalny żywopłot z drzew, który będzie zatrzymywał wodę, by nie spływała niżej”. Nieustannie myślą o tym, by ziemia, którą otrzymali na pewien czas, nie była zmęczona i mogła służyć ich dzieciom…

Ostatnia fala upałów pokazała, że na wyłożonych kostką, pozbawionych zieleni rynkach było o kilkanaście stopni cieplej niż w parkach. W sieci krążyło mnóstwo infografik.

I czego nas to nauczyło? Przecież ta betonoza jest w modzie, dostaje dotacje. Ta moda nie bierze się znikąd. A przecież Polska jest najbardziej pustynniejącym krajem Europy…

Już 15 lat temu w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej usłyszałem: „Zasoby wody, które można bezpośrednio wykorzystać (tzw. zasoby dyspozycyjne), są mniej dostępne w Polsce niż w Egipcie, choć jest on krajem jednej rzeki”.

Mamy coraz mniej wód gruntowych przypadających na mieszkańca, a jeździmy kosiarkami po zatrzymującej wodę trawie. By było równiutko i nie wystawało ani jedno źdźbło. Susza? Jaka susza? Ważne, że trawnik przed domkiem jest obficie podlany wodami gruntowymi. Po co bawić się w małą retencję i gromadzić deszczówkę?

„Czynić sobie ziemię poddaną” znaczy „troszczyć się o nią”. Jan Kowalski chyba inaczej odczytuje to przesłanie… Nie ma Ojciec poczucia, że to walka z wiatrakami?

Nie mam. Bo mam pewność, że to nie jest moje wołanie. Woła sam Pan Bóg przez swój Kościół. Na warsztatach Caritas Laudato si’ zastanawiamy się z młodymi, dlaczego dokonujemy takich, a nie innych wyborów. Dlaczego kupujemy takie, a nie inne rzeczy. Na ile jesteśmy sformatowani przez tych, którzy nieustannie generują komunikaty: „Musisz to mieć. Musisz to kupić!”. To ogromny problem społeczny. Tak funkcjonujemy. Dryfujemy. Czujemy ogromne zagrożenie, gdy nie możemy czegoś nabyć. Tracimy poczucie bezpieczeństwa.

„Bóg – handel – ojczyzna” – przeczytałem na murze.

Chcemy mieć. Na potęgę. Pamiętasz tę panikę na początku pandemii? To masowe wykupywanie towaru?

Franciszkanie nie stali po papier toaletowy?

Staliśmy. Robimy wszystko tak jak inni ludzie. Jedziemy na tym samym wózku. Jesteśmy za bardzo z tego świata. Staliśmy więc w kolejkach i martwiliśmy się, co dalej. Dopadł nas wirus nieufności: „Czy On naprawdę się zatroszczy? Zadba o nas? Kocha?”.

Doświadczył Ojciec tej opieki, gdy przed laty ruszył na Światowe Dni Młodzieży, ciągnąc przez Polskę niemal stukilogramową rybę – replikę lednickiej bramy? Spotkał się Ojciec z agresją, warczącymi docinkami?

Nie. Ani razu. Ludzie reagowali pozytywnie. Ruszyłem, by doświadczyć tego, że Pan Bóg chroni mnie przez cały czas, niezależnie od tego, czy jestem pozabezpieczany, czy nie. Wyszedłem ze swej strefy komfortu, prosząc, by Bóg objawiał we mnie swoje ojcostwo.

Który odcinek był najtrudniejszy? Pierwszy krok?

Już na samym początku pomyliłem drogi i wylądowałem na polnej ścieżce, a małe kółka ryby ugrzęzły w piachu. Nie miałem jeszcze patentu, jak ją ciągnąć, więc usiadłem na ziemi, zmęczony, spocony i bezradny. Pojawiły się łzy bezsilności. Zastanawiałem się: po co to wszystko? Nie lepiej było zostać w bezpiecznej celi? Pamiętam wzrok przejeżdżającej obok rodzinki rowerzystów, którzy wysłali mi ciepłe uśmiechy.

Gdy Izraelici lądowali w niewoli, przypominali sobie zbawcze dzieła Pana, rozpamiętywali je, opowiadali o tym, jak Pan interweniował w ich życiu. Dziękuję, że przypomniałeś mi tę drogę przez Polskę, bo naprawdę miałem wówczas realne doświadczenie Jego opieki. Czułem się wolny jak dziecko. Miłosierny Bóg objawiał mi swe serce. Czy nie to właśnie powinno być absolutnym centrum naszego duszpasterstwa?

Święty Franciszek mówił o sobie: simplex et idiota (prosty i niewykształcony). Pracuje Ojciec z artystami: środowiskiem przewrażliwionym na swym punkcie. Chce być Ojciec wśród nich prosty i niewykształcony?

Nie chcę nikogo oszukiwać, że jest inaczej. Koń, jaki jest, każdy widzi. Moja wartość wypływa z relacji z Bogiem i nie muszę dorabiać do niej ideologii. Przecież nasze Instagramy czy Facebooki to gigantyczne biuro public relations. Wszyscy uśmiechnięci, wypoczęci, zrelaksowani, osiągający sukcesy. Wysyłamy zdjęcie i idziemy spać, a ono „pracuje” w sieci. Sporo ludzi się na to nabiera…

„Idź i odbuduj mój Kościół” – usłyszał Franciszek. Jak Ojciec wprowadza to słowo w czyn?

We Franciszku porwała mnie jego spójność. Zanim podjął decyzję, przez długi czas zadawał Panu Bogu pytanie: „Co mam czynić?”, a gdy usłyszał odpowiedź, robił to, do czego został wezwany. W testamencie napisał, że to, co gorzkie, stało się w jego życiu słodyczą. Jak realizuję wezwanie do odbudowania Kościoła? Słucham papieża Franciszka, który naucza, że nie żyjemy sami dla siebie.

Martwi się Ojciec o Kościół?

Odpowiem tak… Na skutek złego zarządzania ekonoma klasztor franciszkanów musiał ogłosić upadłość. Na tę wieść część braci posmutniała, a jeden się roześmiał. – Śmiejesz się w obliczu takiej tragedii? – bracia nie mogli zrozumieć tej reakcji. A on odpowiedział: – Słuchajcie, jeżeli zakon braci mniejszych, którzy ślubowali ubóstwo, ogłasza bankructwo, to chyba dobrze, nie? Jest odtąd zdany wyłącznie na Boga. Druga myśl? Schorowany ks. Jan Kaczkowski zapytany o to, dlaczego nie pojedzie na Mszę o uzdrowienie, odpowiedział, że codziennie odprawia Eucharystię, a zatem… ma już wszystko, co jest potrzebne do uzdrowienia! Naprawdę w Kościele mamy wszystko. Mamy Ducha Świętego, błogosławieństwo samej Trójcy Świętej. Przecież my jesteśmy stworzeni z miłości, która się z niej wylewa. I właśnie po tym ludzie mają nas rozpoznawać. Sprawujmy liturgię, głośmy słowo i niech z tego wszystkiego wylewa się miłość. To ona jest naszą wizytówką. Jeśli Bóg uznał za stosowne oczyszczać teraz swój Kościół, to dobrze. Poddajmy się temu. On naprawdę wie, co robi.•

o. Cordian Szwarc

franciszkanin, prowadzi warsztaty Caritas Laudato si’ i Pielgrzymkę Różnych Dróg i Kultur. Twórca i opiekun wspólnoty Siedem Aniołów.

Dostępne jest 27% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.