Radość z seksu

Bogumił Łoziński

publikacja 13.12.2010 16:02

Wbrew obiegowym opiniom, Kościół nie naucza, że celem aktu płciowego jest tylko i wyłącznie poczęcie potomstwa. Jest to także sposób wyrażania miłości, źródło radości i przyjemności, a właściwie przeżywana seksualność może być drogą do świętości.

Radość z seksu !unite / CC 2.0

Opinia wyrażona przez Benedykta XVI w książce „Światłość świata” na temat dopuszczalności stosowania prezerwatyw wywołała poruszenie opinii publicznej. Artykuły, jakie pojawiły się w większości światowych mediów, pokazują kompletne niezrozumienie, powtarzanie obiegowych opinii czy wręcz ignorancję dziennikarzy na temat nauczania Kościoła o ludzkiej seksualności.

Prokreacja, miłość, przyjemność
Jednym z najczęściej powielanych mitów na temat stosunku Kościoła do sfery seksualnej jest twierdzenie, że katolicy mogą współżyć tylko i wyłącznie w celu poczęcia potomstwa. Z takiej perspektywy przedstawia nauczanie Kościoła na ten temat Tadeusz Bartoś w „Newsweeku” z 29 listopada br. To nieprawda. Kościół podkreśla, że akt płciowy może się odbywać tylko między małżonkami i jego podstawowym celem jest prokreacja, otwartość na przyjęcie nowego życia, ale nie tylko. Zawierający oficjalne i aktualne nauczanie kościoła Katechizm Kościoła Katolickiego jednoznacznie stwierdza, że akt płciowy małżonków ma podwójny cel: „dobro samych małżonków i przekazywanie życia”. Dokładnie takie nauczanie zawiera też encyklika „Humanae vitae” Pawła VI z 1968 r. Papież podkreśla w niej, że akt małżeński nie przestaje być moralnie poprawny, gdy odbywa się w okresie niepłodnym, jeśli jest wyrazem „umacniania zespolenia małżonków”, czyli ich miłości.

Do czego prowadzi rezygnacja w małżeństwie z życia płciowego, pokazuje przykład jednego ze współczesnych radykalnych ruchów odnowy Kościoła. Otóż zalecano w nim, aby małżonkowie, którzy mieli już trójkę lub więcej dzieci i nie chcieli mieć więcej, składali ślub czystości, rozumiany jako kompletna rezygnacja z aktów płciowych, jako rzekomo przeszkadzających w drodze do Boga. Pod wpływem nacisku duchowych liczne małżeństwa wchodziły na taką drogę, co w wielu przypadkach kończyło się poważnymi problemami rodzinnymi, a nawet rozpadem małżeństw. Sfera seksualna tworzy bardzo silną więź między małżonkami. Co więcej, przy osłabieniu relacji emocjonalnych czy problemach z miłością rozumianą jako odpowiedzialność za drugą osobę, często jest elementem podtrzymującym trwałość małżeństwa, do czasu uporządkowania pozostałych elementów miłości. Historia Kościoła zna pojedyncze przypadki małżonków, którzy w pewnym momencie zdecydowali się na zaprzestanie współżycia ze względu na miłość do Boga, na przykład beatyfikowani w 2001 r. Alojzy i Maria Quattrocchi, tyle że taka decyzja wymaga bardzo zaawansowanego rozwoju duchowego.

Nieprawdziwe są też sugestie, że katoliccy małżonkowie powinni unikać zmysłowości. Pius XII w przemówieniu z 1951 r. stwierdził: „Małżonkowie we wspólnym, całkowitym oddaniu się fizycznym doznają przyjemności i szczęścia cielesnego i duchowego. Gdy więc małżonkowie szukają i używają tej przyjemności, nie czynią niczego złego, korzystają tylko z tego, czego udzielił im Stwórca”. Stwierdzenia, że płciowość jest radością i przyjemnością znajdziemy także w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Kościół przypomina jednocześnie o granicy tej „przyjemności”, którą jest szacunek dla godności drugiego człowieka i niepodejmowanie czynności, które mogą go poniżać.

To nie antykoncepcja
Krytycy katolickiego podejścia do seksualności zarzucają mu brak konsekwencji w kwestii regulacji poczęć, ponieważ całkowicie zabrania ono stosowania środków antykoncepcyjnych, a pozwala na stosowanie naturalnej regulacji poczęć. Jest to problem ważny, gdyż pomaga zrozumieć istotę katolickiego stosunku do ludzkiej seksualności, a jednocześnie pokazuje dwie, niedające się pogodzić, koncepcje istoty ludzkiej. W perspektywie katolickiej człowiek jest jednością duchowo-cielesną. Rozum i wolna wola, którymi jest obdarzony jako jedyna istota żywa na ziemi, ma mu służyć m.in. do panowania nad zmysłami, a w szczególności nad popędem seksualnym. W mentalności antykoncepcyjnej jest dokładnie odwrotnie: życie człowieka zostaje podporządkowane zaspokajaniu popędu seksualnego, co prowadzi do sytuacji, w których nie wola, ale popęd kieruje człowiekiem.

Naturalna regulacja poczęć opiera się na ustanowionych przez Boga prawach natury, małżonkowie bowiem poznają własną płciowość i na podstawie obserwacji rytmu biologicznego kobiety określają dni płodne i niepłodne. Z uzasadnionych powodów, współżyjąc w okresach niepłodnych i powstrzymując się od aktów płciowych w okresach płodnych, szanują swoje ciała, traktują się podmiotowo, okazują sobie czułość, a przede wszystkim przez swoją wolę (wymiar duchowy) panują nad sferą płciową. Nie należy zapominać, że nawet współżyjąc w okresie niepłodnym, muszą być gotowi na przyjęcie nowego życia. W mentalności antykoncepcyjnej drugi człowiek jest przedmiotem użycia, zaspokojenia popędu, w całkowitym oderwaniu od sfery duchowej. Takie kontakty nie wymagają panowania nad popędem ani szacunku dla drugiego człowieka. Wprost przeciwnie, nawet jeśli u ich źródeł były pozytywne emocje, szanse na rozwój prawdziwej miłości są niewielkie. Do tego antykoncepcja jest szkodliwa dla organizmu, powoduje szereg powikłań i poważnych chorób.

Przez płciowość do świętości
Przy prezentowaniu katolickiej koncepcji płciowości media lewicowo-liberalne kompletnie pomijają, stworzoną przez Jana Pawła II, teologię ciała, która zawarta jest w zbiorze 129 katechez pt. „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Takiego zabiegu dokonuje na przykład T. Bartoś we wspomnianym artykule, bo przecież trudno byłego zakonnika posądzić o nieznajomość jednego z najważniejszych elementów nauczania Jana Pawła II. Punktem wyjścia dla teologii ciała jest uświadomienie sobie, że Jezus Chrystus odkupił całego człowieka, nie tylko w wymiarze duchowym, ale także cielesnym. Ludzka płciowość nie jest więc wyłączona spod działania Bożego, choć oczywiście pełne odkupienie człowieka nastąpi po zmartwychwstaniu.

Jednak już tu, na ziemi, przez właściwe odczytanie sensu ludzkiej płciowości, możemy wejść na drogę duchowego zjednoczenia z drugim człowiekiem i samym Bogiem. Oba wymiary zjednoczenia są ze sobą integralnie związane, bowiem kobieta i mężczyzna osiągają komunię osób, zjednoczenie duchowe, w takim stopniu, w jakim są zdolni odkryć sens swojej płciowości, patrząc „widzeniem” samego Boga. Mówiąc wprost: tylko wówczas w pełni pokochamy współmałżonka i zjednoczymy się z nim, jeśli będziemy potrafili obdarzyć go taką miłością, jaką kocha nas Bóg. A to wymaga wejścia na drogę do świętości, czyli zjednoczenia z Bogiem. Jan Paweł II wskazuje, że w historii ludzkości tak rozumiane zjednoczenie między dwojgiem osób oraz Bogiem miało miejsce przed grzechem pierworodnym.

W komunii osób, wzorowanej na miłości Boga, ludzka płciowość to dar, który mężczyzna i kobieta przekazują sobie w sakramencie małżeństwa. Jan Paweł II naucza: „Małżeństwo wówczas tylko odpowiada powołaniu chrześcijan, jeżeli odzwierciedla się w nim owa miłość, jaką Chrystus – Oblubieniec, obdarza Kościół – swą Oblubienicę, i jaką Kościół (na podobieństwo żony »poddanej«, a więc w pełni oddanej) stara się odwzajemniać Chrystusowi”. To właśnie w tym sakramencie odkrywamy oblubieńczy sens ciała według pierwotnego zamysłu Boga, przed grzechem pierworodnym. Sens ten wyraża się w tym, że człowiek, niezależnie od tego, czy żyje w małżeństwie, czy w celibacie, panuje nad sferą płciową, prowadząc życie w czystości, opanowaniu, powściągliwości pożądań czy wstrzemięźliwości. Papieski biograf Georg Weigel podkreśla, że teologia ciała to odpowiedź Kościoła katolickiego na rewolucję seksualną lat 60. ub. wieku. Choć na razie nie jest ona powszechnie znana i stosowana, jednak – według Weigla – to „teologiczna bomba zegarowa”, która wybuchnie w Kościele w trzecim tysiącleciu i wiele zmieni w mentalności ludzi