Co wyrosło pod Rybą?

Marcin Jakimowicz

GN 22/2021 |

publikacja 03.06.2021 00:00

Owoce, jak wiadomo, nie wyrastają z dnia na dzień, ale ćwierć wieku to wystarczająco długi czas, by przyjrzeć się im z bliska. Oto dostawa prosto z Lednicy. Proszę się częstować!

Msza św. pod przewodnictwem biskupów i przejście przez Bramę Rybę to najważniejsze momenty lednickich spotkań. roman koszowski /foto gość Msza św. pod przewodnictwem biskupów i przejście przez Bramę Rybę to najważniejsze momenty lednickich spotkań.

Jednego możemy być pewni: to drzewo jest solidnie nawodnione. Korzenie czerpią wodę z chrzcielnych źródeł Polski. Rok w rok młodzi, przechodząc pod Rybą, wyznają, że Jezus jest jedynym Panem i Zbawicielem. To stały punkt spotkań. Nieprzypadkowo. – Jeśli zapuszczą korzenie w Chrystusie, o resztę jestem spokojny – opowiadał mi o. Jan Góra, który zżymał się, gdy ktoś nazywał spotkanie „eventem”. – To solidnie przygotowany program, a nie jednorazowe wielotysięczne wydarzenie! Lednica to nie żadna akcja. To formacja. Tu nieustannie coś się dzieje. Przed czerwcowym spotkaniem starannie przygotowujemy dla duszpasterstw program formacyjny. Dlaczego? To proste! By wejść na szczyt Himalajów, najpierw trzeba trenować w Tatrach i Alpach – dodawał.

Spotkanie, które narodziło się jako kontynuacja VI Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie z przekonania o. Jana Góry, że młodych, którzy uczestniczyli wtedy w ŚDM, nie można zostawić samych i że trzeba coś zrobić z ich entuzjazmem, ma już 25 lat!

Wywiedli mnie w pole

Od ćwierć wieku młodzi czują się tu jak ryba w wodzie. Spotkałem takich, którzy opowiadali mi o swoim nawróceniu, a nawet kapłanów, którzy mówili, że swe powołanie rozeznali na wielkopolskich polach.

„Przyjechałem jako zmieszany i zbuntowany nastolatek. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem i czego wszyscy ode mnie chcą. Byłem przekonany, że jedziemy na spotkanie z papieżem. Wywiedli mnie w pole, dosłownie! Gdzieś w dali łaził ubrany na biało człowiek. Byłem święcie przekonany, że to Jan Paweł II, bo jego twarz wyświetlana była na telebimach. Okazało się jednak, że to »tylko« Jan Góra”. Tak rozpoczęła się dominikańska przygoda ojca Mateusza Kosiora, który przed laty był odpowiedzialny za to gigantyczne przedsięwzięcie.

Dostępne jest 19% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.