"Wierzysz w to, klecho?". 80 lat temu o. Kolbe opuścił Pawiak

Tomasz Gołąb

publikacja 28.05.2021 07:29

Jego droga krzyżowa wiodła przez najcięższe więzienie. Święty Maksymilian był gotów na śmierć. Więcej - pragnął jej. 28 maja został wywieziony do obozu Auschwitz.

"Wierzysz w to, klecho?". 80 lat temu o. Kolbe opuścił Pawiak fot. IPN/ koloryzacja: Tomasz Gołąb/ Foto Gość „Szczytem miłości i pracy dla Niepokalanej jest umrzeć i to gdzieś pod płotem” – mówił do współbraci.

Początkiem tej drogi był 17 lutego 1941 r., gdy wraz w grupie pięciu zakonników aresztowany został przez gestapo w Niepokalanowie. Kresem - wigilia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli 14 sierpnia, kiedy w komorze głodowej poniósł męczeńską śmierć.

O. Maksymilian Maria Kolbe był jednak na nią gotów, więcej: pragnął jej. Jeszcze w przeddzień swego aresztowania w lutym 1941 r. mówił braciom, że jest wielkim szczęściem i wielką łaską Bożą przypieczętowanie swego ideału własnym życiem. „Szczytem miłości i pracy dla Niepokalanej jest umrzeć i to gdzieś pod płotem, ażeby popiół z własnych kości wiatr rozsypał po polu, bo ten zasiew z ludzkiego życia jest zawsze i będzie najpłodniejszy” – przekazał.

Pawiak był jednym z większych i okrutniejszych niemieckich więzień w okupowanej Polsce. Działało od października 1939 r. do 21 sierpnia 1944 r., gdy z polecenia gestapo budynki zostały wysadzone w powietrze. Do dziś nie udało się odtworzyć informacji o połowie ze 100 tys. więzionych tu osób.

W trzyosobowych celach Niemcy upychali po kilkunastu więźniów. Nie było mowy o spaniu, myciu się, dokuczało robactwo i głód. Dawne kaplice zamieniono w cele śmierci, w których wykonywano egzekucje. Jesienią 1940 r. gestapo zabroniło odprawiania Mszy św. na Pawiaku i wszelkich praktyk religijnych. Na stałej wystawie można obejrzeć zdjęcie o. Maksymiliana oraz medaliki i krzyżyki, które wachmajstrzy brutalnie zdzierali z szyi. Książeczki do nabożeństwa i obrazki targali na strzępy i wyrzucali na śmietnik. Widok sutanny wprawiał ich w prawdziwą wściekłość.

Według relacji Tadeusza Lucjana Chrościckiego, o. Maksymiliana umieszczono na początku w dużej, 30-osobowej celi, gdzie spędził ponad miesiąc. Pocieszał, wspierał, spowiadał… Przed Wielkanocą potajemnie odprawił rekolekcje dla pracujących w bibliotece, młodych ludzi z inteligencji warszawskiej. Nie zdjął habitu, godząc się na szykany strażników.

„Obecność o. Kolbego i jego spokój, którym się wyróżniał od nas, jak również opowiadania i rozmowy z nim prowadzone, wywarły doskonały wpływ na uspokojenie moich nerwów” – wspominał po wojnie Edward Gniadek, były więzień Pawiaka, Oświęcimia i Dachau. To on opowiedział też o szale gestapowca na widok habitu i zwisającego u paska o. Kolbe różańca z krzyżem. Na początku marca 1941 r. Edward Gniadek przebywał z o. Kolbem w tej samej celi około jednego tygodnia.

– Wierzysz w to? – miał wykrzyknąć po niemiecku wskazując na krzyż.

O. Maksymilian odpowiedział twierdząco, co wywołało jeszcze większą wściekłość i kolejne pytanie. Gdy Kolbe potwierdził, z jeszcze większą furią, potrząsając koronką, zaczął bić go po twarzy, po czym wybiegł trzaskając drzwiami celi.

Roztrzęsionemu Edwardowi Gniadkowi, pełen spokoju o. Kolbe powiedział: „proszę się tym nie przejmować i nie denerwować, gdyż pan ma swoje kłopoty i trudności, ja to wszystko znoszę dla Matki Bożej”. Potem o. Maksymilian modlił się, chodząc po celi. O przysłanie ubrania cywilnego poprosił współbraci dopiero dwa miesiące później, tuż przed opuszczeniem więzienia.

Franciszkanin przebywał na Pawiaku ponad trzy miesiące. Do Auschwitz został deportowany 28 maja w transporcie 304 osób. Wśród nich byli duchowni oraz 15 Żydów. Następnego dnia ojciec Kolbe został więźniem numer 16670.