Myśli rozproszone

Dlaczego w kraju, ciągle roszczącym sobie pretensje do bycia przedmurzem chrześcijaństwa, tak małe jest zainteresowanie życiem Kościoła?

ks. Włodzimierz Lewandowski xwl ks. Włodzimierz Lewandowski

W poniedziałek Franciszek odwiedził watykańskie media. Papieska wizyta związana była z  rocznicą powstania dziennika L’Osservatore Romano (180-lecie) i Radia Watykańskiego (90-lecie). Jak zwykle przy takich okazjach były kwiaty, uściski dłoni, serdeczne rozmowy z pracownikami, ale i wywiad, udzielony włoskiej redakcji Radia Watykańskiego. Chwaląc zaangażowanie wszystkich redakcji i kierunek trwających od dłuższego czasu reform Franciszek postawił ważne pytanie. Do ilu ludzi docieramy, ilu czytelników ma watykański dziennik.

Pokusiłem się o małe śledztwo. Nie wiem jaki jest nakład L’Osservatore, ile odsłon mają strony internetowe. Natomiast ogólnie dostępne są dane watykańskich kanałów w serwisie YouTube. Ilość subskrypcji. Kanał włoski: 604 tys.; angielski 198 tys.; hiszpański 589 tys.; francuski 46 tys.; niemiecki 20 tys.; chiński 8 tys.; wietnamski 124 tys.; polski 6,5 tys.

Ostatni wynik nie jest, zwłaszcza na tle innych, rewelacyjny. Pisząc o tym nie mam bynajmniej zamiaru poddawać krytyce polski zespół. Przeciwnie. Na jego pracę patrzę z podziwem i wdzięcznością, mając świadomość wykonywanej przez małą grupę dziennikarzy  tytanicznej pracy, dzięki której otrzymujemy nie tylko relacje z bieżącej działalności papieża, ale i obraz tego, co dzieje się w Kościele powszechnym. Bardziej zastanawia dlaczego w kraju, ciągle roszczącym sobie pretensje do bycia przedmurzem chrześcijaństwa, tak małe jest zainteresowanie życiem Kościoła.

Ktoś powie, że mamy własne, sprawnie wykonujące swoją pracę, media. Owszem. Ale znów wraca pytanie do ilu odbiorców docierają. Jeżeli zsumujemy wszystkie nakłady pism katolickich, słuchalność stacji radiowych i oglądalność telewizji (systematyczną, nie okazjonalną), wyjdzie 10 procent? Mam poważne obawy. Jeśli dodamy, że spora część nakładów prasy ląduje w parafialnych kotłowniach, jest powód bicia na alarm. Co będzie gdy zmieni się system dystrybucji, zrezygnujemy z rozdzielników (chwalebnym wyjątkiem jest mający siatkę kolporterów i przyjmujący zwroty Gość Niedzielny) i postawimy na wolny rynek prasy katolickiej? Ile tytułów się ostoi? Pytanie wcale nie retoryczne.

Papieskie wystąpienie, ale i głośny, kontrowersyjny wywiad ojca Szustaka, były inspiracją dyskusji między kilkoma pracownikami katolickich mediów. Jak dotrzeć do szerokiego kręgu odbiorców (celowo unikam słowa „czytelników”), zwłaszcza młodych, o których mówi się ciągle, że są nadzieją Kościoła. Odpowiedź, podobnie jak na pytanie o kształt współczesnego, dobrego duszpasterstwa młodzieży, nie jest łatwa. Być może pomocną okaże się obserwacja zachowań młodych w Sieci. Tak, w Sieci. Bo tradycyjne media są już poza ich zasięgiem. Tradycyjne duszpasterstwo także. Zatem co ogląda, słucha, młody człowiek na swoim smartfonie? Otóż to, co polecą mu rówieśnicy. Owszem, typowe zachowania stadne. Ktoś powie bezrefleksyjne. Ale nie ma co płakać i narzekać. Trzeba to wykorzystać. Jak zauważył przed kilkoma dniami generał jezuitów, nawet sekularyzacja może być szansą. Pod warunkiem, że wśród niewielu młodych, jakich jeszcze mamy, ukształtujemy liderów, potrafiących poruszać się w tym środowisku. Tak było, o czym pisałem przed kilkoma laty, podczas słynnego spotkania Franciszka z włoskim Kościołem we Florencji. Dano młodym szansę: twórzcie teamy w mediach społecznościowych i róbcie relacje. Nie mogłem wyjść z podziwu obserwując jak szybko wydarzenie wspięło się na szczyt top listy trendów. Być może ich zaangażowanie było jednym ze źródeł sukcesu pielgrzymki młodych do Rzymu.

O podobnym doświadczeniu mówił kiedyś ksiądz, pracujący w Papieskiej Radzie Kultury. Nie pamiętam już tematu konferencji. Poza tym, że był niszowy i w zasadzie nie powinien wzbudzić szerszego zainteresowania. Dzięki zaangażowaniu niewielkiego zespołu osiągnął w mediach społecznościowych podobny jak we Florencji sukces.

Ktoś zauważy, zresztą słusznie, że Sieć nie jest miejscem na duszpasterstwo. Nie do końca prawda. Włoskie Stowarzyszenie Dziennikarzy (USCI) przygotowało dla duszpasterzy krótki, kilkupunktowy poradnik. „Kilka zasad osobistych (dla księży)”. Siedem wartych przemyślenia zasad:

  1. Media społecznościowe nie są amboną w moim kościele.
  2. Media społecznościowe są sposobem słuchania / oglądania, zanim zacznie się rozmowa / decydowania.
  3. Media społecznościowe są miejscem ograniczonych relacji.
  4. Media społecznościowe mówią, ale nie przekonują.
  5. Media społecznościowe nie odsłaniają ani dobra ani zła.
  6. Media społecznościowe mogą prowadzić do nieporozumień.
  7. Media społecznościowe są bardzo dobrą okazją.

Naszą uwagę zwraca ostatni punkt. Dobra okazja by, mówiąc językiem ubiegłorocznego Orędzia na Dzień Środków Przekazu, zaczynając od ograniczonych relacji (społeczności) przejść do relacji rzeczywistych, pogłębionych (wspólnoty). Wszelako pod jednym, wspomnianym już warunkiem. Zaufamy młodym, ich wyobraźni, kreatywności i powiemy: łap okazję. Być może dzięki tym inicjatywom uda nam się dotrzeć do szerszego kręgu młodych odbiorców (starsi i tak pozostaną przy papierze i stronach internetowych), a w dalszej perspektywie stworzyć/zbudować nową jakość. Nie upieram się, że mam rację, ale próbować można. A nawet trzeba. Jeśli nie chcemy trwać w złudzeniach próbując odgrzewać po raz kolejny stare kotlety.