Herbatka u rektora

ks. prof. Antoni Dębiński

publikacja 05.04.2021 11:28

Jak wynika z samego tekstu zaproszenia, okazją do spotkania była wizyta arcybiskupa Westminsteru, prymasa Anglii i Walii. Stanowiła ona jeden z punków programu jego pobytu Polsce, która podówczas coraz bardziej była izolowana żelazną kurtyną od wolnego świata.

Herbatka u rektora Jakub Szymczuk /Foto Gość Ks. prof. Antoni Dębiński: Koło Społecznie-Postępowe okazało się efemerydą; istniało zaledwie sześć lat. W 1957 r. definitywnie zakończyło swoją działalność.

Zdzisław T.  Łączkowski, poeta i publicysta, wspominając lata studenckie spędzone w Lublinie (studiował polonistykę na KUL-u), z ogromną sympatią przywoływał osobę rektora ks. Antoniego Słomkowskiego, o którym napisał tak: „darzył nas dużą sympatią i często zapraszał do siebie na podwieczorki” (Z dyplomem KUL w Polskę, Lublin 1994). Istotnie, spotkania „u rektora” to bardzo charakterystyczny i częsty wątek wspomnień o życiu uniwersyteckim z okresu końca lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Zazwyczaj były one nazywane „herbatkami”. Wyraźnie zapamiętało je wielu studentów jako „szczególnie miłe wspomnienia ze spotkań w mieszkaniu ks. rektora (salony rektorskie), którego drzwi były dla nas zawsze otwarte. Niezapomniane są te wieczorne herbatki” (Ksiądz Rektor Antoni Słomkowski. Stulecie urodzin, Lublin 2001).

Konwentykle nazywane podwieczorkami i herbatkami zapewne stanowiły jakieś uzupełnienie diety ich uczestników, ale przede wszystkim stawały się oprawą do spotkań towarzyskich, dyskusji i rozmów, także mniej formalnych. Z jednej strony były one „pełne radości i humoru”,  jak to opisywała jedna ze studentek, z drugiej zaś zawierały intelektualny i kulturalny wymiar. Przywołany na początku Zdzisław Łączkowski podawał, że to w salonach rektorskich miał miejsce  jego debiut poetycki. Z kolei Janusz Dunin-Horkawicz, student polonistyki, później profesor filologii polskiej, cofając się pamięcią do czasów studiów, zanotował: „Raz byłem z grupą polonistów zaproszony przez Rektora na taki wieczorek z prof. Konradem Górskim, w czasie którego mówił on o poezji Kasprowicza. […].  na tym spotkaniu profesor wygłosił z pamięci obszerne „Hymny” (Przystanek na wyspie wolność, Lublin 1993). Niewątpliwie spotkania stanowiły ujmujący akcent w przaśnej, powojennej rzeczywistości, skracały dystans w zhierarchizowanej co do zasady społeczności akademickiej. Poza wszystkim charakteryzowały niepowtarzalny styl bycia i działania pierwszego powojennego rektora KUL, wyrażały jego otwartość i bezpośredniość w kontaktach. Owe herbatki potwierdzały spostrzeżenie przywoływanego już J. Dunin- Horkawicza, że „KUL-owski układ profesor - student był w stalinowskich latach wyjątkowy”.

Uniwersytet dźwigał się z wojennej pożogi

Aby lepiej uchwycić fenomen owych „herbatek”, należy przypomnieć realia, w których się one odbywały. Otóż był to czas, kiedy Uniwersytet dźwigał się z wojennej pożogi.  Jej potworność oddaje wygląd, będącego sercem uczelni, głównego budynku przy Alejach Racławickich, zapamiętany przez świadka tamtych dni: „Tuż u bramy leżał zabity koń, szczerzył zęby, w martwym oku zastygło przerażenie. Trupy ludzkie w powykręcanych złachmanionych pozach, w których nic nie było z godności człowieka. Dziedziniec zasypany szkłem, papierami, słomą, okna ziejące pustką.[...] korytarze gmachu, zawalone rupieciami i rumowiskiem, wiatr hulał tu wzdłuż i wszerz, trzaskały ocalałymi skrzydłami drzwi. Tu i tam pocisk rozwalił ścianę i przez wyrwę w murze widać było ulice i domy miasta. Dach zniszczony, cały gmach w ruinie” (Jerzy Cichocki, K.U.L. pracuje, w: Deo et Patriae. Katolicki Uniwersytet Lubelski, Lublin 1948).

Mimo trudności i przeszkód Uniwersytet przyciągał  kandydatów. Przyjeżdżali z całej Polski,  niektórzy dlatego, że jedynie na KUL-u mogli podjąć studia ponieważ drzwi innych uczelni, z racji ideologicznych, były dla nich zamknięte. „Znaczna część młodzieży, głównie inteligenckiego, ziemiańskiego i kułackiego pochodzenia nie miła się gdzie podziać. Wielu spotkało na swojej drodze doradców z pytaniem „Dlaczego nie na KUL?”, konstatował J. Dunin- Horkawicz.

Wrażliwy na biedę i niedostatek

Ks. Słomkowski niestrudzenie zabiegając o sprawy Uniwersytetu, angażując profesorów i rozpoczynając nowe inwestycje, żywo interesował się warunkami codziennego życia żaków i pracowników; taki obraz jego osoby utrwalił się w oczach współczesnych (świadectwa zostały zebrane w publikacjach: Katolicki Uniwersytet Lubelski w latach 1944-1952. Wspomnienia i relacje, Lublin 1999; Ksiądz Rektor Antoni Słomkowski. Stulecie urodzin, Lublin 2001). W tamtym okresie doskwierał niedostatek, niejeden student przymierał głodem, stąd władze uczelni szukały jakiegoś remedium. Zgodnie z decyzją ks. rektora niektóre produkty w akademickiej stołówce były wydawane studentom bezpłatnie. Fraza „kawa (czarna, zbożowa) i chleb były za darmo” często pojawia się we wspomnieniach z tamtych lat. Rektor często pojawiał się stołówce, gdzie „pytał: Smakuje wam? Dosyć macie? Kasza jeszcze jest!”. Odznaczał się wrażliwością na biedę i niedostatek, jak wspominali świadkowie tamtych czasów „kazał wyszukiwać  i sam wyszukiwał tych, którzy najbardziej potrzebują”; „zaopatrywał pracowników, którzy przyszli po wojnie wyniszczeni, często wygłodniali, w żywność i ubranie”.

Historia niezwykłego spotkania

Wróćmy do zaproszeń na herbatę. W archiwum uniwersyteckim są przechowywane ich druki, które wyszły z kancelarii rektora w latach czterdziestych ubiegłego stulecia. Zazwyczaj były one umieszczone na zwykłych kartkach papieru. Nie były one żadną miarą firmowym papierem listowym z logiem, herbem czy innymi znakami urzędowymi, co obecnie  jest właściwie standardem w każdej instytucji czy urzędzie. Na takiej kartce papieru, pismem maszynowym, z wykropkowanym miejscem na wpisanie nazwiska adresata opatrzonego należnymi tytułami, był lokowany tekst zaproszenia, zazwyczaj rozpoczynający się: „Uprzejmie proszę o przybycie na herbatę do mieszkania rektorskiego”. Zaproszenia adresowane do różnych osób ks. rektor Słomkowski opatrywał odręcznym podpisem bez podawania tytułu naukowego. Spośród wielu, zachowało się także wystawione w czerwcu 1947 roku, którego adresatem był najprawdopodobniej profesor Czesław Strzeszewski.  Treść brzmi następująco: „Proszę uprzejmie o przybycie na herbatkę wraz z Małżonką do mieszkania rektorskiego dnia 7 VI, o godz. 20.30, z okazji wizyty J.E. ks. Dra Augusta Kardynała Hlonda oraz J.E. ks. Bernarda Kardynała Griffina”. Warto odnieść się do okoliczności, które dały rektorowi asumpt do zorganizowania owej „herbatki”. 

Jak wynika z samego tekstu zaproszenia okazją do spotkania  była wizyta arcybiskupa Westminsteru, prymasa Anglii i Walii. Stanowiła ona jeden z punków programu jego pobytu Polsce, która podówczas coraz bardziej była izolowana żelazną kurtyną od wolnego świata. Przyjazd  brytyjskiego hierarchy został zrealizowany na zaproszenie kardynała Augusta Hlonda, który po powrocie do kraju (1945 rok),  mając pełnomocnictwa Watykanu, zabiegał o uregulowanie niezwykle trudnej kwestii administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Jednym z celów wizyty było zapoznanie brytyjskiego kardynała z realiami życia religijnego  na terenach po wojnie wcielonych do Polski. Pobyt miał charakter duszpasterski, nie zaplanowano żadnych spotkań z przedstawicielami władz państwowych. Prymas Hlond jedynie powiadomił o niej krótko i formalnie ówczesnego premiera Józefa Cyrankiewicza zaznaczając, że arcybiskup Westminsteru „pragnie złoży wizytę Episkopatowi Polski i zapoznać się z religijnością kraju” (kopia listu, podobnie jak korespondencja Kardynała A. Hlonda odzwierciedlająca przygotowania wizyty znajduje się w Acta Hlondiana, tom V, część 12, oprac. Stanisław Kosiński). Mimo, że wizyta z założenia  miała kościelny charakter, przyciągała uwagę wielu środowisk, począwszy od terminu. W interesujący sposób napomykał o niej Stanisław Jan Rostworowski, dziennikarz, publicysta, katolicki działacz społeczny i  poseł na Sejm PRL (nota bene absolwent KUL-u). Otóż w biogramie swojego kuzyna, Stefana Mariana Rostworowskiego (działał w organizacji Wolność i Niezawisłość, jako emisariusz przedostał się do Londynu, gdzie do 1949 r. działał w Delegaturze WiN), napisał, że otrzymał on od kard. A. Hlonda „tajną misję skłonienia ks. kard. Bernarda Williama Griffina, do tego, aby nie przybywał do Polski przed terminem wyznaczonych wyborów do sejmu, lecz po ich przeprowadzeniu” (Monografia rodziny Rostworowskich. T. 1. Lata 1386-2012, Warszawa 2013”). Tak czy owak, przyjazd kardynała nastąpił bez mała po pięciu miesiącach po sfałszowanych wyborach do sejmu ustawodawczego (odbyły się one w styczniu 1947 roku).

Jak dowiadujemy się z dokumentów „zasadniczy program” kilkudniowego pobytu obejmował odwiedziny kilkunastu miejsc, zaś jedynym miastem we wschodniej Polsce był Lublin.  Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało znajdujemy w korespondencji prymasa Hlonda, który w liście z 10 maja 1947 roku do biskupa Stefana Wyszyńskiego napisał „Należałoby pobyt dostojnego gościa wykorzystać, by go zaznajomić z organizacją i działalnością Uniwersytetu Katolickiego”. Prymas Hlond postulował jednocześnie, by w planowanych przemówieniach „nie było akcentów politycznych”. W Lublinie podjęto stosowne przygotowania. Biskup S. Wyszyński w odpowiedzi napisał „Ustaliliśmy z ks. Rektorem Słomkowskim podział zaszczytów goszczenia Dostojnych Gości w ten sposób […], ks. Kardynał Griffin zamieszka na KUL, który jest głównym celem Jego przyjazdu do Lublina. Znajdzie tam liczniejsze grono poliglotów, anglistów, których w moim otoczeniu brak”. Biskup lubelski dodał, że „nie chcąc przeciążać Dostojnych Gości, pokażemy najważniejsze zabytki miasta”, dodając, że „resztę czasu wypełni KUL”.  I tak się stało. Wizyta przebiegła zgodnie z planem. Jej centralnym punktem było spotkanie ze społecznością akademicką w największej auli uniwersyteckiej.  Na początku ks. rektor Słomkowski wygłosił krótkie powitalne słowo; przemówił po łacinie. Odniósł się, co zrozumiale, do sytuacji Uniwersytetu. Nie podniósł kwestii politycznych, chociaż nawiązał się do potworności II wojny światowej stwierdzając: „Pozdrawia Cię ten Uniwersytet, którego profesorowie i studenci, w dużej części, podczas wojny zostali albo zabici albo wtrąceni do więzienia albo skierowani do katowni, która po niemiecku nazywa się Konzentrationslager. Śladami i pozostałościami katuszy i cierpień, których doznawaliśmy, jest ów obóz Majdanek, gdzie jest zbudowany kopiec z kości i popiołów tak wielu tysięcy ludzi, który jest dla potomnych wiecznym świadectwem bezbożnej zbrodni”. Rektor odniósł się jedynie do skutków okupacji niemieckiej, milczeniem pomijając szkody, jakich wspólnota akademicka doświadczyła wskutek agresji i okupacji sowieckiej.

Na zakończenie nawiązując do stylistyki stosowanej w przywoływanej korespondencji, należy stwierdzić że cel wizyty w Lublinie został osiągnięty: „Dostojny Gość” został „zaznajomiony” z organizacją i działalnością Uniwersytetu, który powoli wychodził z wojennych zniszczeń. Arcybiskup Westminsteru, po powrocie do Wielkiej Brytanii, w obszernym przemówieniu wygłoszonym w Leicester z okazji uroczystego obchodu stulecia Ratcliffe College (tekst przemówienia wraz z tłumaczeniem na język polski został zamieszczony w Acta Hlondiana), odniósł się do swojej podroży do Polski. Wspomniał także spotkanie ze społecznością akademicką na Uniwersytecie, „gdzie w przepełnionej sali studenci mówili o tym ile zawdzięczają Newmanowi i Chestertonowi [...]”. Kardynał zauważył potencjał młodych ludzi, którzy „pełni entuzjazmu młodości, patrzą z wiarą i zapałem w przyszłość, gdy będą wraz z innymi odbudowywać Polskę duchowo i materialnie”. W sumie wydarzenie to miało duże znacznie, przede wszystkim promocyjne; wzbudzało zainteresowanie Uniwersytetem, skupiło uwagę na jego zadaniach i misji realizowanej w nowej, powojennej rzeczywistości. Wizyta księży prymasów uwidaczniała także jego instytucjonalny związek z Kościołem, co  stanowiło  ważny znak, także dla polskiej emigracji na Zachodzie, o wsparcie której zabiegała lubelska Wszechnica. Po akademii odbyła się „herbatka” u rektora; bez wątpienia była dobrym zwieńczeniem wizyty. W niecały rok później po tym wydarzeniu Senat Akademicki KUL nadał ks. Prymasowi A. Hlondowi doktorat honoris causa „za - jak czytamy w stosownej uchwale -  zasługi położone dla organizacji Kościoła Polskiego na Ziemiach Odzyskanych”.