Boże owocowanie

Beata Zajączkowska

Proboszczowie muszą na nowo stać się bliskimi ludziom misjonarzami, a nie być jedynie urzędnikami ich życia religijnego.

Boże owocowanie

Powyższe zdanie usłyszałam ostatnio od wiejskiego proboszcza we Francji. W ciągu siedmiu lat dokonał niemożliwego – liczba regularnie praktykujących osób wzrosła w jego parafii dziesięciokrotnie. Gdy obejmował placówkę miał w uszach słowa biskupa, że będzie na niej prawdopodobnie ostatnim proboszczem, bo trzeba ją będzie zamknąć, tak jak siedem wcześniejszych, które scalono w jedną parafię. Przez kilka pierwszych lat msze w tygodniu odprawiał przy pustym kościele. Mimo to nie poddawał się.

Żartując można powiedzieć, że do serc ludzi trafił przez… żołądek. Ponieważ na parafii nie było nawet plebanii zaczął od wynajęcia kawalerki w bloku i pierwszego kazania z kuchennym fortelem w tle. Przedstawiając się parafianom powiedział gdzie mieszka i że nie ma tam porządnej kuchni a on jest marnym kucharzem. Ludzie zrozumieli o co chodzi i zaczęli go zapraszać do siebie na posiłki. Wierzący i dalecy od Kościoła, a wielu ze zwykłej ciekawości i samotności. Zaczął też odwiedzać sklepy i targi w należących do parafii wioskach, wszystko to po, by przedstawić się ludziom, poznać ich i porozmawiać.

Potem zaprzągł do wozu starego osła i wziął na niego figurkę Matki Bożej z Dzieciątkiem. Wraz z grupką wiernych chodził do domu do domu mówiąc, że Maryja przychodzi ze swym błogosławieństwem. Był przekonany, że jeśli ludzie nie chodzą do kościoła, to Kościół musi iść do nich, inaczej nie ma szans.

Lody powoli zaczęły się kruszyć, atmosfera w parafii zmieniać, a ludzie prowadzili go do chorych, opuszczonych, potrzebujących, a także tych, którzy mogli się w parafii zaangażować. To co wydawało się umarłe, zaczęło powolutku wracać do życia. Ks. Bertrand Chevalier nazywa to Bożym owocowaniem.

Zdecydowanie nie zgadza się gdy mówię, że to jego sukces. – Ja tylko dałem ludziom swój czas i dzieliłem się z nimi moją wiarą. Od początku postanowiłem, że będą blisko ludzi i ich codziennego życia – mówi mi. Wyznaje, że parafia odżyła, bo Chrystus był w centrum życia parafialnego, a on jedynie z Nim wyszedł do ludzi. Mówiąc o obecnym kryzysie Kościoła podkreśla, że księża muszą być bardziej z ludźmi i dla ludzi i skoncentrować się na apostolstwie, a nie ludzkim planowaniu. Muszą być bardziej tymi, którzy dają a nie proszą, muszą na nowo stać się misjonarzami. Czysta Ewangelia, a zarazem, jak pokazuje historia parafii w Allonnes, doskonała recepta na duszpasterstwo rodzące życie nie tylko na francuskiej ziemi.