Stulecie

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 24.03.2021 06:55

Wyszedłem ze Mszy świętej oczarowany liturgią i z jakimś wewnętrznym pragnieniem, może głosem, czegoś domagającym się i oczekującym.

Stulecie Henryk Przondziono /Foto Gość

Pojedziesz na oazę – zakomunikowała głosem jak zwykle nie znoszącym sprzeciwu Babcia. Czyli pani Mirka Hankiewicz z Instytutu Prymasowskiego. Nie wiedziałem zbytnio z czym to się je, dlatego zapytałem. Pojedziesz, zobaczysz. To pojechałem. A właściwie pojechaliśmy w grupie kilkunastu osób. Podróż życia. Pociąg legenda Olsztyn – Zakopane. Przeszło dwadzieścia godzin jazdy i wielka niewiadoma na dworcu w Nowym Targu. Jakoś pod wieczór dnia następnego dotarliśmy. Szczawnica – Sewerynówka.

Pielgrzymki na Kopią Górkę oczywiście nie mogło zabraknąć. Spotkania z Księdzem Blachnickim również. Nie robiłem notatek, ale najważniejsze myśli po niemalże czterdziestu latach potrafię cytować. O zbyt szybko wracających do błota żabach, Kościele wspólnot, potrzebie ewangelizacji i… zbyt dużej ilości uczestników rekolekcji wakacyjnych. Bo masówka grozi śmiercią.

Ale nie to spotkanie było najważniejsze. W następnym roku pielgrzymowaliśmy do Krościenka na poranną Eucharystię. Gdy dotarliśmy w kaplicy Dobrego Pasterza trwała już próba śpiewu. Wspominam o niej celowo, gdyż ten tkwi w pamięci do dnia dzisiejszego. Podzielony na dwa głosy kościół, śpiewający podczas przygotowania darów: Od dawna szukam twarzy, drogiej twarzy mego Pana… Chrystusa Ciało to właśnie wy. I Jego Krew to przecież wy. I Jego miłość, to również wy. Jak więc zagubić mogłem ślad.

Wyszedłem ze Mszy świętej oczarowany liturgią i z jakimś wewnętrznym pragnieniem, może głosem, czegoś domagającym się i  oczekującym. W ostatnim dniu oazy długo modliłem się w kaplicy na Sewerynówce i chyba wtedy, po raz pierwszy powiedziałem Panu Bogu „tak”.

Spokojnie. Nie poleciałem od razu do seminarium. W międzyczasie zdążyłem parę razy zagubić ślad, szukając innych dróg i możliwości. Ostatecznie to nie ja odnalazłem ślad. Ślad odnalazł mnie. Na rekolekcjach przed maturą. Odprawianych w domu w jakiś sposób z księdzem Blachnickim związanym. Nieszawa, gdzie przed wojną jakiś czas mieszkał święty Maksymilian Kolbe. To był drugi moment, gdy powiedziałem „tak”. Nieodwołalnie.

Cztery lata po święceniach pojawiła się możliwość kontynuacji nauki w Studium Teologiczno-Pastoralnym przy KUL-u. Jego twórcą był ks. Franciszek Blachnicki. Dwa lata pomieszkiwania w domach Ruchu na Sławinku było fantastyczną przygodą wchodzenia w głąb charyzmatu Ruchu. To także wspaniali ludzie: wykładowcy, studenci, Wspólnota Niepokalanej Matki Kościoła. I ta ciepła, kameralna kaplica. Z ołtarzem w kształcie mostu. Przypominającym piosenkę roku. „Twój jest świat, twymi braćmi są, ludzie, których dzieli wiele rzek (…) Dlaczego nie budujesz mostów, które złączą nas? (…) Dlaczego nie budujesz mostów, abyśmy byli jedno, a ziemia była cząstką nieba?”

Ślad prowadził do różnych parafii, grup, wspólnot. Na koniec zaprowadził do Skrzynek i do portalu Wiara. Dziś wiem, że nie było by „Społeczności miłośników liturgii”, czyli naszego serwisu liturgicznego, w takim kształcie, w jakim jest, gdyby nie doświadczenie Eucharystii, przeżytej w Krościenku w sierpniu 1974 i spotkanie z charyzmatem Ruchu Światło-Życie. Bo dla Ruchu „LITURGIA, szczególnie eucharystyczna, jest uprzywilejowanym miejscem spotkania z Chrystusem w Duchu Świętym, znakiem objawiającym i urzeczywistniającym tajemnicę Kościoła - wspólnoty oraz źródłem i szczytem jego życia; dlatego chcę zawsze jak najpełniej w niej uczestniczyć, a moim zaszczytem i radością jest służba w zgromadzeniu liturgicznym według zaleceń soborowej odnowy liturgii”.