Misje. Z gór do dżungli

Grzegorz Brożek

publikacja 04.02.2021 09:10

Ksiądz Jan Baran od początku lutego nie pracuje już w Peru, a w Boliwii, w wikariacie apostolskim Nuflo de Chavez.

Misje. Z gór do dżungli FB ks. Jana Barana Ks. Jan Baran w Andach Peruwiańskich.

Od lutego ks. Jan Baran pracuje w Boliwii, w San Ramon w Wikariacie Apostolskim Nuflo de Chavez.

W Peru od 2017 roku pracował w parafii Izcuchaca, w diecezji Huancavelica. Parafia, miejscowość położona jest na wysokości około 3000 m. n.p.m.

Swoje 3 lata pracy w Peru ks. Jan Baran podsumowuje krótko w liście, jaki przysłała do diecezji. - Moja posługa tutaj, czasem wydawała mi się tylko jako „podtrzymywanie minimum z minimum” życia religijnego tutejszych chrześcijan, ale bez perspektyw na jakiś rozwój, szczególnie kiedy młodzież coraz częściej ucieka do miast, a ci którzy zostają nie przejawiają żadnego zainteresowania sprawami wiary. I to było dla mnie głównym powodem, aby pomyśleć o zmianie miejsca, aby iść tam, gdzie ludzie bardziej otwierają się na Boże Słowo. Może równie biedni, równie potrzebujący, czy zagubieni, ale gotowi do współpracy – pisze ks. Jan.

Jan Baran Peruwiańska parafia ks. Jana Barana

Niemniej jednak wiele udało się zrobić w Peru. Na parafii był najpierw z ks. Grzegorzem Trojanem, potem z ks. Pawłem Stecem. Materialnie udało się kilka prac wykonać: wyremontować dachy w dwóch kaplicach, odnowić fasadę kościoła parafialnego. Udało się także załatwić pomoc materialną dla mieszkańców, dla dzieci, dla rodzin, w ciężkiej sytuacji.

- Praca duszpasterska którą kontynuowałem po poprzednikach, polegała przede wszystkim na wyjazdach do wiosek, kiedy zostaliśmy poproszeni o Mszę świętą. (…) Niestety świadomość ludzi w czasie Mszy świętej jest bardzo znikoma, ponieważ uczestniczą tylko w mszach o które sami poproszą i tak były wioski gdzie przez cały rok bywałem nawet i dwa razy w tygodniu, to przez cały rok w zasadzie nie powtarzały się osoby, lecz zawsze była to jakaś konkretna rodzina, którą widziałem ponownie za pół roku, innych po roku czasu. Bardzo utrudniało to duszpasterstwo i podjęcie stałej formacji tych ludzi, a wręcz było to niemożliwe, przy tak wielkiej ilości wiosek – pisze ks. Jan.

W ciągu roku udzielali kapłani około 150 chrztów, do Komunii świętej przystępowało około 120 dzieci, do bierzmowania około 100 i średnio 13 par zawierało związek małżeński. Sakrament chorych udzielany był bardzo rzadko, jak również posługa spowiedzi. Kiedy mówiło się ludziom o grzechu, o jego konsekwencjach, często kończyło się to uśmiechem na twarzy odbiorcy – „posłuchamy cię innym razem”.

- Ludzie gór są często zamknięci w sobie, chłodni, zdystansowani w relacjach. Być może wynika to z ich trudnego położenia materialnego, gdzie naprawdę wiele muszą się napracować, aby przeżyć z dnia na dzień. Dlatego czas pandemii był i jest dla nich wszystkich bardzo trudny. Nie można powiedzieć o tych ludziach, że nie mają wiary, bo na swój sposób wierzą. Przejawem tego były ich prośby o Mszę świętą czy o chrzest. Dawniej nie było możliwości przemieszczania się na duże odległości tak jak dziś to czynimy dzięki samochodom, które otrzymujemy z waszych ofiar dawanych na tace – przyznaje ks. Jan.

- Pan Bóg na pewno ma swój plan na to jak zbawić tych ludzi i być może nawet ta Msza św. raz w roku, nawet udział w niej bez większego zrozumienia czy prośba o sakramenty, są wystarczające dla Boga wobec nich; tego myślę nikt nie wie, tylko On – pisze ks. Baran. Dlatego mimo kłopotów, mimo w zasadzie niemożliwości prowadzenia owocnej pracy duszpasterskiej, można z nadzieją patrzeć na rzeczywistość.